Wisła Kraków. Gra wyglądała obiecująco

Cień rzucony przez decyzję sędziego nie powinien przyćmić obrazu dobrej gry „Białej gwiazdy”.


Remis z kandydującym do mistrzostwa Polski Lechem Poznań sprawił, że Wisła Kraków pozostała w strefie spadkowej. Takie są fakty, a wszystkie komentarze o pomyłce sędziego, który nie uznał gola strzelonego przez Josepha Colleya, niczego już nie zmienią. Obserwatorzy niedzielnego występu zespołu Jerzego Brzęczka na stadionie imienia Henryka Reymana zgodnie jednak twierdzą, że „Biała gwiazda” odzyskuje blask. Gra zaprezentowana przez krakowian wyglądała bowiem bardzo obiecująco, a do wygranej z „Kolejorzem” zabrakło sekund.

– Trudno o zadowolenie, kiedy zwycięstwo wymyka się z rąk w ostatniej akcji meczu, bo zamiast trzech punktów pozostał nam wielki niedosyt – mówi Zdenek Ondraszek.

– Nie tylko długo prowadziliśmy, ale w drugiej połowie strzeliliśmy w mojej opinii prawidłową bramkę, która nie została jednak uznana. Nie faulowałem bramkarza Lecha, ale sędzia dopatrzył się przewinienia. To był ważny moment, bo wiem, że spotkanie potoczyłoby się wtedy zupełnie inaczej, ale nie ma co już do tego wracać, bo to nie zmieni wyniku. Trzeba skupić się na tym, co przed nami i robić swoje, bo pokazaliśmy, że z każdym przeciwnikiem możemy nawiązać równorzędną walkę i choć w tabeli znajdujemy się w strefie spadkowej to na pewno nie stoimy na straconej pozycji.

W dobrym kierunku

Pozyskany zimą 33-letni czeski napastnik, który w Wiśle rozegrał już w sumie 72 spotkania i strzelił dla krakowian 21 goli, wie co mówi. Jego doświadczenie oraz bojowy charakter mogą pomóc drużynie w wydostaniu się spod kreski.

– Przez te wszystkie lata nauczyłem się gry w ekstraklasie i wiem, że w każdym meczu trzeba dać z siebie maksa i nie ma znaczenia, z kim grasz – dodaje czeski napastnik.

– Tym bardziej w naszej sytuacji, gdy musimy jeździć na tyłkach, biegać i walczyć po to, by zdobywać punkty, które są nam potrzebne jak tlen, by utrzymać się w lidze. To mnie jeszcze bardziej mobilizuje. Nie ukrywam też, że zdobyta bramka sprawiła mi wiele radości. To zawsze wspaniałe uczucie grać i strzelać gole dla takiej publiczności, której na trybunach było ponad 20 tysięcy. Miałem swoje okazje już w meczu z Lechią, a nawet z Lechem mogłem już wcześniej ukąsić, ale trafiłem tuż przed przerwą i schodziliśmy na przerwę prowadząc 1:0. To jest znak, że idziemy w dobrym kierunku, bo kreujemy sytuacje. Musimy jednak jeszcze więcej wyciskać z gry i poprawić skuteczność, co z pewnością przełoży się na liczbę zdobytych bramek.

Skupieni na sobie

Tym bardziej, że do zespołów „nad krerską” Wisła traci 3 punkty, ale przed nią piątkowy wyjazdowy mecz z wiceliderem Pogonią Szczecin.

– Nie patrzymy na to, które miejsce w tabeli zajmuje Pogoń Szczecin – zapewnia strzelec „Białej gwiazdy”.

– Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że jest to bardzo mocna drużyna, która gra fajną piłkę i zdobywa punkty. My jednak skupiamy się przede wszystkim na sobie. Analizujemy nasz występ z Lechem. Patrzymy na to co było dobre i staramy się to doskonalić na treningach, ale nie zamykamy też oczu na błędy. Przyglądamy się im uważnie i pracujemy nad tym, żeby je wyeliminować.

Co prawda od niedzielnego spotkania z Lechem do piątkowej potyczki w Szczecinie nie mamy zbyt dużo czasu, bo trzeba jeszcze odliczyć godziny, które spędzimy w podróży, ale wiemy jedno – 18 marca będzie nowy dzień i z ręką na sercu mogę obiecać, że powalczymy tam o jak najlepszy rezultat i damy z siebie wszystko, żeby wracać z podniesioną głową.


Fot. Krzysztof Porebski / PressFocus