Wisła Kraków. Jest Kuba, są punkty!

Trener Wisły Kraków ciesząc się ze swojego pierwszego zwycięstwa najpierw pobiegł wyściskać bramkarza Mateusza Lisa.


W krakowskim klubie w ostatnim czasie sporo się zmieniło. Od 24 października, kiedy to „Biała gwiazda” wygrała z Podbeskidziem, zespół najpierw pod wodzą Artura Skowronka, a później Petera Hyballi, nie potrafił sięgnąć po 3 punkty.

Miał grać na „dziesiątce”

Cztery porażki i 2 remisy zepchnęły krakowian na 14 miejsce i sprawiły, że dystans do ostatniego zespołu w tabeli zmalał do ledwie dwóch punktów.

Jedno jest jednak niezmienne, wystarczyło żeby do gry w pełni sił wrócił Jakub Błaszczykowski i 13-krotny mistrz Polski na świąteczno-noworoczną przerwę udał się z optymizmem. „Kubie” wystarczył niespełna kwadrans od momentu pojawienia się na boisku, żeby Wisła, choć w Poznaniu raz za razem musiała odpierać ataki Lecha, sięgnęła po wygraną. Strzał kapitana, oddany z 7 metrów, przechylił szalę zwycięstwa na stronę krakowian

– W czwartek rozmawialiśmy na temat gry Jakuba Błaszczykowskiego – zdradził tajemnicę sukcesu Peter Hyballa.

– Na początku zdecydowaliśmy, że zasiądzie na ławce rezerwowych, ponieważ nie był w maksymalnej dyspozycji. W piątek trenował już jednak normalnie i zdecydowaliśmy, że w razie potrzeby wyjdzie na murawę. Miał grać na „dziesiątce” i zastąpić Jeana Carlosa Silvę. Chcieliśmy mu dać wolną rękę, nie przypisując do stałej pozycji. Pokazał się dobrze z przodu, wyprowadzając kontrataki i zaliczył bardzo ładne trafienie, które było kropką nad „i”, po naszej płynnej akcji rozpoczętej przechwytem piłki na środku boiska.

Obronił 10 strzałów!

Ale nie od Jakuba Błaszczykowskiego trener Hyballa rozpoczął podziękowania swoim podopiecznym. Pierwsze co zrobił po ostatnim gwizdku sędziego, to 50-metrowy bieg w kierunku Mateusza Lisa. Bramkarz, który obronił dziesięć strzałów, kilka razy ratował krakowski zespół w sytuacjach – na pierwszy rzut oka – nie do wybronienia.

– Ten mecz w Poznaniu miał dla mnie taki dodatkowy smaczek – wyjaśnił bramkarz Wisły.

– Stąd jest moja narzeczona i moja rodzina. Praktycznie, można powiedzieć, że tutaj w tym klubie się wychowywałem, od 2013 roku byłem w akademii. Dlatego ogromnie cieszy mnie to, że na tym stadionie udało mi się zagrać bardzo dobry mecz i że wygraliśmy jako zespół, bo te trzy punkty były nam naprawdę potrzebne już od dłuższego czasu. Tym bardziej jestem zadowolony, że było kilka momentów i okazji, by się wykazać. Cieszę się, że dałem drużynie to, czego w tym meczu potrzebowała. To najlepszy i wymarzony prezent na święta.

Święta – dodajmy – które Mateusz Lis spędzi w… Poznaniu.

– Zostaję w Poznaniu, bo stąd praktycznie jestem – przypomniał 23-letni golkiper.

– Plan jest taki, by się zresetować i 4 stycznia wrócić do Krakowa, do pracy, bo nasza sytuacja w tabeli nadal pozostawia wiele do życzenia. Zdobyliśmy trzy bardzo ważne punkty, ale musimy iść dalej do przodu i wyjść z dolnej strefy.

Wyjść z trudnej sytuacji

Wychowanek Promienia Żary nie ukrywał też, że ucieszył się z gratulacji złożonych mu tuż po ostatnim gwizdku przez szkoleniowca.


Czytaj jeszcze: Smutne pożegnanie Modera

– Bardzo dobrze mi się pracuje z Peterem Hyballą – dodał Mateusz Lis.

– To wymagający trener, ale tylko tak możemy zrobić krok do przodu jako zespół oraz każdy z nas indywidualnie. Myślę, że chyba tego nam trzeba było. Trener nie zważa na to, co ktoś pomyśli – mówi to, co chce powiedzieć, żeby dokładnie przekazać nam jak mamy grać. My z kolei musimy po prostu wykonywać jego polecenia i zadania, bo tylko tak możemy wyjść z tej trudnej sytuacji obronną ręką. Jestem przekonany, że po zwycięstwie w Poznaniu wrócimy do pracy jeszcze bardziej zmotywowani i od 31 stycznia będziemy dalej kroczyć zwycięską ścieżką.


Na zdjęciu: Kapitan Wisły Jakub Błaszczykowski zapewnił Wiśle cenną wygraną w Poznaniu.
Fot. Paweł Jaskółka/Pressfocus.pl