Wisła Kraków – Legia Warszawa. Wisła popłynęła po przerwie

W pierwszej połowie lider z Warszawy grał dosyć nieudolnie, ale w kolejnej fazie meczu był już bezlitosny.

Zaczęło się dość klasycznie. To Legia częściej znajdowała się w posiadaniu piłki. Kopanie futbolówki w stylu „ty do mnie, ja do ciebie” jest – od dwóch meczów, specjalnością lidera rozgrywek. Niekoniecznie jednak prowadzi do konkretów. „Wojskowym”, czasami, zdarzało się zapędzić pod bramkę rywala, ale kompletnie nic z tego nie wynikało. Kontry Wisły były bardziej kolorowe. Wydawało się, że zespół z Krakowa czeka na tę jedną, jedyną. I doczekał się.

Dawid Szot zagrał w pole karne do Lubomira Tupty. Przed obliczem preszowianina pojawiła się dwóch próbujących nadążyć za akcją zawodników Legii. Słowak zachował się jednak bardzo przytomnie. Nie spanikował. Kątem oka dostrzegł nadbiegającego z prawej strony Łukasza Burligę i zagrał mu piłkę. „Bury” nie kalkulował. Po prostu uderzył piłkę w kierunku dalszego słupka warszawskiej bramki i to przyniosło efekt w postaci gola. Warto podkreślić, że Radosław Majecki, golkiper Legii, wykonał w tej sytuacji wszystko tak, jak należy. Ale piłki nie sięgnął i Wisła objęła prowadzenie.


Nie można powiedzieć, że po utracie gola zespół z Warszawy rzucił się do jakichś huraganowych ataków. Zwyczajnie kontynuował grę, którą preferował wcześniej. Przeważał nad rywalem, ale nic z tego nie wynikało. Poza sytuacją z końcówki pierwszej połowy. Paweł Wszołek wrzucił piłkę w pole karne z lewego skrzydła. Przyjął ją Luquinhas i – co było zupełnie zrozumiałe – zdecydował się na strzał. Sęk w tym, że uderzył źle, ponad poprzeczką krakowskiej bramki.


Kiedy rozpoczęła się druga połowa chyba wszyscy spodziewali się inwazji na krakowską bramkę. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. To Wisła grała w piłkę i – w efekcie – to właśnie zespół z Krakowa… zgubiło. Bo lewą stroną, wobec dość biernej asysty Burligi, urwał się wprowadzony po przerwie Mateusz Cholewiak, który niemal z linii końcowej zagrał do wbiegającego na krótki słupek Tomasza Pekharta. Ten zaś uwolnił się spod opieki obrońców, którzy –  swoją drogą –  bujali chyba w obłokach, i z bliska dał Legii wyrównanie.

Następnie zguba Wisły zaczęła nabierać realnych kształtów. Podopieczni Artura Skowronka wyraźnie opadli z sił, a Legia zabrała się za punktowanie. Drugi skuteczny cios wyprowadził Pekhart, który wykorzystał dośrodkowanie Domagoja Antolicia z rzutu rożnego i głową skierował piłkę do siatki.

Walerian Gwilia trafił do siatki po świetnym zagraniu Marko Veszovicia. Kolejny raz w tym spotkaniu przysnął Lukas Klemenz i było po zawodach. Choć chwilę później piłka wpadła do siatki warszawskiej, ale po analizie VAR sędzia nie miał jednak wątpliwości. Było zagranie ręką i zespół z Krakowa powoli przyzwyczajał się do faktu, że w tym spotkaniu punktów nie zdobędzie.

Do końca meczu nie wydarzyło się już nic godnego odnotowania. „Wojskowi”, całkowicie zasłużenie, wywieźli spod Wawelu komplet punktów.

Wisła Kraków – Legia Warszawa 1:3 (1:0)

1:0 – Burliga, 29 min (asysta Tupta),
1:1 – Pekhart, 57 min (asysta Cholewiak),
1:2 – Pekhart, 70 min (asysta Antolić),
1:3 – Gwilia, 76 min (asysta Veszović).

WISŁA K: Buchalik – Szot, Hebert, Janicki, Burliga (81. Chuca) – Basha, Klemenz – Błaszczykowski, Żukow, Boguski – Tupta (65. Jean Carlos). Trener Artur SKOWRONEK.


LEGIA: Majecki – Veszović, Jędrzejczyk, Lewczuk, Karbownik – Antolić, Martins (46. Cholewiak) – Wszołek, Gwilia, Luquinhas (74. Luis Rocha) – Pekhart (85. Wieteska). Trener Aleksandar VUKOVIĆ.

Sędziował Jarosław Przybył (Kluczbork)

Żółte kartki: Żukow (82. faul) – Jędrzejczyk (12. faul), Pakhart (83. faul).