Wisła Kraków. Rękoczyny i płacz

Luis Fernandez uderzył Damiana Michalskiego, a Elvis Manu ukrył twarz w murawie i koszulce.


Jedno jest pewne, mecz Wisła Kraków – Wisła Płock na pewno nie trwał 90 minut. Ba, nie skończył się także po 101 minutach gry, kiedy Damian Sylwestrzak odgwizdał koniec spotkania, mającego trwać 5 minut dłużej. „Dogrywka” najprawdopodobniej nastąpi na posiedzeniu Komisji Ligi, czyli niezależnego do spółki Ekstraklasa SA organu rozstrzygającego w kwestiach dyscyplinarnych związanych z rozgrywkami najwyższej polskiej klasy rozgrywkowej. Ona bowiem zajmie się incydentem, który miał miejsce tuż po ostatnim gwizdku krakowskiego dreszczowca. Do cieszących się ze zwycięstwa gości obsypywanych „nagrodami” z trybun podbiegł bowiem niespodziewanie Luis Fernandez i uderzył Damiana Michalskiego. Wprawdzie skończyło się na jednym ciosie, ale hiszpański napastnik jego skutki może odczuć bardzo boleśnie i nawet już w tym sezonie nie zagrać. 28-letni „bokser” ma bowiem podpisany kontrakt w krakowskim klubem do końca tego sezonu, do którego pozostały jeszcze 4 kolejki, a przypomnijmy, że w rundzie jesiennej Sasa Balić z Zagłębia Lubin za boiskowe „rękoczyny” został przez Komisję Ligi zdyskwalifikowany na 5 spotkań.

Bił się… z myślami

Fernandez swoją frustrację po przegranym 3:4 meczu z Wisłą Płock odreagował w stylu torreadora. Zupełnie inaczej przeżywał porażkę Elvis Manu, którego muśnięcie piłki ręką w polu karnym krakowian w 6 minucie doliczonego czasu gry stanowiło podstawę do podyktowania rzutu karnego w ostatniej akcji spotkania. 28-letni Holender ghańskiego pochodzenia załamany długo klęczał na boisku z twarzą wtuloną w murawę, a następnie zasłaniając twarz koszulką udał się do szatni.

Załamani byli także pozostali zawodnicy „Białej gwiazdy”, a trener Jerzy Brzęczek bił się z myślami.

Drużyna się podniesie

– To był szalony mecz – stwierdził szkoleniowiec Wisły Kraków.

– Niestety dla nas niezakończony happy-endem. Jeżeli chodzi o I połowę, to nie do końca zrealizowaliśmy to, co chcieliśmy, a rywale stworzyli trzy sytuacje, oddali trzy strzały i zdobyli trzy bramki. W II połowie dokonaliśmy zmian i zmieniliśmy troszeczkę ustawienie, a nasza gra była znacznie lepsza. Na pewno należą się chłopakom duże słowa uznania za to, co zrobili po przerwie. Pokazali charakter i jakość. Wyciągnęliśmy wynik na 3:3, ale nie mamy nawet punktu. Nie chcę dyskutować o rzucie karnym „wypatrzonym” przez VAR i nie chcę też dyskutować o wcześniejszych kontrowersyjnych sytuacjach. Uważam jednak, że na pewno nam też powinien być przyznany jeden rzut karny, ale na razie jakoś nie mamy szczęścia. Mam nadzieję, że w ostatnich czterech spotkaniach to szczęście po naszej stronie będzie większe i jestem pewien, że drużyna się podniesie.

Jak sformować obronę?

Ostatnia akcje meczu nie mogła jednak przejść bez echa i nic dziwnego, że opiekun zespołu spod Wawelu wrócił jeszcze do decyzji arbitra.

– Patrząc na powtórkę widziałem, że przy uderzeniu Filipa Lesniaka Elvis Manu wystawił rękę do góry i piłka dotknęła jego ręki – przyznał trener „Białej gwiazdy”.

– Różnie to jednak można interpretować, bo piłka nie zmieniła lotu i nawet nie miał wpływu na to, co się stało później, bo Paweł Kieszek spokojnie ten strzał obronił. W stosunku do nas zawsze jednak interpretacje w takich sytuacjach są niekorzystne… Powtarzam, piłka nie zmieniła toru lotu. Paweł Kieszek tak by ten strzał obronił, ale OK. Tak na gorąco, patrząc na akcję, ten rzut karny był. Tylko, że ten mecz został przedłużony o 5 minut, a sytuacja po której VAR interweniował miała miejsce w 6 minucie doliczonego czasu gry, a bramkę straciliśmy w 101 minucie, więc to boli. Nie możemy jednak rozdrapywać ran tylko musimy szybko zbierać siły na derby. Matej Hanousek dwa dni przed meczem z Wisłą Płock doznał urazu i nie wiem, kiedy wróci do gry, a podczas tego spotkania żółte kartki eliminujące z gry w meczu z Cracovią zobaczyli Konrad Gruszkowski i Maciek Sadlok. Mamy kilka dni i będziemy się zastanawiać jak sformować obronę na 1-majowy mecz, bo on jest teraz dla nas najważniejszy.


Na zdjęciu: Piłkarz „Białej gwiazdy” Elvis Manu długo nie mógł się pogodzić z rzutem karnym podyktowanym dla drużyny z Płocka.
Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus