Wisła Kraków. Trzeba przyjąć każdą sytuację

Gdy 18 stycznia Hebert podpisał kontrakt z Wisłą Kraków i został do niej wypożyczony na pół roku z japońskiego JEF United Ichihara, spojrzał w terminarz rozgrywek. Brazylijczyk, który w polskiej ekstraklasie zadebiutował jako piłkarz Piasta i w gliwickich barwach przez 4 lata rozegrał 116 spotkań, zaznaczył sobie datę 14 marca. Marzył, że wróci na „stare śmieci” i przypomni się kibicom aktualnego mistrza Polski.

Chłodna analiza

Jeszcze tydzień temu 28-letni obrońca, wychowany w AA Ponte Preta, cieszył się na myśl, że następny mecz jego drużyna, mająca na koncie serię 8 spotkań bez porażki, rozegra na stadionie przy ulicy Okrzei. Wtedy także analizował swój pierwszy w tym roku 90-minutowy występ i zastanawiał się czy mógł się lepiej zachować przy stracie gola w spotkaniu z Lechem Poznań.

– Widziałem Gytkjaera za moimi plecami – stwierdził Hebert.

– Wydawało mi się, że kontroluję go, ale ostatecznie mnie napastnik Lecha wyprzedził mnie i strzelił wyrównującego gola. Wykonał dobry ruch. To generalnie jest bardzo trudny napastnik do upilnowania. Może ci się wydawać, że masz go pod kontrolą, a jednak potrafi w ułamku sekundy znaleźć sobie miejsce do strzału. Dla nas to był bardzo trudny mecz, ale walczyliśmy z całych sił, pracowaliśmy ciężko, żeby wywalczyć dobry rezultat i patrząc na całość meczu powinni szanować ten jeden punkt. Lech ma naprawdę dużo jakości, bardzo dobrych piłkarzy w składzie i to było w tym meczu widać wyraźnie. Poznaniacy nie są przecież przypadkowo w czołówce tabeli. Tak samo jak Piast, bo przed nami występ na stadionie mistrza Polski, w dodatku podbudowanego zwycięstwem na stadionie Legii Warszawa.

Szczególne miejsce

Hebert nie ukrywał, że czeka na wyprawę do Gliwic, gdzie meczem z… Wisłą Kraków 6 lat temu – dokładnie 17 lutego 2014 roku – zadebiutował na polskich boiskach. Tamto spotkanie „Biała gwiazda” wygrała 1:0. Na swojego pierwszego polskiego gola Hebert czekał do 3 listopada 2014 roku i od bramki na 3:0 zdobytej w wygranym 4:2 wyjazdowym meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała, rozpoczął swoje ofensywne popisy. Ich efektem jest 8 trafień, licząc z tym krakowskim – pieczętującym zwycięstwo Wisły w derbach.

– Gliwice to dla mnie zawsze będzie szczególne miejsce – podkreślił Hebert.

– Mam bardzo dobre wspomnienia z Piasta. Jest tam mnóstwo ludzi, którzy na zawsze zapisali się w mojej pamięci. Jestem jednak teraz zawodnikiem Wisły i na boisku będę się starał zaprezentować z jak najlepszej strony jako rywal Piasta. Mam jednak bardzo dużo szacunku dla gliwickiego klubu. Spędziłem tam naprawdę wyjątkowy czas. Zawodnicy tworzyli zespół. Nie tylko dobrze grali w piłkę, ale też trzymali się razem poza boiskiem. Te znajomości przetrwały do dzisiaj. Choć wyjechałem z Gliwic i na początku 2018 roku znalazłem się w Japonii, to cały czas miałem kontakt z chłopakami, z Urosem Korunem czy Gerardem Badią. To są świetni ludzie. Nasze rodziny wciąż się przyjaźnią. Dlatego mecz Wisły z Piastem potraktowałbym rzeczywiście jako coś wyjątkowego, żeby powalczyć w Gliwicach o jak najlepszy wynik. Chłopaki z Piasta nie namawiali mnie do powrotu. Są w dobrej sytuacji, nie potrzebowali mnie. W poprzednim sezonie zdobyli tytuł, co bardzo mnie ucieszyło. Pogratulowałem im tego sukcesu, ale życie idzie do przodu i dziś myślę tylko o Wiśle. Przez kilka lat grałem dla Piasta, ale teraz szukałem nowego wyzwania. Wiedziałem, w jakiej sytuacji znalazła się Wisła i uznałem, że to może być szansa dla mnie. Pomyślałem, że mogę drużynie pomóc. W Piaście kilkakrotnie byliśmy w podobnej sytuacji, więc mam pewne doświadczenie. Miałem co prawda kilka ofert z Polski, ale postanowiłem wybrać Wisłę i jestem zadowolony, że decyzja obydwu stron doprowadziła do podpisania kontraktu.

Tylko dobre wspomnienia

Przy okazji gliwickich wspomnień odżyły też historie, których Hebert był głównym bohaterem. Tym bardziej, że otwarty na świat i kontakty z ludźmi Brazylijczyk otworzył serca także przed dziennikarzami, mówiąc o wielu prywatnych sprawach.

– W Gliwicach czułem się jak w domu – zapewnił Hebert.

– Tęskniłem więc za Polską. A szczególnie tęskniła moja żona. W Gliwicach spędziliśmy cztery lata i faktycznie czuliśmy się tam, jak u siebie. Polska bardzo nam się spodobała. W wolnych chwilach zwiedzaliśmy ją i widzieliśmy wiele wspaniałych miejsc. Jestem człowiekiem, który lubi poznawać nowe rzeczy, odkrywać nowe smaki. Do Gliwic trafiłem jako młody piłkarz, a wyjechałem jako ukształtowany obrońca. To tutaj dorastałem, rozwijałem swoje boiskowe umiejętności. W 2016 zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski, co wówczas było największym sukcesem w historii klubu. Mam z Gliwic świetne wspomnienia. Tu poznałem trenera, który niestety już nie żyje. W zeszłym roku zmarł nagle Angel Perez Garcia. Dowiedziałem się o tym z Instagrama. Po rozstaniu śledziłem jego trenerskie losy, wiedziałem co u niego słychać, u jego rodziny, ale ta informacja wprawiła mnie w osłupienie. To był świetny człowiek, podczas pracy w Piaście złapaliśmy bardzo dobry kontakt. Był sentymentalny, uczuciowy i miał poczucie humoru. Nie dało się z nim nudzić, zawsze był otwarty na rozmowę. Wielki pasjonat piłki. Jego życie całkowicie kręciło się wokół tego, co na boisku. Zresztą w Gliwicach spotkałem też innych znakomitych ludzi i trenerów: Marcina Brosza, Radoslava Latala czy Waldemara Fornalika. Każdy z nich ma swoją jakość. Latal pojawił się w Piaście, gdy klub miał problemy, więc skupiał się nie tylko na pierwszej drużynie, ale nad budową struktur klubu, a my pracowaliśmy z nim bardzo ciężko. Fornalik przyszedł w podobnym momencie, wtedy Piast też nie był w dobrej sytuacji. On był jak nauczyciel, miał dużą wiedzę, spore doświadczenie i chętnie się tym dzielił. W tamtym czasie moja

żona była w ciąży, spodziewaliśmy się narodzin córeczki. Trener Fornalik podpowiadał mi jak radzić sobie w tej sytuacji, jak oddzielić sprawy boiskowe od rodzinnych. Bardzo mi wtedy pomógł. Dlatego żona bardzo ucieszyła się gdy usłyszała o możliwości powrotu do Polski. Praktycznie podczas całego pobytu w Japonii mówiła: „Fajnie byłoby wrócić do Polski”. Przekonywała, że tak byłoby dla nas lepiej. Byliśmy jednak w Japonii i na tym musieliśmy się skupić. Ale gdyby to zależało od niej, pewnie nigdy z Polski byśmy nie wyjechali.

Zżyty z Europą

Opowiadając o miejscach, które w Polsce najbardziej podobało się rodzinie Heberta za czasów gry w Piaście Brazylijczyk podkreśla, że najbardziej zafascynował go Kraków.

– Nie żartuję – dodał Hebert.

– Kraków to piękne miasto. Wrocław czy Warszawa też nam się podobały, ale Kraków to jednak coś zupełnie innego. Dlatego gdy pojawiła się możliwość powrotu do Polski byłem bardzo podekscytowany. W dodatku nie tylko ze względu na miasto. Chodziło też o Wisłę, jej kibiców i atmosferę panująca na stadionie. Bardzo mi się tu podoba i zastanawiam się już nawet nad naszą przyszłością. Mamy dom w Brazylii, ale życie w Europie bardzo nam się podoba. Zobaczymy, jak się to wszystko ułoży. Na razie nastawiamy się na powrót do Brazylii, ale pozostanie w Polsce też nie jest wykluczone. Bardzo lubimy to miejsce. I ważne jest także to, że Polska jest katolickim krajem, a ja mocno wierzę w Boga i Jezusa Chrystusa. Jestem chrześcijaninem i żyję według zasad. Lubię tę drogę, bo pozwala przyjąć każdą sytuację i być szczęśliwym.

Na zdjęciu: Tak cieszył się Hebert (w środku) po przypieczętowaniu zwycięstwa w derbach z Cracovią.