Ceny ropy lecą w dół

Wisła Płock prosiła się o to od dłuższego czasu, aż w końcu stało się – zespół na kolejkę przed końcem wylądował w strefie spadkowej.


Jedna jaskółka wiosny nie czyni, a nawet jeśli te jaskółki są cztery, pewności nigdy mieć nie można. Właśnie od czterech kolejnych wygranych zaczęli bowiem ten sezon „nafciarze”, pokonując m.in. obie ekipy z Poznania. Po remisie z Pogonią ograli jeszcze Koronę, dzięki czemu przez kilka tygodni cieszyli się mianem lidera ekstraklasy.

Najgorsi w roku

Pochwały były w pełni zasłużone. Pojawiało się coraz więcej głosów uwielbienia dla Pavola Stano, na którego zatrudnienie w Płocku czekali podobno od jakiegoś czasu. Wisła Płock grała efektownie, ale też efektywnie, czarował nowo przybyły Hiszpan Davo, któremu wtórował polski wyjadacz doprowadzony do stanu pełnej używalności – Rafał Wolski. Potem jednak coś zaczęło się w maszynie słowackiego szkoleniowca zacinać. Davo został sprzedany.

Nikt się tym specjalnie co prawda nie przejmował, bo każdy zdawał sobie sprawę, że „nafciarze” grają wyraźnie ponad swój potencjał. Ale problem okazał się głębszy. Mijały bowiem tygodnie, miesiące, a ich gra nie poprawiała się, degrengolada tylko postępowała. W 2023 roku płocczanie są najgorszym zespołem ligi, wygrali ledwie 2 z 16 spotkań, przegrywając każdy mecz wyjazdowy. W ostatniej kolejce zagrają… na wyjeździe z Cracovią i będą musieli modlić się o wpadki przeciwników. No i rzecz jasna sami wykonać swoją robotę.

Dobrze tylko do czasu

W weekend Wisła stoczyła się do strefy spadkowej po tym, jak przegrała z nowym mistrzem Polski z Częstochowy, a Śląsk Wrocław efektownie ograł Miedź Legnica. W roli trenera „nafciarzy” zadebiutował Marek Saganowski, który zastąpił niedawno zwolnionego Stano (od bohatera do zera, można by rzecz). Zespół z Płocka nawet prowadził w tym spotkaniu, ale w efekcie dwóch trafień Władysława Koczerhina w ostatnim kwadransie – w tym jednego bardzo efektownego – ponownie przegrał i postawił jedną nogę w I lidze.

– Na pewno z tego wyniku nie jesteśmy zadowoleni – stwierdził świeżo po debiucie „Sagan”.


Czytaj także o Ekstraklasie:


– Strzeliliśmy gola w fajnym momencie. W pierwszej połowie dobrze wykonywaliśmy nałożony plan, ale więcej trzeba było pograć piłką. Brakowało grania w poprzek. Potem mecz wymknął nam się spod kontroli, a trudno jest bronić się przez czterdzieści pięć minut. Na pewno nad tym musimy mocno pracować, ale tak czy inaczej zawodnicy dali z siebie maksa. Było zdecydowanie więcej wygranych pojedynków, więcej walki. Musimy patrzeć na to, co się będzie działo w Krakowie. Trzy drużyny będą walczyć o utrzymanie, trzy drużyny grają na wyjazdach – mówił Saganowski.

Patrzeć na rywali

Nastroje w Płocku są beznadziejne. Marnym pocieszeniem dla „nafciarzy” jest fakt, że w ostatnim czasie gole dla drużyny strzelają sami Polacy (10 z rzędu), bo koniec końców tylko zdegradowana już dawno Lechia i minimalistyczna do granic możliwości Stal mają w 2023 roku tych trafień na koncie mniej. Gdzie Wisła powinna szukać pocieszenia? Chyba tylko w tym, że Cracovia to rywal nieprzewidywalny. Tak samo prawdopodobny jest ze strony „Pasów” koncert, jak i kompletny bubel.

Dodatkowo konkurenci płocczan w walce o utrzymanie nie bez powodu w tej walce uczestniczą. Śląsk co prawda wygrał dwa ostatnie mecze, ale uda się teraz na Legię, która będzie chciała godnie pożegnać się z kibicami, tym bardziej że ostatnio przegrała w Gdańsku po trafieniu z połowy boiska w samej końcówce. Korona natomiast to beniaminek, który fatalnie radzi sobie na wyjazdach, a będzie musiał grać naprzeciwko tysiącom widzewskich fanatyków.


Na zdjęciu: Wisła Płock robi wszystko, aby dołączyć do grona spadkowiczów.
Fot. Press Focus


Pamiętajcie! Jesteśmy dla Was oczywiście w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych. Możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie też oczywiście na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.