Wisła walcuje Lechię. Krakowianie nowym liderem!

Zaczęło się sensacyjnie, a potem było tak już do samego końca. Już w 7 minucie goście wyszli na prowadzenie. Piłkę z rzutu wolnego zagrał Patryk Lipski, ta jeszcze otarła się o Jesusa Imaza i zaskoczyła Mateusza Lisa. Lechia w tym sezonie jeszcze nie przegrała i goście mogli pomyśleć, że znów wszystko idzie zgodnie z ich planem, ale w Krakowie tak nie było.

Wisła jest w tym sezonie niesamowity. Miesiąc temu w Poznaniu rzuciła na łopatki Lecha, strzelając na wyjeździe pięć goli. Tydzień później pewnie i spokojnie ograła Górnika Zabrze, a gdy tuż przed przerwą na kadrę męczyła się we Wrocławiu, i tak wygrała 1:0. To są wyniki osiągane przez drużyny idące po trofea. Wyniki zespołu, który wyciska maksa z danego meczu, nawet wtedy, gdy przydarza się słabszy dzień.

Ale w sobotę Wisła nie miała słabszego dnia. Zaczęła kiepsko, ale potem atakowała z pasją. A może nawet furią. W jej grze jest wszystko. W atakach jest pomysł, jest rozmach. Jest tempo. W defensywie to co najważniejsze – wzajemna asekuracja. I nie brakuje czegoś równie ważnego – przygotowania fizycznego. Gdy rywale – tak jak dziś Lechia myślą już o końcu meczu – Wisła wrzuca kolejny bieg. Gdy wydaje się, że tu już nie ma rezerw – krakowianie dobijają rywala w sposób upokarzający.

Tak było z Lechem w Poznaniu, tak było dziś z Lechią. Wisła szybko wyrównała, potem raz jeszcze musiała gonić wynik, ale tej drużyny żadna siła w ekstraklasie nie jest w stanie złamać. Przynajmniej na razie – dopóki nie pojawiły się kontuzje, nie pojawiły się kartki. Kadra Stolarczyka jest krótka, ale są jeszcze pewne rezerwy. Na pewno nie takie, by dziś myśleć o tym, by Wisła tak grała cały sezon czy całą rundę. Ale to co udało się zrobić to tej pory, budzi wielki szacunek.

Stolarczyk, z pomocą dyrektora sportowego Arkadiusza Głowackiego, scementował zespół wbrew kłopotom finansowym (a może właśnie na tym budowali atmosferę). Na piłkarzy dobrze wpłynęła decyzja o rezygnacji z nowych transferów. Dostali jasny sygnał – zamiast płacić nowym zawodnikom, robimy wszystko, by uregulować wasze rachunki.

Każda decyzja personalna Stolarczyka okazała się trafiona. Z Pogoni zabrał Dawida Korta. W Szczecinie był niechciany – w Krakowie dostał łatkę ulubieńca trenera, a szybko okazało się, że jest w stanie sprawnie łączyć akcje wiślaków i z marszu stał się ważnym punktem tej drużyny. Stolarczyk postawił na Zdenka Ondraszka, w pewnym momencie stwierdził, że nie potrzebuje nowego napastnika, a Czech odwdzięczył się siedmioma golami.

I nawet dzisiaj – Stolarczyk jako pierwszego rezerwowego uruchomił Kamila Wojtkowskiego – a ten odwdzięczył się golem przy pierwszym kontakcie z piłką. Stolarczyk odważnie postawił na Mateusza Lisa w bramce i choć ten bywał w tym sezonie elektryczny, to dziś w końcówce dwukrotnie popisał się paradami z cyklu „jak on to obronił”.

To się nazywa wyciskanie przez trenera z danej sytuacji maksa.

Jeszcze dwa tygodnie temu nikt nie przypuszczał, że na meczu Wisły pojawi się ponad 20 tysięcy widzów.
Jeszcze miesiąc temu nikt nie pomyślał, że Wisła może być liderem.
Jeszcze dwa miesiące temu wszystko wskazywało na to, że Wisła nie będzie na tym stadionie nawet grać.

Zupełnie nie wiadomo było także, czego spodziewać się po Stolarczyku jako trenerze. Przecież do tej pory w tym zawodzie nie miał żadnych spektakularnych sukcesów. Dziś sam wystawia sobie najlepszą możliwą wizytówkę. A kibice Wisły przypominają sobie czasu Henryka Kasperczaka, który przed meczami mówił swoim piłkarzom: „Nie będzie mi przeszkadzać jeśli stracicie dwa gole, jeśli strzelicie pięć”. Oczywiście to wszystko na wyrost, ale w tym klubie od dłuższego czasu żyje się wspomnieniami, a dziś są one żywe jak już dawno.

Na mecz przyszło ponad 4 tysiące osób, które były na stadionie Wisły po raz pierwszy. Z pewnością wrócą do domu z dobrymi wspomnieniami i szybko zajrzą w kalendarz, kiedy kolejne spotkanie.

A wszystko to w dniu emisji programu „Superwizjer” mówiącego o powiązaniach władz Wisły ze światkiem przestępczym. Z punktu widzenia klubu – nie dało się lepiej przykryć tego trudnego tematu.

Wisła Kraków – Lechia Gdańsk 5:2 (2:2)
Zdeněk Ondrášek 18, Jakub Bartkowski 45, Dawid Kort 64, Kamil Wojtkowski 75, Rafał Boguski 83 – Patryk Lipski 6, Flávio Paixão 38 (k)

Wisła: 1. Mateusz Lis – 5. Jakub Bartkowski, 27. Marcin Wasilewski, 4. Maciej Sadlok, 2. Rafał Pietrzak – 9. Rafał Boguski, 10. Vullnet Basha (88, 80. Patryk Plewka), 7. Dawid Kort (83, 8. Tibor Halilović), 11. Jesús Imaz, 77. Martin Košťál (74, 26. Kamil Wojtkowski) – 13. Zdeněk Ondrášek.

Lechia: 12. Dušan Kuciak – 19. Karol Fila, 25. Michał Nalepa, 5. Steven Vitória, 22. Filip Mladenović – 28. Flávio Paixão, 6. Jarosław Kubicki, 35. Daniel Łukasik (72, 80. Mateusz Sopoćko), 9. Patryk Lipski, 8. Michał Mak (58, 17. Lukáš Haraslín) – 90. Artur Sobiech (84, 18. Jakub Arak).

żółte kartki: Boguski, Košťál – Lipski, Mladenović.

sędziował: Paweł Gil (Lublin).
widzów: 23 052.

W 82. minucie Maciej Sadlok (Wisła) nie wykorzystał rzutu karnego (Dušan Kuciak obronił).