Wisłę uratowała pomoc z zewnątrz

Sytuacja Wisły jest skomplikowana tak samo jak skomplikowane były szanse reprezentacji Polski na wyjście z grupy po porażce z Senegalem. Bezsporne jest to, że obecny właściciel klubu (Towarzystwo Sportowe) otrzymał klub zadłużony. Bogusław Cupiał oddał Wisłę z długiem na rzecz Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu za wynajęcie stadionu na kwotę 5 milionów złotych. Niezapłacone rachunki sięgają wiele lat wstecz. W 2013 roku nie zapłacono na przykład sześciu faktur za wywóz nieczystości (na łączną kwotę 22 tysięcy złotych) i ten smrodek ciągnie się za klubem do dziś.

Miliony na minusie

Ale to zobowiązanie to nieśmieszny żart przy innych sprawach, choćby w porównaniu z niedokończonymi wówczas sprawami sądowymi na grube miliony. Z byłymi piłkarzami – m.in. Milanem Jovaniciem (chodziło o 2,5 mln zł) i Marko Jovanoviciem (1,2 mln zł), z UFA Sport czy z Adamem Mandziarą. W trzech pierwszych sprawach zawarte zostały ugody, ostatnia została rozstrzygnięta sądownie na korzyść Wisły. Klub musi spłacać zawarte ugody, bo sprawy oparły się o FIFA i było poważne zagrożenie ujemnymi punktami lub nawet degradacją z ligi. Wisła wciąż płaci Tele-Fonice raty za spółki akcji – z 5 milionów do tej pory zapłacono około 300 tysięcy złotych. Do tego zapewne dochodziła lista mniejszych długów. Łącznie można ostrożnie oszacować, że TS przejął klub z około 10-milionowym długiem. Jaki dług jest dzisiaj? O tym dalej.

Dług wobec ZIKiT-u był praktycznie nietknięty, aż do początku lipca, gdy Wisła przelała wspomniany milion złotych. Wcześniej dokonano tylko jednej wpłaty – w kwietniu zeszłego roku, na konto ZIKiT trafiło 260 tysięcy złotych. Nijak nie miało się to do planu spłaty zadłużenia co do którego zobligowali się przedstawiciele Wisły. Po opóźnieniu jednej z rat Miasto zerwało porozumienie, a sprawa trafiła do sądu.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

Klub zasłania się, że nie płacił bo czeka na rozstrzygnięcie sporu sądowego. Pod koniec roku pojawił się już dług wobec Zarządu Infrastruktury Sportowej, który latem przejął stadion i tu też klub ma wątpliwości. W tym roku Wisła przeprowadziła, kosztem 700 tysięcy złotych, remont części biurowej. Liczono, że kwota ta zostanie potrącona w czynszu, ale miasto zakwestionowało ten pomysł. Tym razem brakło komunikacji, bo taka sprawa powinna być ustalona zanim ekipa remontowa weszła na stadion.

Czterech trenerów

Prezes Marzena Sarapata i jej ludzie od początku postawili na awanturniczą politykę kadrową. Spójrzmy na kwestie trenerów. W grudniu zeszłego roku pod wpływem emocji po porażce z Wisłą Płock (0:1) Kiko Ramirez został zwolniony ze stanowiska trenera, bo postanowiono zrobić krok do przodu. Nie udało się rozwiązać z nim kontraktu, więc przez kolejne pół roku (do czerwca) klub co miesiąc powinien przelewać mu wynagrodzenie. Już wtedy, gdy zwalniano Ramireza, Wisła była w konflikcie sądowym z Dariuszem Wdowczykiem, który domagał się zaległych pieniędzy.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

W miejsce Ramireza przyszedł Joan Carrillo. Hiszpanowi obiecano około 100 tysięcy złotych brutto miesięcznie, a jemu sztabowi połowę tej kwoty. Przepracował pół roku, a gdy klub przestał mu płacić – wypowiedział kontrakt. Umowa obowiązywała jeszcze przez rok. Jeśli Carrillo będzie domagać się całej kwoty (sprawa trafiła do sądu), Wisła będzie miała do zapłaty około 1,3 mln złotych. Dziś trenerem jest Maciej Stolarczyk, a Wisła nie jest rozliczona z jego trzema poprzednikami! Tak szalonych ruchów nie wykonywał nawet Bogusław Cupiał. A przecież kogo jak kogo, ale jego przez wiele lat stać było, by pieniędzmi zasypać praktycznie każdą dziurę w budżecie.

Pętla na szyi

Wisła robiła to, gdy powinna żyć w ascezie, przecież cały czas wisiały nad nią długi z przeszłości i te, które pojawiały się na bieżąco. Trenerzy to jedno. W minionym sezonie spod kontroli wymknęła się także kadra drużyny. Zarobki zawodników wyniosły w 2017 prawie 10 mln złotych (rok wcześniej 6,4 mln), a ta pętla szybko zaczęła dusić. Klub raz po raz dostawał wezwania do zapłaty od kolejnych piłkarzy, a przecież kolejnym krokiem jest wezwanie do rozwiązania kontraktu z winy klubu. Do takiej sytuacji nie doszło, ale głównie dzięki cierpliwości niektórych piłkarzy i kreatywnej księgowości. Zresztą dziś kilku zawodników, którzy odeszli już z Wisły domaga się od klubu zaległych pieniędzy. Ivan Gonzalez, Pol Llonch, Julian Cuesta – wszyscy domagają się podobnej kwoty (w Wiśle zarabiali od 6,5 do 8 tysięcy euro netto miesięcznie), a łącznie daje to około 150 tysięcy euro.

Rozdmuchanie kadry do trzydziestu kilku nazwisk było efektem wybujałych ambicji. Księgowy przerzucał wezwania do zapłaty z jednej sterty na drugą, a kilka gabinetów obok zapadła decyzja, by bić się o europejskie puchary. Stąd ofensywa transferowa i stąd decyzja o zmianie trenera. Marzena Sarapata argumentowała, że drużyna nie robi postępów, pojawił się Carrillo, który miał wprowadzić drużynę na wyższy poziom. Przebudował ustawienie zespołu, postawił na grę trójką środkowych pomocników, a nim zespół na dobre przyswoił nowe zasady, Hiszpana w Krakowie już nie było.

Pożyczki na procent

Gdy było już bardzo źle, ratowano się w różny sposób, między innymi pożyczkami w różnych instytucjach. Pieniądze Wiśle pożyczył m.in. Rafał Ziętek, syn Stanisława Ziętka, w przeszłości współwłaściciela Wisły i partnera biznesowego Bogusława Cupiała. Tak naprawdę to on rozkochał Cupiała w Wiśle. Jak wynika ze sprawozdania finansowego – Rafał Ziętek udzielił pożyczkę na 8%. Ile dziś wynosi łączny dług klubu? To też możemy wyliczyć tylko w przybliżeniu. Za akcje Tele-Fonice wciąż trzeba zapłacić około 5 mln zł. Miastu klub jest winien jeszcze około 5,5 mln zł. Pożyczki to kolejne 3-4 miliony złotych (albo i więcej). Około 1,5 miliona złotych trzeba będzie – prędzej czy później – zapłacić Hiszpanom, którzy latem odeszli z klubu. Łącznie około 16 milionów złotych. A zapewne jest to kwota mocno niedoszacowana.

Porozumienie z Ekstraklasą sprawia, że środki zamiast do Wisły trafiać będą wprost na konto Miasta. Dług 3,9 miliona złotych zostanie rozłożony na trzy raty, ostatnia wpadnie do Miasta w 2020 roku. Takie rozłożenie tego w czasie sprawi, że Wisła nie zostanie całkowicie odcięta od wpływów z Ekstraklasy. Inaczej nie zdołałaby się utrzymać przy życiu. Z tych pieniędzy realizowane są ugody, spłacane zadłużenie, finansowana jest bieżąca działalność klubu. To najpoważniejsze źródło dochodu krakowskiego klubu. Poprzedni rok został zamknięty na delikatnym plusie (170 tysięcy złotych), ale gdyby nie sprzedaż Petara Brleka i Krzysztofa Mączyńskiego, 2017 zakończyłby się stratą 11 milionów. Na reklamach Wisła zarobiła rok temu 6,8 mln złotych, na biletach i karnetach 6,4. Już można się domyślać, że ta druga pozycja w tym roku będzie dużo niższa, bo teraz, gdy kibice powinni zabijać się o karnety, zastanawiali się, gdzie Wisła będzie rozgrywać swoje mecze. A i tak byłoby znacznie gorzej, gdyby przeprowadzka weszła w życie, wtedy trzeba by pożegnać się także ze sporą częścią dochodu za wynajem skyboksów (około 2,5 mln zł rocznie).

Bez Wisły przy stole

Wisła chce nadal zarabiać na sprzedaży najlepszych zawodników. Gdyby nie kontuzje Zorana Arsenicia i Tibora Halilovicia obaj zapewne byliby już zawodnikami innych klubów. Być może uda się ich sprzedać pod koniec okienka transferowego. Klub inwestuje w młodych piłkarzy z nadzieję, że za rok, dwa to na nich uda się zarobić. Ale takie strzały jak Petar Brlek czy Carlitos zdarzają się rzadko, a i trzeba liczyć się z tym, że w każdym oknie transferowym przydarzy się kilka strzałów kulą w płot.

Plan, który teraz wdrożono w życie, również jest ryzykowny. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przy doborze nowych ludzi kierowano się ich „wiślackością”. W ten sposób Wisła wchodzi w sezon mając za sterami Macieja Stolarczyka, czyli trenera niemal zupełnie niedoświadczonego w roli pierwszego szkoleniowca. Dyrektorem sportowym jest Arkadiusz Głowacki. Człowiek z wielką wiedzą, ale on tej roli dopiero będzie się uczyć. Kadra zespołu jest wąska (zgodnie z planem odchudzania wydatków) i składa się z ligowych wyjadaczy nieco zniechęconych obecną sytuacją klubu, a mają wspierać ich piłkarze młodzi, którzy dopiero muszą udowodnić swoją wartość w dorosłej piłce. Dużo tutaj warunków, które muszą zostać spełnione, aby ten projekt zafunkcjonował.

Obecny kryzys obnażył słabe braki zarządu Wisły. Ani Marzena Sarapata ani wiceprezes Damian Dukat nie pojawili się na posiedzeniu Komisji Budżetowej Urzędu Miasta Krakowa, co radni odebrali jako kolejny brak szacunku. Sarapata i Dukat byli wtedy na Śląsku, gdzie szukali stadionu. W tym momencie byli już praktycznie przekonani, że z miastem nie zdołają się porozumieć. Sprawy w swoje ręce wziął Zbigniew Boniek i prezes ekstraklasy Marcin Animucki. Wspólnie z prezydentem Jackiem Majchrowskim znaleźli rozwiązanie tej sprawy, ale Wisły nie był już wtedy przy stole. Sarapacie pozostało zaakceptować propozycję. A jakie było jej nastawienie, niech podpowie fakt, że jeszcze wczoraj – już po przedstawieniu rozwiązania sprawy – prowadziła rozmowy na temat wynajęcia stadionu w Niecieczy. Gdyby jednak w Krakowie się nie udało.

Wiceprezes na wakacjach

Pojechała sama, bo w środę Dukat udał się… na wakacje do Turcji. W samym środku burzy! W kryzysowej sytuacji zarząd klubu zawiódł, spisali się za to kibice, którzy zaczęli zbierać pieniądze na spłatę długu klubu wobec miasta. Fanów Białej Gwiazdy poruszyła ostatnio informacja o zarobkach Sarapaty i Dukata. Jak wynika ze sprawozdania finansowego – w 2017 roku zarobili do spółki 727 tysięcy złotych. Według naszych informacji, wysokość zarobków członków zarządu zaskoczyła nie tylko fanów. Jeszcze kilka dni temu nie znali jej nawet wszyscy przedstawiciele rady nadzorczej. Dwa lata temu, gdy TS przejął spółkę piłkarską, Sarapata otrzymała pensję 12 tysięcy złotych, Dukat – 10. Potem to się zmieniło, ale informacje ze sprawozdania nie są do końca precyzyjne. Na 727 tysięcy składały się też zarobki dyrektora sportowego, Manuela Junco. W tym tygodniu można było odnieść wrażenie, że nie wszystkim w klubie podoba się ta sytuacja, a Sarapacie i Dukatowi coraz dokładniej patrzy się na ręce. Służy temu niedawne poszerzenie składu zarządu Towarzystwa Sportowego, którego członkowie teraz mogą mieć większy wpływ na działalność spółki piłkarskiej.

Pytanie, czy obecny skład zarządu piłkarskiej Wisły jest jeszcze w stanie pomóc klubowi. Przez dwa lata nie znaleźli żadnego poważnego partnera biznesowego. Można czasem odnieść wrażenie, że świat wielkiego biznesu boi się klubu o tak złej reputacji. Klubu, który tylko w tym sezonie został dwukrotnie odwiedzony przez antyterrorystów z CBŚ. W 2016 roku ten zarząd podał Wiśle rękę i wykonał mnóstwo dobrej roboty, ale wiele razy się potykał. Czy kiedyś wyciągną ją wreszcie na powierzchnie? A może pociągną za sobą aż na dno?