Witajcie w Tokio!

Drugi set meczu Polska – Słowenia. Przy stanie 24:23 Tine Urnaut, lider Słoweńców, z pola serwisowego posłał piłkę w aut i biało-czerwoni 11 sierpnia o godz. 16.05 zapewnili sobie awans do przyszłorocznego turnieju olimpijskiego w Tokio! ERGO Arena zatrzęsła się od eksplozji radości kibiców i mieliśmy wrażenie, że jej solidne mury za chwilę się rozpadną.

Jednak w potyczce ze Słoweńcami naszym siatkarzom szło jak po grudzie. Ostatecznie wszystko się skończyło szczęśliwie, bo wygrali 3:1, ale strachu trochę się najedli. Nim doszło do ostatniej potyczki dzień wcześniej w turnieju kwalifikacji olimpijskiej ekipa Vitala Heynena rozegrała najlepsze spotkanie w tym sezonie i w 83 min rozprawiła się z niewygodnymi oraz groźnymi Francuzami. Wynik 3:0 jest wielce wymowny, bo chyba nikt nie spodziewał się tak koncertowej gry naszej kapeli. Wszyscy po tej wygranej jednak tonowali nastroje, bo przecież było jeszcze starcie ze Słoweńcami.

I znów zaskoczenie

Vital Heynen, trener biało-czerwonych, nie byłby sobą gdyby nie zaskoczył fachowców oraz kibiców. Wydawało się, że pozycja Dawida Konarskiego, jako atakującego nr 1, jest niepodważalna. A tymczasem na parkiecie pojawił się Maciej Muzaj, który w meczu z Tunezją po jednym z nieudanych zagrań był mocno rugany przez szkoleniowca. Muzaj ma za sobą wiele reprezentacyjnych występów, ale nigdy nie były one o stawkę. Jednak przeciwko Francji trener mu zaufał i 25-letni atakujący spełnił oczekiwania. Atakował z 54% skutecznością
i z 13 piłek skończył 7, miał asa serwisowego oraz blok. Popełnił zaledwie jeden błąd i to również świadczy o jego koncentracji oraz odpowiedzialności.

– Na pewno Maciek Muzaj po raz pierwszy zetknął się z taką sytuacją i, co najważniejsze, nie zawiódł – oceniał po meczu wicemistrz świata z 2006 r., dziś komentator Polsatu, [Łukasz Kadziewicz]. Duża w tym zasługa Fabian Drzyzgi, który umiejętnie kierował grą i wykorzystywał wszystkich zawodników. Akcenty w ataku rozkładał równo i to również było źródłem sukcesu.

Wiwaty na stojąco

Od debiutu Wilfredo Leona w reprezentacji biało-czerwonych trwały akademickie dyskusje kiedy w końcu osiągnie swój najwyższy pułap. Może to nie był jego szczyt możliwości, ale zaprezentował się najlepiej z dotychczasowych występów. To on był głównym konstruktorem złamania oporu Francuzów w I secie, zdobywając 6 pkt., w tym 2. kluczowe, wyprowadzając zespół na prowadzenie 16:12. W sumie był najskuteczniejszym zawodnikiem biało-czerwonych (17. pkt.), zaliczając 15. w ataku (54% skuteczności). Zagrywką zdobył zaledwie punkt, ale za każdym razem starał się posyłać piłkę z piekielną siłą i – rzecz jasna – nie ustrzegł się 5. błędów. One w globalnej ocenie poszły w zapomnienie.

Michał Kubiak, jak przystało na kapitana zespołu rozegrał najlepsze spotkanie w tym sezonie. Wykonał on mrówczą pracę w obronie, przyjmował na poziomie 74% i był równie skuteczny w ataku. Doprowadzał Francuzów do wściekłości gdy obijał ich blok lub też posłał piłkę w parkiet obok wyciągniętych rąk rywali.

– Oczywiście, nie ustrzegliśmy się błędów, ale w końcowym rozrachunku byliśmy wyraźnie lepsi. Pokonaliśmy Francuzów ich bronią – obroną i dość szybko odebraliśmy im ochotę do gry. Właśnie o to chodziło, by złamać jak najszybciej ich opór – powiedział kapitan biało-czerwonych.

Wizytówka

Wszystkie elementy gry biało-czerwonych w potyczce z „trójkolorowymi” funkcjonowały na wysokim poziomie. Jednak wizytówką zespołu pozostał blok. W I secie Polacy zdobyli nim 6 pkt., przy zaledwie jednym rywali. Ta różnica sprawiła, że wygrał tę partię do 21. W sumie tym elementem zaliczyli 12 „oczek” przy 5. Francuzów.

Francuzi zapędzeni w kozi róg!

– Blokiem bywa różnie raz jest on skuteczny, zaś innym razem dziurawy jak szwajcarski ser – śmiał się środkowy Mateusz Bieniek, który wraz ze swoim partnerem przy siatce Piotrem Nowakowskim zaliczyli po 4. „oczka”. – Kiedyś była rosyjska ściana, teraz jest polska. Powiedziałbym, że dla rywali to „ściana płaczu” – dodał Nowakowski.

Gdy w II secie nasi siatkarze prowadzili 20:12 trener dokonał zmian i na parkiecie pojawili się Aleksander Śliwka oraz Dawid Konarski. Gra nieco straciła rytm i Francuzi zdobyli 7 pkt. w 2. seriach. Szybko jednak sytuacja została opanowana i na zakończenie tej partii Kubiak „zafundował”rywalom asa serwisowego. To było niejako ukoronowanie postawy biało-czerwonych. Ze spokojem oczekiwaliśmy 3. partii, bo Francuzi sprawiali wrażenie pogodzonych z losem. I tak też było.

– To mecz na medal olimpijski i to dla mnie nie ulega żadnych wątpliwości. – Zespół zagrał na wysokim poziomie i wszyscy zasłużyli na słowa uznania – piał z zachwytu Kadziewicz.

Nieoczekiwane kłopoty

Kadziewicz oraz wielu kolegów przestrzegało przed starciem ze Słowenia. Mówili, że trzeba utrzymać koncentrację, by wywalczyć przynajmniej jednego seta. Tej koncentracji niemal przez całe spotkanie brakowało i stąd takie męczarnie. Trener Heynen tym razem nie eksperymentował, bowiem zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Na parkiecie pojawili się bohaterowie sobotniego popołudnia i szybko się okazało, że wcielili się w rolę swoich sobotnich rywali.

A Słoweńcy? Nie mieli nic do stracenia i w polu serwisowym zupełnie nie zwalniali ręki. „Kąsali” naszych zagrywką, choć przyjęcie w całym na dobrym poziomie. Niemniej w tych najważniejszych akcjach Słoweńcy byli skuteczniejsi. A na dodatek brylowali w bloku i przegrana 2-4 w I secie została skrzętnie odnotowana. Przegrana podziałała na nas wszystkich jak zimny prysznic i pojawiło się ziarenko niepokoju.

Gra biało-czerwonych nadal się nie kleiła, ale tym razem goście zaczęli popełniać znacznie więcej błędów w polu zagrywki. Właśnie po jednym z takich zagrań na tablicy wyników pojawił się remis 20:20. I w tym momencie Leon popisał się dwoma punktowymi serwisami. To był kluczowy moment tej odsłony. Rozdygotani goście popełnili dwa kolejne błędy i w końcu Polacy zapewnili sobie awans do igrzysk w Tokio.

– Wyjątkowo pewnie Słoweńcy czuli się w polu serwisowym i stąd też odnieśli zwycięstwo w I secie. – My cierpliwie czekaliśmy na swoją chwilę i ona przyszła w kolejnej odsłonie. Mecz z Francuzami rozgrywaliśmy w naszych głowach od pierwszego dnia zgrupowania w Zakopanem i stąd tak właśnie wyszło. Jestem przekonany, że wszystkie drużyny nie były w optymalnej formie, ale najważniejsze, że osiągnęliśmy cel.

W styczniu byłby większy kłopot, bo przecież konkurencja będzie większa. Teraz ze spokojną możemy jechać na urlopy i złapać trochę opalenizny. A potem zabieramy się do roboty przed mistrzostwami Europy. Tylko czy załapię się do kadry? – mrugnął porozumiewawczo rozgrywający reprezentacji, Fabian Drzyzga, trzymając japońską lalkę Darumę, mającą przynieść szczęście.

Kolejne dwie partie wygrane przez biało-czerwonych były dziełem drugiej „6”, która utrzymała ciężar odpowiedzialności. Gra na pewno nie była olśniewająca, ale liczy się końcowy. Po raz 5. z rzędu i 10. w historii zagrają w igrzyskach. Siatkarze mają już olimpijskie paszporty i teraz pora rezerwować bilety do Tokio.

 

Z ERGO Areny
Michał Micor
Włodzimierz Sowiński

Na zdjęciu: Polscy siatkarze zaimponowali żelazną konsekwencją, nie mieli sobie równych i w trzech meczach stracili zaledwie jednego seta! 

 

 

Polska – Słowenia 3:1 (21:25, 25:23, 25:23, 25:21)

POLSKA: Drzyzga (1), Leon (10), Nowakowski (2), Muzaj (4), Kubiak (7), Bieniek (12), Zatorski (libero) oraz Wojtaszek (libero), Konarski (8), Śliwka (2), Łomacz, Szalpuk (6), Kłos (7), Kwolek (4). Trener Vital HEYNEN.

SŁOWENIA: Ropret (4), Urnaut (11), Pajenk (13), T. Śtern (13), Cebulj (20), Kozamernik (9), Klobucar (libero) oraz Kovaicić (libero), Ż. Śtern(1), Videćnik (1). Trener Giuliani ALBERTO.
Sędziowali: Anderson Cacador (Brazylia) i Ali Fadili (Maroko). [Widzów] 9800.
Przebieg meczu
I: 8:10, 11:15, 16:20, 21:25.
II: 10:9, 15:14, 19:20, 25:23.
III: 9:10, 15:14, 19:20, 25:23.
IV:10:9, 15:11, 20:14, 25:21.
Bohater – Mateusz BIENIEK.

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ