Włókniarz Częstochowa. Powrót po latach

Lech Kędziora ponownie został trenerem Włókniarza Częstochowa. Doświadczony szkoleniowiec ma pomóc częstochowianom w awansie do play-offów.


„Lwy” zakończyły poprzedni sezon na piątej lokacie, tuż za czołową czwórką gwarantującą rywalizację o medale Drużynowych Mistrzostw Polski. Powodem tego stanu rzeczy była przede wszystkim słabsza dyspozycja kilku zawodników połączona z nie najlepszą atmosferą w drużynie prowadzonej przez Piotra Świderskiego. Dla 38-latka była to pierwsza praca w roli menedżera, której nie podołał.

Doświadczenie i porozumienie?

Brak awansu do play-offów dwa lata z rzędu to mówiąc delikatnie rozczarowanie. Potrzebna więc była reakcja i danie nowego impulsu. Już kilka dni temu prezes Włókniarz, Michał Świącik potwierdził, że Świderski przy Olsztyńskiej nie zostanie. W kuluarach mówiło się o tym jeszcze przed zakończeniem rundy zasadniczej.

Nowym szkoleniowcem został dobrze znany pod Jasną Górą Lech Kędziora, o czym zresztą też było wiadomo od dawna. 65-letni szkoleniowiec w 2017 roku również prowadził „Lwy”. Wówczas zajął piąte miejsce w ekstralidze, co uznawane było wówczas za sukces. Od tego czasu Kędziora często zmieniał pracodawcę i trafiał w dość specyficzne środowiska. Pracował w ROW-ie Rybnik i Polonii Bydgoszcz.

Prezesi tych klubów, Krzysztof Mrozek i Jerzy Kanclerz nie należą do łatwych ludzi. Szczególnie tyczy się to pierwszego z nich. Mrozek był swego czasu widywany w parku maszyn, gdzie „doradzał” trenerowi, o co kibice rybniczan nie raz mieli do niego pretensje. Można mieć więc obawy, czy we Włókniarzu nie będzie podobnie.

Trenerzy mający swoje zdanie, co dobrze obrazowała sytuacja z Markiem Cieślakiem i jego rezygnacją w 2020 roku, nie mają łatwego życia ze Świącikiem. Ówczesny szkoleniowiec „Lwów” dzień przed meczem ze Stalą Gorzów zostawił w sekretariacie wypowiedzenie, którego powodem było między innymi przygotowanie toru przez zarządzającego klubem z Olsztyńskiej, co zakończyło się walkowerem dla gości i zawieszeniem licencji toru.

Najwyraźniej Kędziora albo będzie miał dobry wpływ na prezesa „Lwów” i swoją charyzmą i wiedzą będzie w stanie mu się przeciwstawić lub też będzie z uwagą słuchał jego uwag i wprowadzał je w życie z niezwykłą starannością.

Zmiany są zbędne

Kędziora będzie miał do dyspozycji taki sam skład jak w poprzednim sezonie Świderski. To spore zaskoczenie, szczególnie że dyspozycja niektórych zawodników, choćby Fredrika Lindgrena wołała o pomstę do nieba. Prezes Włókniarza zdecydował jednak, że warto ponownie dać szansę tym samym żużlowcom co w tegorocznych rozgrywkach. Świącik wierzy, że przy nowym rozdaniu ich forma będzie zdecydowanie lepsza niż w sezonie 2021.

Zamyka to zarazem spekulacje dotyczące nowych twarzy przy Olsztyńskiej. Jeszcze kilka tygodni temu do zespołu przymierzani byli Patryk Dudek oraz Maksym Drabik. Obaj byliby ciekawymi wzmocnieniami drużyny, a zarazem wielkimi niewiadomymi. Świącik jednak świadomie podjął decyzję dotyczącą braku zmian. Teraz wszystko w rękach Kędziory.

– W sezonie 2017 zajęliśmy w ligowej tabeli piąte miejsce. Teraz startujemy z tego samego pułapu, ale cele są inne. Przyszedł czas na to, aby z tym zespołem awansować do fazy play-off. Takie mamy zadanie i będziemy robić wszystko, aby je wykonać. Nie będzie łatwo, ponieważ liga jest wymagająca – powiedział telewizji klubowej nowy trener. Najwyraźniej szkoleniowiec nie czytał nowego regulaminu. Do rundy play-off awansuje sześć z ośmiu zespołów. Siódma, a więc przedostatnia lokata byłaby czymś gorszym niż rozczarowanie, szczególnie patrząc na skład częstochowian.


Na zdjęciu: Po czterech latach przerwy Lech Kędziora wraca do Włókniarza Częstochowa. Przed 65-latkiem spore wyzwanie.

Fot. Piotr Jedzura/Pressfocus