Włoski alfabet Kamila Glika

Glik na włoską ziemię trafił latem 2010 roku z Piasta. Na początku nie było mu łatwo, potem jednak zbudował sobie na tamtejszych boiskach wielką markę. Do dziś jest tam cenioną i szanowaną postacią. Oto włoski alfabet wychowanka MOSiR-u Jastrzębie i Wodzisławskiej Szkoły Piłkarskiej.

A jak awans

Kiedy trafił do swojego trzeciego włoskiego klubu Torino FC, a było to latem 2011 roku, cel był tylko jeden. Szybki awans do Serie A. Klub z wielkimi tradycjami i licznymi „tifosi” nie chciał się już pałętać na zapleczu włoskiej elity. Trafił do zespołu, gdzie byli m.in. młodzi zdolni, jak Matteo Darmian czy inny późniejszy reprezentant Włoch Angelo Ogbonna. Z wyjątkiem kilku meczów na początku sezonu 2011/12 i końcówki, gdy nabawił się kontuzji, grał w pierwszej jedenastce i walnie przyczynił się do upragnionego awansu.

D jak derby

Dla każdego piłkarza czy fana Torino i Juventusu derbowe spotkanie, to coś specjalnego. Nie inaczej było w przypadku Kamila. 1 grudnia 2012, po trzech latach przerwy, fani znowu doczekali się derbów Turynu. Na trybunach zasiadło 40 tys. widzów, a polski obrońca zobaczył czerwoną kartkę w I połowie po bezpardonowym ataku na Emanuelu Giaccherinim. Nie minęło pół roku i w kolejnych derbach znowu wyleciał z boiska, tym razem za dwie żółte kartki! Krytyka za nadmierną brutalność, za osłabienie zespołu? Nie dla fanów Torino! Dla nich stał się bohaterem, który potrafi walczyć dla ich ukochanej drużyny, jak nikt.

G jak Grande Torino

Torino to jeden z najbardziej utytułowanych klubów w Italii, który siedem razy był mistrzem kraju. Złota era przypadła na lata 40. Zachowując proporcje, tamtejsza drużyna była jak teraz Real czy Barcelona. Wygrywała ze wszystkimi i wszędzie. Wielką gwiazdą tamtego zespołu był Valentino Mazzola. W reprezentacji grało dziesięciu piłkarzy Torino. Świetna passa trwałaby pewnie dłużej, gdyby nie ogromna tragedia. 4 maja 1949 roku, wracając z towarzyskiego meczu z Benfiką w Lizbonie, samolot z piłkarzami i trenerami na pokładzie, z powodu mgły uderzył w tylną ścianę górującej nad miastem bazyliki położonej na wzgórzu Superga (675 m n.p.m.). Zginęli wszyscy… Co roku, 4 maja kapitan Torino FC, przy asyście dziesiątków tysięcy „tifosi”, odczytuje z pamiątkowej tablicy znajdującej się na tylnej ścianie bazyliki nazwiska piłkarzy, trenerów i działaczy, którzy wtedy zginęli. – To jeden z najważniejszych dni w roku – podkreśla Kamil. Jako „Il Capitano” trzy razy dostąpił tego zaszczytu.

K jak kapitan

W lipcu 2013 roku ówczesny trener Torino Giampiero Ventura musiał zdecydować, kto po odejściu Rolando Bianchiego przejmie kapitańska opaskę. Doświadczony szkoleniowiec nie wahał się i przekazał ją polskiemu piłkarzowi. W ten sposób urodzony w Jastrzębiu zawodnik, stał się ledwie trzecim zagranicznym „Il Capitano” w ponad stuletniej historii klubu z Turynu. Dwaj wcześniejsi, obaj ze Szwajcarii, pełnili tą funkcję sto lat temu. Decyzja przekazania kapitańskiej opaski Glikowi spotkała się z wielkim entuzjazmem fanów turyńskiej jedenastki, dla który polski obrońca był jednym z symboli.

M jak Marathona

To najbardziej zagorzała część fanów na Stadio Olimpico Grande Torino, gdzie swoje mecze rozgrywa popularna „granata”. To oni odpowiadają za oprawę spotkań, to oni dopingują swój zespół jak się da i jeżdżą za nim po całych Włoszech. To oni skandowali też najgłośniej „Glik! Glik! Glik! Glik!”, kiedy Torino wykonywało rzut rożny. W ten sposób zachęcali kapitana ich zespołu do ruszenia pod bramkę rywala i zdobycia kolejnego gola po stałym fragmencie.

Kamil Glik w sezonie 2014/15 zdobył dla swojego zespołu siedem bramek w Serie A. Tym samym wyrównał rekord goli na włoskich boiskach zdobywanych przez polskich graczy. Tyle samo trafień zanotował bowiem w sezonie 1985/86 Zbigniew Boniek. Te osiągnięcia dopiero w tym sezonie przebił rewelacyjny Krzysztof Piątek.

P jak Palermo

Już mało kto pamięta, że pierwszym klubem na Półwyspie Apenińskim było dla Glika US Palermo. Przeszedł tam za milion euro z Piasta, co po dziś dzień stanowi transferowy rekord gliwiczan. Na pierwszym obozie w austriackim Bad Kleinkirchheim mieszkał z reprezentantem Rumunii Dorinem Goianem. Młodemu obrońcy na Sycylii szło jednak, jak po grudzie. Grał mało, zaliczał mecze tylko w pucharach. Łącznie cztery przez pół roku. Do składu nie było się jednak łatwo przebić, bo w zespole byli światowej klasy zawodnicy, jak Javier Pastore, Mattia Cassani, Antonio Nocerino czy Salvatore Sirigu.

R jak raper z Turynu

Swoją grą w barwach Torino FC, w którym występował w latach 2011-16, zaskarbił sobie sympatię i szacunek turyńskich fanów do tego stopnia, że jesienią 2013 roku, raper z tego miasta, znany we Włoszech Willie Peyote, nagrał o nim utwór pod tytułem… Glik. – Zainspirowały mnie do niego czerwone kartki, jakie Kamil otrzymywał w derbowych meczach z Juventusem i to, że nasi kibice skandowali podczas meczów: „Glik! Glik! Glik”. Kamil symbolizuje to, co nam kibicom Torino jest bliskie czyli serce, pasję i ambicje – powie mi potem Peyote w Turynie. „Pieprzyć radykalny szyk, pozostaniemy hardkorowi jak Kamil Glik” i charakterystyczny refren: „Glik, Glik, Glik, Glik”. To słowa utworu Williego o obrońcy z Jastrzębia-Zdroju.

S jak Serie A

Przeżył tam niejedno. Jak się okazało po półrocznych występach w AS Barii wiosną 2011 roku, piłkarze klubu z pięknej Apulii sprzedawali wtedy mecze… Potem zatrzymano dziewiątkę z nich. Część została zawieszana na okres od 6 do 43 miesięcy. Miał też do czynienia choćby z takimi szkoleniowcami jak Dalio Rossi, który palił papierosy nawet podczas treningów, a gdy wpadł w szał, to był w stanie nawet zaatakować piłkarza! Łącznie w najwyższej klasie rozgrywkowej w Italii rozegrał 147 spotkań. Pod tym względem ustępuje tylko obecnym szefom PZPN. Wiceprezes futbolowego związku Marek Koźmiński rozegrał w Serie A, w barwach Udinese i Brescii 207 spotkań, a prezes Zbigniewa Boniek 157.

T jak transfer

Latem 2011, po roku pobytu we Włoszech, stanął przed dylematem. Jego menedżer Jarosław Kołakowski przedstawił mu dwie oferty, jedną z szykującego się do gry w eliminacjach Champions League Glasgow Rangers, a drugą z klubu Serie B Torino FC. Sam miał zdecydować co robić i gdzie iść grać. Jak wspominał wahał się do samego końca. Ostatecznie wybór padł na Turyn, a dużą rolę odegrała tutaj osoba nowego szkoleniowca jedenastki z Piemontu.

V jak Ventura

Temu trenerowi zawdzięcza najwięcej. To on wierzył w niego od początku. Kiedy siedział na ławce w Palermo, to najpierw ściągnął go do prowadzonego przez siebie Barii, żeby potem namawiać na występy w Torino, gdzie latem 2011 roku zaczynał pracę i jak się potem okazało marsz po awans, a następnie grę w europejskich pucharach. Ostatecznie doświadczony trener, który potem był nawet selekcjonerem włoskiej reprezentacji, był na tyle skuteczny w namowach, że Kamil zdecydował się na pójście za nim. W Turynie powie mi potem. – Byłem przekonany do jego możliwości, ufałem też, że może się stać takim piłkarzem, jakim jest dzisiaj. Innymi słowy wierzyłem, że będzie liczącym się graczem.

– Trener Giampiero Ventura to osoba, której zawdzięczam najwięcej. Zrobił wiele, żeby był dziś takim piłkarzem, jakim jestem – mówi z kolei sam Glik.

 

*Na podstawie książki „Kamil Glik. Liczy się charakter”, SQN, Kraków 2016

 

Na zdjęciu: Kamil Glik na turyńskim wzgórzu Superga, gdzie w lotniczej katastrofie zginęli piłkarze Grande Torino.