Wojciech Jagoda: Ręce precz od ekstraklasy!

Za którym zawodnikiem spośród licznego grona tych, jacy zimą odeszli z ekstraklasy, będzie pan tęsknił najbardziej?
Wojciech JAGODA:
– Wymienię czwórkę napastników. Do polskiego trio – Buksy, Niezgody, Klimali – dodam jeszcze Brazylijczyka Ricardinho z Płocka. To byli piłkarze, którzy potrafili mnie zachwycać; przy których bez problemu można było wyrazić swoje emocje. Strzelali fantastyczne gole, a to one są w futbolu najważniejsze. Gdybym miał wybrać jednego – postawiłbym na najmłodszego, czyli Patryka Klimalę. Jako że jestem przypisany do komentowania meczów Jagiellonii, uśmiecham się, że dorastał na moich oczach. Na moich oczach zdobywał pierwsze i ostatnie bramki, na moich oczach zaliczył chyba swój najlepszy występ w ekstraklasie, czyli ten z Cracovią, w którym strzelił dwa efektowne gole. Jeśli będę śledzić losy tych, którzy wyjechali zimą z ekstraklasy, to w kontekście Klimali i Celtiku Glasgow będę to czynić najuważniej.

Ze spokojem obserwował pan masowe zimowe odejścia z ekstraklasy?
Wojciech JAGODA:
– Liga na pewno straciła na wartości, ale to nie jest żadnym zaskoczeniem. Wiemy doskonale, że ekstralasa nie jest dla dobrych piłkarzy ziemią obiecaną, a tylko etapem kariery. Ci, którzy się wybiją, uciekają. Gdyby w ekstraklasie mogli zarobić tyle, ile tam, dokąd poszli, to by zostali, bo jesteśmy fajnym miejscem. Żyjemy w nowoczesnym kraju, większość drużyn ligowych jest z dużych, fajnych miast, rozgrywa mecze na pięknych stadionach, na których panuje superatmosfera. Ci, którzy do nas przyjeżdżają, sami o tym mówią. Jesteśmy ligą, z której łatwo się wybić. Nie można mieć pretensji, że ktoś wyjeżdża, bo chce więcej zarabiać. Wyjechali Buksa, Niezgoda, Klimala, czyli trzech dobrych, polskich, cały czas młodych strzelców. Szkoda, bo dawali fajną jakość. Byłby jednak problem, gdyby zostali sprzedani za czapkę gruszek. Wtedy mielibyśmy prawo bić na alarm, mówić o skandalu. Oni jednak kosztowali godziwe pieniądze. Jeśli nauczymy się zarządzać tak, by pieniądze wracały na ligowe boiska, to nie będzie problemu. Nawet dobrze, że polska liga stała się tak popularna wśród tych, którzy są gotowi na kupno dobrych, młodych piłkarzy.

Nie przeraża, że Polakiem najwyżej plasującym się w klasyfikacji strzelców tego sezonu ekstraklasy spośród tych, którzy w niej zostali, jest Paweł Brożek?
Wojciech JAGODA:
– Można spojrzeć na szklankę, która jest do połowy pusta i powiedzieć: „Tak, przerażające!”. Ale też można uznać, że jest w połowie pełna i rzec: „Fajnie, że mamy Pawła Brożka w ekstraklasie”. Po poprzednim sezonie wydawało się, że już się nie podniesie. Że ponad 140 goli, które robią ogromne wrażenie, to już kres jego możliwości. Jesień miał jednak bardzo dobrą, a byłaby fenomenalna, gdyby nie kontuzje. Zdobył osiem bramek. Będąc zdrowy, pewnie miałby na koncie kilkanaście, a Wisła byłaby w środku tabeli, nie strefie spadkowej. Nie udaję, że nie martwię się tym, iż młodzież odchodzi, ale nie przejmuję się, że to akurat Brożek jest najskuteczniejszym obecnie Polakiem w ekstraklasie. Cieszę się, że mogę komentować mecze z jego udziałem i mam nadzieję, że będzie mi to dane jak najdłużej.

Czy na miejscu kibiców Wisły mocno obawiałby się pan o utrzymanie?
Wojciech JAGODA:
– Obawiałbym się o utrzymanie, gdybym był kibicem całej piątki z dolnej części tabeli, czyli ŁKS-u, Wisły, Korony, Arki, Górnika. Ale i kilku drużyn, które są jeszcze wyżej – mających dziś 29, może nawet 30 punktów. One też nie mogą dzisiaj spać w pełni spokojne. To ekstraklasa, która uwielbia zaskakiwać. Jako fan którejś z tych drużyn martwiłbym się bardziej, gdyby nie to, co wydarzyło się w grudniu. Ten miesiąc był dla czwórki z tej piątki nadspodziewanie dobry. O ile ŁKS wypadł fatalnie – trzy mecze, trzy porażki – o tyle pozostali mogli być wzorem dla reszty ligi. Gdyby sporządzić tabelę za grudzień, cała czwórka znalazłaby się w jej czołówce. Po sześć punktów zdobyła Korona, Wisła i Górnik, a Arka – siedem, czyli najwięcej w ekstraklasie. Nieprzypadkowo Aleksandar Rogić został wybrany najlepszym trenerem miesiąca. Od lipca do grudnia w tych klubach było bardzo smutno, ale sam grudzień był już OK i dał nadzieję, że może być dobrze; że nie wcale nie trzeba spaść z ligi. Wyjątkiem jest ŁKS, który im grał ładniej, tym mniej punktował.

To co z tą Wisłą?
Wojciech JAGODA:
– Wisła ma swoich senatorów. To Kuba Błaszczykowski i Paweł Brożek. Pierwszy będzie wiosną walczył o wyjazd na Euro, drugi – o przeskoczenie Kazimierza Kmiecika w klasyfikacji najlepszych strzelców ekstraklasy. Jeśli będą zdrowi, powinni szybko pociągnąć „Białą Gwiazdę” w górę tabeli.

Który transfer przychodzący do ekstraklasy na papierze zrobił na panu największe tej zimy wrażenie?
Wojciech JAGODA:
– O papierkowej rzeczywistości nie chcę się wypowiadać. Wielokrotnie ekstraklasa pokazywała, że ci, którzy przychodzili z dobrym CV, kompletnie zawodzili, a nieznani potrafili zachwycać. Najłatwiej wspomnieć przypadki piłkarzy hiszpańskich. Trafiali do nas goście z przeszłością w La Liga i nie radzili sobie, a tamtejsi trzecioligowcy zostawali najlepszymi piłkarzami sezonu. Dlatego odpowiadając na pytanie – mogę powiedzieć o kimś, kto będzie w ekstraklasie kompletnie nowy, ale jest już jakoś kojarzony. Na myśl przychodzi mi Paweł Cibicki, nowy nabytek Pogoni. Pamiętam, jak zdobywał z Malmoe mistrzowskie tytuły w Szwecji, jak grał w eliminacjach Champions League. Komentowałem jedno ze spotkań z udziałem Cibickiego i potrafiłem się nim zachwycać. Jeśli potrafiłby przenieść na boiska ekstraklasowe to, co pokazywał wtedy, miałby pełne prawo myśleć, że w maju na Gali Ekstraklasy Canal+ zostanie wybrany najlepszym piłkarzem ligi, a Pogoń wywalczy mistrzostwo. Ale jest znak zapytania, co działo się w życiu Cibickiego między pobytem w Malmoe a lutym 2020 roku. Gdy popatrzy się na statystyki – przede wszystkim strzelane gole, a po to przychodzi do Szczecina – to widzimy, że prawie ich nie ma. I nie mówimy to o pięciu najlepszych ligach europy, a trochę słabszych rozgrywkach i klubach (I liga angielska, ekstraklasa norwerska, szwedzka, holenderska – dop. red.). On sobie tam po prostu nie poradził. Czekam z pytajnikiem, ale i nadzieją, co z nim będzie. Intuicja mi podpowiada, że może to być dla Pogoni taki strzał w dziesiątkę, jak letni transfer Srdjana Spiridonovicia. Wyobrażam sobie fajną współpracę między tymi piłkarzami. Wydaje się, że szybko powinny znaleźć wspólny język, ale to dopiero się okaże.

Dani Ramirez z ŁKS-u do Lecha – „hit ekstraklasowego okienka” czy „nie przesadzajmy”?
Wojciech JAGODA:
– Przede wszystkim cieszy to, że mówimy o transferze wewnątrz ekstraklasy. To jeden z problemów naszej ligi, że sytuacja, w której klub X nie lubi miasta Y, wyklucza transfer z X do Y. W lepszych i bogatszych ligach wygląda to inaczej. Nie trzeba szukać bardzo daleko, posłużmy się przykładem Rosji, w której gra się w piłkę dobrze i za dobre pieniądze. Tam w połowie sezonu zawodnik potrafi odejść z drużyny lidera do wicelidera, który płaci za niego poważną sumę. Transfer Ramireza, tak ważnego piłkarza dla ŁKS-u, daje nadzieję, że ta normalność w ekstraklasie może się pojawić. Na razie możemy powiedzieć, że to większa strata dla ŁKS-u niż zysk dla Lecha, ale za trzy miesiące może się okazać, że – po pierwsze – ŁKS potrafi załać tę dziurę. O dyrektorze Krzysztofie Przytule mówi się, że działa z wyprzedzeniem dwuletnim. Pewnie nie wydałby zgody na sprzedaż tego piłkarza, jeśli nie miałby w zanadrzu kogoś, kto będzie w stanie go zastąpić. Po drugie – Ramirez w Lechu może się pokazać z na tyle dobrej strony, że drużyna ta jeszcze powalczy o mistrzostwo. Jedno i drugie jest prawdopodobne, ale jestem też sobie w stanie wyobrazić, że ŁKS bez Ramireza nie dość, że nie zdobywa punktów, to jeszcze gra brzydko, a sam Ramirez nie wytrzymuje presji Poznania i daje tam ciała. Ale bliżej mi do tej pierwszej wersji, optymistyczniejszej. Dani może okazać się w „Kolejorzu” przewodnikiem dla młodzieży z akademii. Kimś takim był dla młodszych zawodników w Łodzi. Na pewnym etapie rozgrywek był szefem ofensywnego trójkąta, mając obok siebie Pyrdoła i Trąbkę. Funkcjonowało to kapitalnie. Oby poznańska młodzież, osierocona tej zimy przez Jevticia i Amarala, znalazła równie duże wsparcie w osobie Ramireza. Mocno trzymam za to kciuki, bo jestem kibicem tego, co w Lechu robi Dariusz Żuraw. Bardzo bym chciał, by wypalił ten jego pomysł, wedle którego gra pięciu, sześciu, siedmiu wychowanków, wspartych kilkoma sensownymi obcokrajowcami. Dziś na razie jest jeden, Gytkjaer, ale prawdopodobne, że Ramirez będzie drugim.

Jeśli Legia przegra walkę o mistrzostwo, to raczej sama ze sobą niż z rywalami?
Wojciech JAGODA:
– Gdybyśmy rozmawiali 3-4 lata temu, to właśnie tak bym powiedział. Czasy się jednak trochę zmieniły – a w zasadzie zmienił je Piast Gliwice. Nie będzie dla mnie ogromnym zaskoczeniem, jeśli Legia nie zostanie mistrzem. W tym sezonie liga jest naprawdę wyrównana. Nie tylko dlatego, że w Legii na początku było trochę bałaganu wskutek pucharów. Wyjątkowo szybko Vuković to ogarnął, drużyna plasowała się w czołówce. Jest jednak kilka zespołów, które Legii bać się nie muszą, a mogą spokojnie wierzyć w złoto. Mam nadzieję, że do ostatnich minut 37. kolejki będziemy pasjonowali się walką o mistrza. I że rozstrzygnie się ona dopiero na sam koniec.

Zahaczmy jeszcze o dwa śląskie rodzynki. Skoro już jesteśmy na górze tabeli… Czy coś przemawia za tym, ze Piast jest w stanie obronić mistrzostwo Polski. Rok temu szóste miejsce okazało się po zimie dobrym punktem wyjścia. Teraz gliwiczanie znowu są na 6. pozycji…
Wojciech JAGODA:
– Gdyby spojrzeć tylko na punkty – to fani Piasta powinni zacierać ręce i wręcz wybrać się do bukmachera obstawić, że ich zespół znowu sięgnie po tytuł. Przed rokiem, po 20 kolejkach, Piast miał 11 punktów straty do ówczesnego lidera, czyli Lechii Gdańsk. A teraz ma siedem mniej niż Legia! Żartem, sytuację ma wręcz doskonałą. Jest jednak jedna różnica – jakość gry. Nie trzeba być ani specjalnym fachowcem, ani mieć bardzo dobrego wzroku, by zauważyć różnicę między Piastem z jesieni 2018 a tym z jesieni 2019. W poprzednim sezonie – to było piękne granie. Nawet jeśli nie wygrywał meczu, to prezentował kapitalny futbol. A gdy do tego doszła jeszcze skuteczność Parzyszka, Hiszpanów, to skończyło się mistrzostwem. Piast z ostatniej jesieni to już personalnie coś innego. Kilka gwiazd odeszło, albo – jak Czerwiński – leczyło kontuzje. Mimo że straty są mniejsze niż przed rokiem, w ogóle nie myślę o Piaście jako o kandydacie do mistrzowskiego tytułu. Ale oczywiście mogę się mylić. By tak się stało, trener Waldemar Fornalik musiałby zmienić pewną prawidłowość, która na przestrzeni lat pojawiała się w jego pracy. Najbardziej widoczne było to w Ruchu Chorzów. Po doskonałym sezonie, kończonym w ścisłej czołówce, w następnych rozgrywkach osłabiony Ruch pałętał się już w dolnych rejonach tabeli. Potem cykl się powtarzał. Życzę trenerowi, by teraz rok po roku był z Piastem na samej górze. Waldemar Fornalik to dla mnie jeden z wzorów, jak powinno się pracować i jakim być człowiekiem, by zyskać sobie szacunek nawet wtedy, kiedy się przegrywa.

Czy fakt, że Igor Angulo nie przedłuży wygasającego w czerwcu kontraktu z Górnikiem Zabrze, wpłynie na walkę tej drużyny o utrzymanie? Hiszpan z tyłu głowy może mieć fakt, że walczy o znacznie wyższą umowę w innym kraju, a by ją podpisać, trzeba być zdrowym…
Wojciech JAGODA:
– Z drugiej strony, może dlatego, że będzie miał w głowę walkę o ten lukratywny kontrakt, tym bardziej będzie się chciał wiosną pokazać z dobrej strony? W krótkoterminiwym aspekcie, może to być atut Górnika. Mam wrażenie, że Angulo od pierwszego dnia pobytu w Zabrzu grał nie dla siebie, a dla drużyny. Jesienią wykorzystywał mniej więcej jedną sytuację na pięć. Skoro w tym półroczu będzie grał także dla siebie, to może ta średnia wzrośnie do dwóch, trzech? Wydaje mi się, że nie będzie mu przeszkadzała świadomość, iż latem nie będzie go już w Zabrzu. Ale ta sytuacja może przeszkadzać pozostałym zawodnikom. Wiemy, że życie piłkarskiej szatni bywa bardzo skomplikowane, złożone. To delikatna materiał, łatwo coś zepsuć, a trudno zbudować. Nie boję się o Angulo. Wiem, żę to profesjonalista, co udowadnia, odkąd tylko pojawił się w Zabrzu. Górnika może jednak wiosną czekać ciężka walka o utrzymanie do samego końca sezonu. Wtedy psychika bywa najważniejsza. Wszyscy chodzą poddenerwowani, gra się tak, jakby się siedziało na beczce prochu. Pewne kwestie mogą wtedy przeszkadzać. Gdy taki Angulo nie dobiegnie do jednej albo drugiej piłki, to niekórzy pewnie zaczną się zastanawiać. A może mu się nie chciało? Jeśli poprą to kibice, jeśli włączą się dziennikarze, to taka sytuacja może Górnika zabić. Ale miejmy nadzieję, że tak się nie stanie.

Coraz częściej mówi się o lidze 18-zespołowej. Być może oglądamy jedne z ostatnich sezonów w formule ESA 37. Czy jest jakiś format rozgrywek, który chętnie widziałby pan w Polsce?
Wojciech JAGODA:
– Docelowo, moja wymarzona ekstraklasa to 18 drużyn występujących na nowoczesnych stadionach. 18 klubów świetnie zarządzanych, bogatych, których stać na ściąganie bardzo dobrych piłkarzy; które mają piękne ośrodki treningowe, a w nich – trenerów na poziomie, produkujących jakościowych zawodników. Mamy wystarczającą liczbę mieszkańców, fanów futbolu, niemalże wystarczającą liczbę stadionów, by o tym marzyć. Część już jest, ale wielu z tych rzeczy jeszcze brakuje. I dopóki będzie brakować, nie chciałbym, by grzebano w tym, co jest dziś – zwłaszcza nie mając przeprowadzonych kilkumiesięczych badań, które stanowiłyby, że wprowadzenie czegoś nowego poprawi sytuację. Mówienie: „zróbmy to, bo tak mi się wydaje” jest czymś absolutnie nieodpowiedzialnym, trącącym amatorszczyzną. Jeśli chcemy zmieniać – bez względu na to, na jaki format – to przeprowadźmy poważne badania. Skoro nikt ich nie przeprowadził, to ręce precz od ekstraklasy tej, która jest dziś! Ona nie jest idealna, ma mnóstwo wad, ale też swoje plusy.

Czyli jest pan zwolennikiem ESA 37.
Wojciech JAGODA:
– Opowiadanie, że w czołowych ligach jest inaczej, normalniej, to dyrdymały. Wiem, że jest normalnie, ale nie dlatego, że gdzieś gra 18 klubów! Po prostu jest na tyle dużo pieniędzy, że gwarantują jakość. Wystarczy wtedy tylko rzucić piłkę, niczego nie trzeba usprawniać żadnym regulaminem. My jednak mówimy o lidze polskiej, która będzie na tyle mocna, na ile nasze miejsce po zakończeniu sezonu w rankingu lig UEFA. Czyli 32. Niedawno jeszcze nie wiedziałem, że tyle jest lig w Europie…To bardzo smutne, a jeśli się nie opamiętamy, to spadniemy jeszcze niżej. Obecny system ESA 37 daje nam emocje. Pracuję przy ekstraklasie i wiem, jak trudno byłoby mi przekonać samego siebie, że coś ważnego dzieje się między lutym a kwietniem – gdyby nie obecny regulamin. Ostatnie kolejki sezonu zasadniczego, od 25. do 30. – przecież w nich dzieje się tyle ciekawego! Jest taka walka między – powiedzmy – 6. a 12. miejscem! Mam za sobą skomentowanych pięć finałów Ligi Mistrzów ze stadionów. Zupełnie niezłych – jak Olimpijski w Rzymie, jak Monachium, jak Santiago Bernabeu, jak dwukrotnie Wembley. Dzięki emocjom w ekstraklasie potrafię poczuć się jak podczas tamtych finałów. Mówię to zupełnie poważnie! I ze świadomością, że jakość piłkarska jest wielokrotnie gorsza. Chcąc grać według normalnego regulaminu, między lutym a kwietniem byłoby nudno, słabo, niewygodnie. Zatem najpierw popracujmy nad jakością ligi, bez zmieniania systemu, a dopiero później go modyfikujmy. Dodałbym jeszcze coś.

To znaczy?
Wojciech JAGODA:
– Jestem ogromnym fanem przepisu o młodzieżowcu. Fajnie działa. Poznaliśmy w pierwszej części sezonu kilka ciekawych nazwisk, których zapewne w innym układzie byśmy nie ponali. Przepis zmusił leniwych do tego, by ruszyli tyłki i zaczęli zajmować się swoją młodzieżą, a nie szli na łatwiznę, ściągając tylko ludzi spoza Polski. Musimy pamiętać, że na każdego grającego młodzieżowca przypada co najmniej pięciu kolejnych, o których klub musi zadbać, dać dobre warunki do treningu, traktować ich poważnie. Widząc, jak to funkcjonowało jesienią, poszedłbym nawet o krok dalej i dodał na boisko jeszcze jednego młodzieżowca!

!?
Wojciech JAGODA:
– Wiem, że wielu czytając te słowa popuka się w czoło, ale mam to w nosie. Od 7-8 lat komentuję po 50 spotkań ekstraklasy w sezonie i mam prawo o tym mówić – nie twierdząc przy tym stanowczo, że się nie mylę. Widzę, jakie zmiany spowodowało wprowadzenie przepisu o młodzieżowcu. Dodałbym zatem na boisko drugiego i obserwował, jakie skutki przyniesie. A wracając do formuły rozgrywek, wspomnę jeszcze o systemie spadków i awansów. To bardzo ważne. OK – niech mają szansę awansować trzy kluby z pierwszej ligi, ale trochę na innych zasadach niż obecnie. Drużynie wygrywającej pierwszą ligę dałbym oczywiście prawo awansu bezpośredniego. Spadałby ostatni – 16. – zespół ekstraklasy. Ale drużyny z miejsc 2-3 w pierwszej lidze, chcąc awansować, musiałyby zmierzyć się w jednomeczowym barażu – wyciągnijmy rękę, granym u siebie – z rywalami z miejsc 14-15 w ekstraklasie. Jeśli chcemy wzmacniać ligę, zamienianie drużyn nawet o tych samych poziomach to tylko mieszanie kijem w wodzie. Wpuszczałbym do ekstraklasy tylko tych, którzy już na dzień dobry, przed rozpoczęciem kolejnego sezonu, byliby lepsi od tych, których mieliby zastąpić. Wiem, że komuś wyda się to mocne, twarde, niejednemu się nie spodoba. Ale tylko wyrażam swoje zdanie.