Wojciech Stawowy. ŁKS wierny krakowskiej szkole

Trener Wojciech Stawowy nie ukrywa, że telefon z Łodzi był dla niego zaskoczeniem.

Wojciech Stawowy swój pobyt w Łodzi rozpoczął w poniedziałek, razem z całą ekipą, od zrobienia testów na koronawirusa. Na wtorek w ośrodku treningowym na Minerskiej zaplanowano pierwsze zajęcia z drużyną: osobno dla graczy ofensywnych, osobno dla defensywy, a jeszcze później – dla bramkarzy.

– Telefon z Łodzi był dla mnie zaskoczeniem, ale po rozmowie z prezesem doszedłem do wniosku, że jest to dla mnie duże wyróżnienie i duża szansa dla trenera, który od dłuższego czasu w ekstraklasie nie pracował – mówił nowy trener ŁKS-u w opublikowanej przez klubowy portal rozmowie, bo na razie tylko taki kontakt z kimkolwiek z klubu jest możliwy. Mógł od razu objąć nowe obowiązki, bo jak twierdzi rzecznik prasowy ŁKS Bartosz Król, jako trener w Escola Varsovia też przygotowywał się pod względem epidemiologicznym do wznowienia treningów z grupami młodzieżowymi.

Aż takie zaskoczenie to chyba jednak nie było, bo nie jest tajemnicą, że numer telefonu prezesa ŁKS jest w jego smartfonie. Już dwa lata temu na stole leżała przecież jego umowa z ŁKS-em, której ostatecznie nie podpisał, a zamiast niego drużynę objął Kazimierz Moskal. Ostatnio pojawiały się też inne oferty – na przykład z Arki. Co przesądziło zatem, że teraz zdecydował się na ŁKS?

Dużo czasu na podjęcie decyzji nie potrzebowałem – mówi.

– ŁKS nie jest przecież klubem anonimowym, gra w ekstraklasie, więc na bieżąco śledziłem wszystkie wydarzenia i znam sytuację w klubie. Drużyna gra ciekawą piłkę, co nie przekłada się, niestety, na wyniki. To jednak zespół z potencjałem. Ostatecznie przekonała mnie wizja i perspektywa, jaką przedstawił prezes. Podzielam jego punkt widzenia i to był dodatkowy bodziec, by podjąć się tej pracy. To, że dzisiaj ŁKS jest w trudnej sytuacji nie oznacza, że nie da się tego zmienić. Czasu dużo nie ma, ale wierzę w drużynę i jeżeli cały zespół, mam tu na myśli także sztab szkoleniowy, mocno się spręży, to będziemy w stanie w ciągu najbliższych czterech tygodni przygotować się do ostatniej fazy sezonu. Zawodnicy ciężkiej pracy się nie boją, wierzę w ich ambicję.

Sposobem na zmianę postawy ŁKS ma być nie rewolucja, a kontynuacja dotychczasowej drogi i stabilizacja.

– Podobało mi się to, co robił Moskal, chciałbym to kontynuować. To jest dobry kierunek! – Wojciech Stawowy jest wierny temu, na co stawiał w poprzednich swoich klubach: grę ofensywną, techniczną, bogatą w rozwiązania taktyczne.

– To nawet dobrze, że w pierwszej fazie przygotowań będą tylko treningi w grupach. Będzie to szansa, by skupić się na pracy z poszczególnymi formacjami, nad taktyką. Nie dlatego, że ona była zła, ale chciałbym wprowadzić swoje rozwiązania. Na początku będzie też więcej indywidualnych spotkań z zawodnikami, bo oglądać kogoś na ekranie telewizyjnym czy nawet na żywo będąc na meczu, to nie to samo, co usiąść z nim i porozmawiać. Chciałbym poznać ich zdanie, ich opinie. Oczywiście nie ma teraz czasu na zmiany kadrowe. Stawiam na tych zawodników, którzy są w zespole.

Nowego trenera pyta się zwykle o cel, jaki chce osiągnąć i o zadania, jakie stawia przed nim pracodawca:

– Będziemy walczyć z determinacją i ambicją, żeby się utrzymać. Sytuacja nie jest łatwa, ale nie beznadziejna. Jestem pełen optymizmu i nadziei, bo widzę potencjał. Myślę, że moje wejście w zespół nie będzie skomplikowane. Cel – gramy, żeby zostać w ekstraklasie, bo tu jest miejsce ŁKS-u.

Przeczytaj jeszcze: Dyrektor ważniejszy od trenera

Dodać w tym miejscu trzeba, że Wojciech Stawowy podpisał kontrakt na dwa lata, co oznacza, że będzie prowadził zespół także po ewentualnym spadku do I ligi. Tyle razy już się sparzył na obietnicach i nadmiernym optymizmie, że nie mówi już o Lidze Mistrzów za trzy lata, jak to było po objęciu przez niego funkcji trenera w Widzewie przed sześcioma laty. Takie nierozważne wypowiedzi kibice będą mu wypominać, tak jak do historii przejdzie jego 10-letni kontrakt z Cracovią.

Ostatnio jest normą, że nowy trener przywozi ze sobą swojego „czeladnika”. Asystentem Stawowego w ŁKS będzie 24-letni Roland Thomas, pochodzący z Nigerii, ale wychowany w Warszawie szkoleniowiec. Za młody i bez doświadczenia? Ależ skąd, Jacek Machciński też miał 24 lata, gdy do współpracy zaprosił go Leszek Jezierski w Widzewie. Tak samo Rafał Ulatowski – jako wolontariusz siadał koło Jezierskiego na ławce podczas meczów i brał udział w treningach mając 23 lata.

– To bardzo dobry i perspektywiczny szkoleniowiec, z oryginalnym pomysłem na grę – chwali swojego ucznia Stawowy.

– Pracuje u mnie od prawie czterech lat, dobrze zna moją metodologię pracy, wie, czego wymagam od zawodników i drużyny i jak prowadzę zajęcia. Taka osoba będzie mi na początku bardzo potrzebna. Pozostali współpracownicy też mogą dużo wnieść, bo to młodzi i zdolni szkoleniowcy. Mam nadzieję, że jako sztab trenerski będziemy tworzyć taki team, który dla drużyny będzie wzorem do naśladowania, a swoją charyzmą i zaangażowaniem zarazimy zawodników. Nie koronawirusem, broń Boże.

Wojciech Stawowy zaskoczył swoją opinią na temat poziomu rozgrywek: – Ekstraklasa zmienia się dynamicznie, poziom sportowy idzie w górę, mecze są coraz ciekawsze, Jest mniej gry siłowej, za to coraz więcej drużyn, które wybierają techniczny styl gry, widać nacisk na rozwiązania taktyczne. Takim przykładem jest nie tylko ŁKS – to chyba raczej projekcja własnych oczekiwań niż realna ocena rzeczywistości.

– Szkoda tylko, że mecze odbywać się będą bez kibiców. Nie wierzę w teorie, że presja kibiców przeszkadza. Przeciwnie – doping mógłby dodatkowo mobilizować zespół. Będziemy mieć do czynienia z walką o punkty w scenerii meczów sparingowych. To nowe doświadczenie, trzeba się będzie nauczyć grać przy pustych trybunach, ale ze świadomością, że jednak ktoś to ogląda w telewizji, wspiera i kibicuje.

Nie ma jeszcze oficjalnego terminarza rozgrywek, ale skoro wstępnie ustalono termin ich wznowienia na 29 maja, to biorąc pod uwagę rozkład meczów 27 kolejki, ŁKS powinien zagrać z Górnikiem Zabrze w piątek, 29 bm. o godz. 18.00. ŁKS rozpoczął przerwę jako ostatni, teraz jako pierwszy wznowi rozgrywki. Taką datę wpisano już do klubowego terminarza.

W kontekście ostatnich wydarzeń przypomnieć warto anegdotę. Długoletni kierownik drużyny ŁKS Marek Łopiński posługiwał się pieczątką z tekstem „Główny specjalista do spraw piłki nożnej”. Gdy Leszek Jezierski – ówczesny trener – to zobaczył, zdziwił się niepomiernie:

– Myślałem, że głównym specjalistą ja tu jestem – zauważył. Teraz posiadaczem tej pieczątki jest dyrektor sportowy Krzysztof Przytuła, kiedyś zawodnik Stawowego w Hutniku, potem jego asystent w kilku klubach, ostatnio w Widzewie. Trener może liczyć na jego wparcie w przekonywaniu prezesa do swoich pomysłów.

Na zdjęciu: Trener Wojciech Stawowy wierzy, że ŁKS jeszcze nie stoi na straconej pozycji.

Fot. lkslodz.pl/Artur Kraszewski