Woli trenować najmłodszych

Przed laty uchodził za olbrzymi talent, porównywano go do samego Włodzimierza Lubańskiego. Teraz jest obiecującym szkoleniowcem.


Mateusz Bukowiec, rocznik 1987, na ekstraklasowych boiskach zadebiutował jako 17-latek. Mógł to uczynić o kilka miesięcy wcześniej, kiedy miał jeszcze szesnaście lat, ale w meczu przeciwko Legii, choć był już przygotowany do wbiegnięcia na boisko jako rezerwowy, trener Waldemar Fornalik zdecydował się na inną roszadę. Ostatecznie debiut przypadł na spotkanie ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki w kwietniu 2004 roku.

Inter i Everton

Bukowiec ma dobre piłkarskie geny, bo w piłkę z powodzeniem grał jego ojciec Piotr. Występował na boiskach zaplecza ekstraklasy w barwach Górnika Jastrzębie. Z powodzeniem reprezentował też solidnego w latach 80. trzecioligowca (trzeci poziom rozgrywkowy) Górnika Czerwionka. Jego syn do Zabrza trafił jako 16-latek i na początku był prawdziwą sensacją. W letnich grach sparingowych w 2003 albo zdobywał efektowne gole, jak w starciu z Wisłą Płock, kiedy zaskakującym uderzeniem z 30 metrów zaskoczył Jakuba Wierzchowskiego, albo popisywał się niekonwencjonalnym zagraniem czy asystą.

Potrafił trafiać do bramki przeciwnika. Jako trampkarz w sezonie zdobywał i po 40 bramek. Po debiucie w ekstraklasie wziął go w obroty piszący przez lata o Górniku Dariusz Czernik, teraz prezes klubu z Zabrza. Młodziutki Bukowiec mówił wtedy.

– Bardziej denerwowałem się jesienią, choćby podczas pamiętnego meczu z Legią, kiedy stałem już przy linii bocznej. Kiedyś ten moment w końcu musiał nastąpić. Na meczu byli rodzice i fajnie, że doczekali się mojego występu w lidze. Wygraliśmy, wiec chyba coś do gry wniosłem. Jeżdżąc między kadrą a klubem okres przygotowawczy miałem nieco inny niż wszyscy. Na pewno stać mnie na więcej, ale dziś liczyły się tylko wygrana i debiut – mówił wtedy zawodnik, który w meczu ze Świtem – rozegranym 3 kwietnia 2004 roku – zastąpił na boisku w przerwie Bułgara Dimityra Makrijewa.

Wydawało się, że wielka piłkarska kariera przed chłopakiem z Czerwionki stoi otworem. Gra w lidze, występy w reprezentacji juniorów, wyjazd do Włoch do szkółki samego Interu Mediolan i opcja z angielskiego Evertonu.

– Co do tej seniorskiej piłki, to do Górnika trafiłem do drużyny, w której taki Kazimierz Moskal debiutował w ekstraklasie jeszcze jak mnie nie było na świecie. W zespole byli też tacy zawodnicy, jak Piotr Lech, Krzysztof Bukalski czy Michał Probierz. Trener Fornalik traktował mnie surowo, ale dał szansę debiutu. Co potem poszło nie tak? Nie chciałbym do tego wracać, zostawiam to za sobą – mówi dzisiaj.

Kontuzje przeszkadzały

W ekstraklasie zagrał w sumie 15 meczów, wszystkie w barwach Górnika. Był potem w Zagłębiu Lubin, ale w miedziowej ekipie w ekstraklasie nie wystąpił. Trener Michał Globisz, który wychował kilka piłkarskich generacji, przez kilka lat prowadził w młodzieżowych kadrach śląskiego pomocnika. Kiedyś pytany o tych, którzy nie wykorzystali nawet kilkunastu procent swoich możliwości, wskazał na Michała Janickiego, rocznik 1982, srebrnego medalistę ME w U-16 w 1999 roku, Filipa Burkhardta i właśnie Mateusza Bukowca.

– Mentalność miał w porządku, ale nie potrafił zrobić tego drugiego kroku – mówił doświadczony szkoleniowiec.

Jak wspomina sam Bukowiec, dziś już trener z licencją UEFA „A”, nigdy nie należał do fizycznych tuzów. Technika użytkowa, dobry strzał, to była jego wizytówka.

– Problemem było bieganie, tutaj odstawałem. Choć kiedy grałem w Tychach, a trenerem był tam Piotr Mandrysz, to potrafił mnie odpowiednio przygotować. Takich surowych i ostrych szkoleniowców, jak on czy trener Fornalik, to się potem najbardziej pamięta. A na to, że w moim wypadku tak się wszystko potoczyło wpływ miały też liczne kontuzje, naderwania przywodziciela, kłopoty z mięśniem dwugłowym, operacji miednicy. Tak kiedyś liczyłem, to przez urazy straciłem ze cztery lata – opowiada teraz.

Wyrozumiała żona

Niechętnie mówi o swojej piłkarskiej przeszłości, za to ze swadą o tym, co robi teraz. Po zawieszeniu piłkarskich butów na kołku nie próżnuje i dalej jest blisko futbolu, z powodzeniem szkoląc najmłodszych w RKP SP ROW Rybnik. Pod opieką w ostatnim sezonie miał blisko 60 chłopaków z roczników 2012, 2013 i 2014. Chłopcy go uwielbiają, choć nieraz na treningu podniesie głos, skarci czy karnie każe wykonywać pompki i przysiady.

– Ma bardzo fajne podejście do pracy i kontakt z chłopakami. Zawsze przygotowany do zajęć, potrafiący utrzymać dyscyplinę. Otwarty też na wszelkie informacje. Nie jest osobą, która uważa, że wszystko wie. Do tego, co trzeba podkreślić, bardzo bogate piłkarskie doświadczenie i obycie w ligowej piłce, co tylko pewnie pomoże mu w pracy szkoleniowej. Bardzo pozytywna postać jeśli chodzi o młodzieżową piłkę w Rybniku – ocenia Dawid Dylich, specjalista od szkolenia młodzieży, który przez kilka lat pracował w MFK Karwina, w Piaście Gliwice, a teraz kieruje założonym w zeszłym roku w Rybniku Centralnym Ośrodkiem Szkolenia, który ma pomóc w rozwoju rybnickiej piłki.

– Po zakończeniu grania szybko musiałem się odnaleźć. Mogę powiedzieć, że znowu wróciłem do Zabrza, tyle że w innej roli. Pracuję teraz jako przedstawiciel handlowy w firmie „Prohaus”, która jest dystrybutorem drzwi. Szef firmy Tadeusz Łępski jest wielkim fanem piłki, jest zresztą w zarządzie zabrzańskiego Podokręgu Piłki Nożnej – tłumaczy.

Jako przedstawiciel handlowy zjeżdża cały Śląsk czy województwo opolskie. Od marca zeszłego roku do teraz przejechał 60 tys. kilometrów. Po pracy, jak mówi, nieraz przebiera się w samochodzie, żeby przed wszystkimi być na treningu. Tak jest trzy razy w tygodniu, do tego w weekendy mecze czy wyjazdy na turnieje.

– Dobrze, że mam taką wyrozumiałą żonę – uśmiecha się. Pani Ewelina często zresztą jest na treningach na ROW-ie, bo państwo Bukowiec mieszają niedaleko od boisk na Rudzie, a konkretnie w Rybniku-Paruszowcu.

Oferty z dorosłej piłki

Bukowiec-trener bez reszty poświęca się pracy z najmłodszymi.

– Kiedyś jeden ze znajomych trenerów powiedział mi, że jeżeli chcesz pracować z młodzieżą czy z najmłodszymi, to przygotuj się na to, że czasu na coś innego nie będzie. To faktycznie pochłaniające zajęcie. Chcemy, bo w pracy pomaga mi trener Marcin Pakos, żeby chłopcy mieli możliwość rywalizacji z innymi, mocniejszymi. Często wolimy przegrać, ale ze starszym i mocniejszym od siebie rywalem, niż wygrać 20:0 – mówi.

W czerwcu prowadzony przez niego rocznik 2012 zajął 1 miejsce w turnieju Podhale Cup w Nowym Targu, gdzie 9-latkowie stłukli rywali. Z kolei o rok młodszy zespół był tam na pozycji numer 4.

Jak mówi, woli teraz skoncentrować się na pracy z tymi najmłodszymi, niż mieć do czynienia z dorosłym futbolem.

Z zespołem RKP SP ROW z rocznika 2013. Na zdjęciu pierwszy z lewej. Z prawej trener Marcin Pakos. Fot. Archiwum RKP SP ROW Rybnik

– Odebrałem latem telefony od przedstawicieli jednego z klubów z III ligi i z dwóch z IV ligi, ale na dziś nie mam zamiaru być w dorosłej piłce. Zraziłem się do tego, choć wcześniej, będąc jeszcze w Tychach i robiąc z Dawidem Jarką papiery na licencję „B” i „A” nie myślałem, że będę pracował z dzieciakami. Raczej nastawiałem się na seniorski futbol. Teraz jest inaczej. To duża frajda, ale też odpowiedzialność pracować z najmłodszymi. Na swoich błędach staram się ich uczyć tego co najlepsze – podkreśla.

To dlatego taką wagę przywiązuje do biegania, z czym sam miał jako zawodowiec problemy. Na treningach dominują jednak zajęcia z piłkami. Trener Bukowiec już zresztą planuje w najdrobniejszych szczegółach nowy sezon. Jego zespoły zaczną przygotowania pod koniec lipca. Potem jadą na tygodniowy obóz do Stronia Śląskiego. O każdym szkolonym przez siebie zawodniku wie wszystko. Być może za kilka lat jego wychowankowie zawojują ligę, a przede wszystkim sprawią, że futbol w Rybniku nie będzie na dalekich opłotkach, jak ma to miejsce teraz…


Na zdjęciu: Mateusz Bukowiec z okresu gry w GKS Tychy, gdzie występował w latach 2014-17.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus.pl