Wracają po 21 latach

– Cel zrealizowaliśmy. Przynajmniej ten zakładany na teraz. Co będzie dalej,to zobaczymy. Pierwszy etap na pewno jest za nami. Wielką radość mam w sobie, ale łez wzruszenia nie ma. Ten sukces nie da się porównać z sukcesem, który odniosła moja firma. Tutaj zupełnie inaczej to wygląda. Trudno pewne rzeczy zaplanować. W biznesie chyba łatwiej się poruszam. Jednak to mamy do czynienia ze sportem. Dlatego serduszko po tym spotkaniu na pewno mocniej bije – radował się właściciel klubu Michał Świerczewski, który postawił częstochowski Raków na nogi. I to pod każdym względem.

Piłkarz Rakowa przed starciem z Podbeskidziem mówili niemal jednym głosem:

– Chcemy wygrać to spotkanie i załatwić najważniejszą dla nas sprawę. Chodzi oczywiście o awans. Wtedy nie będziemy sobie już tym tematem zaprzątać głowy.

Rywale z ze stolicy Podbeskidzia mogli z kolei już tylko myśleć o sportowym ograniu lidera, poprawieniu pozycji w tabeli i zagwarantowaniu sobie przyzwoitych kontraktów na kolejny sezon.

Raków przystąpili do tego arcyważnego dla siebie spotkania bez wciąż kontuzjowanego Andrzeja Niewulisa. Za to w wyjściowym składzie częstochowian pojawił się Karol Noiszewski, który do tej pory rozegrał na boiskach zaplecza ekstraklasy zaledwie 63 min. Tym razem młodzieżowiec jedenastki Marka Papszuna zajął miejsce na prawej stronhie bloku defensywnym czerwono-niebieskich.

Lepiej to spotkanie rozpoczęli miejscowi. Sprytne podanie Szymona Lewickiego w 4 min potyczki dało szansę otwarcia wyniku Marcinowi Listkowskiemu. Rafał Leszczyński był jednak na posterunku i pewnie sparował uderzenie „Listka”. W odpowiedzi dwie fenomenalne sytuacje stworzyli goście. Najpierw, po rzucie wolnym, poprzeczkę obił Kacper Kostorz, a potem tylko cud sprawił, że futbolówka nie wpadła do bramki częstochowian po strzale głową Marka Roginicia. I tym razem miejscowym przyszła w sukurs poprzeczka.

Pod koniec pierwszej odsłony spotkania, po dwóch sennych dość kwadransach, częstochowianie znów mogli objąć prowadzenie. Po rzucie rożnym niecelnie główkował jednak Tomas Petraszek.

Co miejscowym nie udało się przed antraktem, udało się w 49 min. Mateusz Szczepański zagrał futbolówkę do boku, a Piotr Malinowski precyzyjnie dośrodkował ją do Szymona Lewickiego. Nie minęło kilka chwil, a częstochowianie skopiowali swój wyczyn. Znów Szczepański zagrał do Malinowskiego, ten dośrodkował w pole karne, gdzie futbolówkę próbował strącić Lewicki. Jednakdopiero mocne uderzenie Marcina Listkowskiego znalazł drogę do siatki, mimo wysiłków czynionych przez Leszczyńskiego.

Od tego momentu częstochowianie wyraźnie się odblokowali. Grali swobodnie, momentami z rozmachem. Dwubramkowe prowadzenie zapewniło im pewien komfort. I stało się jasne, że tylko prawdziwa katastrofa może im odebrać awans do ekstraklasy.

W końcówce meczu na trybunach wybuchło rabowisko. Kilka minut po ostatnim gwizdku rozpoczęła się też feta na płycie stadionu Rakowa. Zawisł też wymowny transparent, że wszystkich sympatyków Rakowa rozpiera duma. I trudno się z tym nie zgodzić.

Raków Częstochowa – Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:0 (0:0)

1:0 – Lewicki, 49 min, 2:0 – Listkowski, 51 min

RAKÓW: Gliwa – Noiszewski, Petraszek, Kasperkiewicz – Malinowski, Schwarz, Sapała, Kun – Szczepański (88. Wróblewski), Listkowski (81. Bartl) – Lewicki (68. Musiolik). Trener Marek PAPSZUN.

PODBESKIDZIE: R. Leszczyński – Jaroch, Wiktorski, Jończy, Gach – Kostorz, Gomez, Rakowski, Chopi (77. Bieroński), Roginić (81. Hilbrycht) – Szabala (72. Mystkowski). Trener Krzysztof BREDE.

Sędziował Wojciech Krztoń (Olsztyn). Widzów: 4011.
Żółte kartki: Jaroch, Gach, Rakowski.
Piłkarz meczu – Piotr MALINOWSKI

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ