Wreszcie! Kurtyna w górę!

Ostatni występ biało-czerwonych w finałach mistrzostw świata datuje się na 20 czerwca 2006 roku. Kończyliśmy wówczas udział w niemieckim turnieju trzecim meczem grupowym. Drużyna dowodzona przez Pawła Janasa, już pozbawiona szans na awans do fazy pucharowej, pokonała 2:1 Kostarykę, a obie bramki dla zwycięzców zdobył Bartosz Bosacki – powołany do mundialowej kadry… awaryjnie.

Wypada wierzyć, że tamten triumf to tylko pierwszy akord serii wygranych. Dziś i w kolejnych dniach oczekujemy radosnej kontynuacji. Jako pierwszy staje na naszej drodze Senegal – rywal, z którym nigdy wcześniej nie dane nam było zagrać. Wielka niewiadoma? Tak, choć nie do końca. Reprezentacje afrykańskie na mundialu nie strzeliły jeszcze biało-czerwonym gola, mimo że mierzyliśmy się z nimi trzykrotnie. Najpierw było 1:0 z Tunezją (Argentyna 1978), a potem bezbramkowe remisy z Kamerunem (Hiszpania 1982) i Marokiem (Meksyk 1986).

Robert Lewandowski zna to wszystko tylko z opowiadań. Dziś on i jego partnerzy zrobią wszystko, by przynajmniej przez trzy dekady opowiadano o nich…

Prolog epilogu

Bez względu na wynik osiągnięty na rosyjskich arenach kadra Adama Nawałki przejdzie do historii najpóźniej 15 lipca, czyli w dniu finału. Po mundialu część zawodników zakończy reprezentacyjną karierę, a niewykluczone, że nowe zajęcie znajdzie również sam selekcjoner. Dla wielu zawodników będzie to pierwszy i ostatni mundial w życiu. Świadomość takiego stanu rzeczy nie tylko potęguje emocje, ale imprezie, do której dzisiaj dołączamy, nadaje niezaprzeczalny walor wyjątkowości. Ma się on przełożyć na niezapomniane chwile, które w dziejach polskiego futbolu zapiszą się platynowymi zgłoskami.

Nie brak głosów, że drużyna narodowa jest dzisiaj znacznie silniejsza niż dwa lata temu. Za taką tezą przemawia fakt, że biało-czerwoni są bogatsi o ćwierćfinał mistrzostw Europy i kolejne zwycięskie eliminacje. Twardy argument. Życzylibyśmy sobie jednak, by nie powtórzyła się historia sprzed czterech dekad. Na mundial Polacy lecieli wówczas „najmocniejsi w historii” – jako trzecia drużyna świata i wicemistrzowie olimpijscy. Wracali w atmosferze wielkiego rozczarowania. Inna sprawa, że miana piątej ekipy globu – na takie zapracowała wówczas kadra Jacka Gmoch z Nawałką w składzie – dziś na pewno nie musielibyśmy się wstydzić.

Popis setnika?

O godzinie 17 na obiekcie Spartaka w Moskwie podniesiona zostanie ostatnia kurtyna pierwszej serii gier grupowych. Biało-czerwoni aż kipią żądzą turniejowej rywalizacji. A wśród nich szczególnie umotywowany jest Jakub Błaszczykowski. Starcie z Senegalem będzie dla niego 100. występem w drużynie narodowej.  Tym samym stanie się trzecim zawodnikiem, który w biało-czerwonych barwach przekroczy magiczną granicę. Zrówna się z Grzegorzem Latą (również setka meczów na koncie), a gonił będzie już tylko liderującego Michała Żewłakowa (102).

Dokładnie dekadę temu z finałów Euro 2008 – pierwszego wielkiego turnieju w karierze – wyeliminowała go w ostatniej chwili kontuzja. Bramki zdobywał na dwóch kolejnych turniejach o mistrzostwo kontynentu. Mundial to jednak zupełnie nowy rozdział. Kuba jest jednym z tych, którzy na tak wielką imprezę już nie wrócą. Jeśli w turnieju czterolecia ma zrobić coś wielkiego, to tylko teraz…