Wróbel: Gutek to mój braciszek

Jak pan trafił swego czasu do Termaliki Nieciecza?
Jakub WRÓBEL: – Byłem wówczas piłkarzem Unii Tarnów, akurat awansowaliśmy z trzeciej do drugiej ligi. W debiucie, w meczu z Wisłą Płock, strzeliłem gola (Unia wygrała 2:1 – przyp. BN) i na testy zaprosił mnie trener „Słoników”, Duszan Radolsky. Słowak nie był jednak do mnie przekonany, do dzisiaj nie wiem, dlaczego. W każdym bądź razie w jego oczach „oblałem” egzamin. Potem zaproszenie ponowił inny już trener Termaliki, Kazimierz Moskal. Nie było jednak żadnych testów, od razu podpisałem kontrakt na trzy lata. Szczerze powiedziawszy nie wiem, czy akurat trener mnie chciał, czy to był pomysł kogoś innego. Przyszedłem zimą 2013 roku, ale w rundzie wiosennej zagrałem tylko jeden mecz w I lidze, z Okocimskim Brzesko.

Z Tarnowa miał pan blisko do Niecieczy…
Jakub WRÓBEL: – Nawet bardzo blisko, bo na stałe mieszkam w Żabnie, cztery kilometry od Niecieczy.

Na treningi jeździł pan rowerem, czy chodził piechotą?
Jakub WRÓBEL: – Ma pan poczucie humoru. Nie, dojeżdżałem samochodem, najpierw z kolegą, później sam.

Zawodnikiem Termaliki był pan przez pięć lat. Jest pan bardzo rozczarowany, że w ekstraklasie rozegrał tylko 12 meczów?
Jakub WRÓBEL: – Na pewno jakiś niedosyt pozostał, chociaż z drugiej strony jestem zadowolony, że w ogóle zagrałem w ekstraklasie. Moimi kolegami było wielu piłkarzy z „nazwiskami”, z bogatym CV. Z wieloma do dzisiaj utrzymuję kontakty.

Podczas gry w Termalice miał pan kilku trenerów…
Jakub WRÓBEL: – Faktycznie, trochę się ich przewinęło przez klub. Policzmy: Kazimierz Moskal, Duszan Radolsky, który wrócił do klubu, Mirosław Jabłoński, Krzysztof Lipecki, Piotr Mandrysz, Czesław Michniewicz, Marcin Węglewski, Mariusz Rumak, Maciej Bartoszek. Najdłużej współpracowałem z trenerem Mandryszem, który wprowadził nas do ekstraklasy.

Najbliższy, środowy mecz ze „Słonikami”, będzie miał dla pana szczególny wymiar, zwłaszcza w nim chce pan dobrze wypaść?
Jakub WRÓBEL: – Skłamałbym, gdybym powiedział, że jest dla mnie taki sam, jak potyczki z innymi zespołami. Ale przygotowuję się do niego normalnie, tak jak do każdego meczu ligowego. Podczas gry w Niecieczy zaprzyjaźniłem się z Łotyszem Vladislavsem Gutkovskisem. Można powiedzieć, że jesteśmy „braciszkami”.

Niby dlaczego?
Jakub WRÓBEL: – Od samego początku go polubiłem. On uczył się języka polskiego, pomagałem mu zaadoptować się w nowym otoczeniu, w nowym kraju, mimo że rywalizowaliśmy ze sobą o jedno miejsce w składzie drużyny. Skumplowaliśmy się, bardzo lubi go moja żona, cały czas mamy ze sobą kontakt osobisty, nawet dzwonił do mnie w poniedziałek, ale oczywiście na temat najbliższego meczu nie rozmawialiśmy.

Kibicował pan reprezentacji Polski, czy swojemu koledzy w niedawnym meczu rozegranym w Warszawie?
Jakub WRÓBEL: – Byłem na Stadionie Narodowym, bo „Gutek” załatwił nam bilety w loży VIP. Rozmawiałem z nim po meczu i powiedziałem, że moim zdaniem był najlepszym zawodnikiem w swojej drużynie.

Cieszy się pan, że zagracie przeciwko sobie?
Jakub WRÓBEL: – To jeszcze nic pewnego. Proszę zapytać trenera Skrobacza, czy mnie wystawi. „Gutek” chyba zagra, chociaż nie wiadomo, co trenerowi Niecieczy Marcinowi Kaczmarkowi chodzi po głowie.

Jesienią zabrakło pana w meczu Garbarni, której barwy pan reprezentował, z Bruk-Betem. Dlaczego tak się stało?
Jakub WRÓBEL: – Siedziałem wtedy na trybunach, z ręką w miękkim stabilizatorze. Po meczu z Chrobrym Głogów, na treningu upadłem tak nieszczęśliwie, że złamałem rękę. Niezbędna była operacja, na szczęście wszystko udało się szybko poskładać, założono mi śruby. Już po pięciu dniach od momentu zabiegu brałem udział w treningu. To było duże ryzyko, ale uzyskałem zgodę od lekarza. Po dwóch tygodniach zagrałem w meczu ligowym ze Stomilem Olsztyn.

Skoro jesteśmy przy Stomilu, w sobotę w Olsztynie przerwaliście serię porażek, chociaż wyrównującego gola strzeliliście dopiero w ostatniej akcji spotkania. Sędzia nawet nie wznawiał gry od środka. Z jakimi uczuciami wracał pan do Jastrzębia po tym meczu?
Jakub WRÓBEL: – Na pewno byliśmy strona dominującą. Nie jestem zły, że nie wygraliśmy tego spotkania, ale mam ogromne uczucie niedosytu. Bramka nam się po prostu należała, a sami straciliśmy ją w bardzo pechowych okolicznościach. Akcje zaczepne przeciwnika neutralizowaliśmy w zalążku, świetną partię rozegrał Maciek Spychała, który był blisko Szymona Sobczaka i nie pozwolił mu się rozpędzić z piłką, a właśnie w takich akcjach napastnik Stomilu jest najgroźniejszy. O obliczu meczu mówi fakt, że nasi stoperzy Kamil Szymura i Adam Wolniewicz rozgrywali piłkę na połowie przeciwnika, 40 metrów od ich bramki.

Bruk-Bet to najgroźniejszy rywal spośród trzech zespołów (wliczając w to Stomil), z którymi zmierzycie się w ciągu tygodnia?
Jakub WRÓBEL: – Teoretycznie tak, bo tamtejsi piłkarze mają najlepsze CV z wszystkich rywali. Ale w tym meczu to Bruk-Bet będzie prowadził grę, a my możemy zagrać bardziej defensywnie, z kontry. Ostatni remis ze Stomilem był dla nas pozytywnym impulsem, więc musimy tylko strzelić jedną bramkę więcej od przeciwnika.

 

Na zdjęciu: Dla Jakuba Wróbla (z prawej) mecz z Bruk-Beterm Termaliką Nieciecza ma szczególne znaczenie.