Wróbel: Nasze nowe ustawienie sprawdza się

Widział pan kiedykolwiek w akcji Brazylijczyka Ronaldinho?

JAKUB WRÓBEL: – Oczywiście, bardzo często. Ta postać nie jest mi obca. Kiedy byłem mały, Ronaldinho był na topie, podpatrywałem jego tricki.

Wie pan, dlaczego pytam o niego?

JAKUB WRÓBEL: – Właśnie to mnie zastanawia. Nie mam zielonego pojęcia, do czego pan zmierza.

Jednym z firmowych zagrań byłego gwiazdora Barcelony było „sombrero”, czyli przerzucenie piłki nad głową przeciwnika i kontynuowanie akcji. Pan identycznym zagraniem popisał się w meczu z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza, ogrywając w ten sposób Martina Mikovicia. To był impuls, czy rutynowe zagranie? Decyzję musiał pan podjąć w ułamku sekundy…

JAKUB WRÓBEL: – To nie było przypadkowe zagranie z mojej strony. Zresztą cała akcja była świetna, futbolówka zagrana wzdłuż pola karnego nie była łatwa do uderzenia z pierwszej piłki. Kątem oka zauważyłem nadbiegającego przeciwnika, on biegł na maksymalnej szybkości. On nie spodziewał się, że trącę piłkę w ten sposób i nie mógł nic poradzić. Zagrałem intuicyjnie i wyszło tak, jak chciałem. To była klasyczna sytuacja meczowa, muszę być na nią zawsze gotowy. W takich rozwiązaniach pomaga swoboda na boisku, pozwoliło mi to do końca zachować chłodną głowę. Cieszę się, że podjąłem taką decyzję.

Był pan usatysfakcjonowany po meczu w Niecieczy?

JAKUB WRÓBEL: – Cóż mogę powiedzieć? Nie do końca, bo strzeliłem efektowną bramkę poznakomitej akcji całego zespołu, ale nie wygraliśmy tego meczu. Szanujemy jednak ten punkt.

Dlaczego?

JAKUB WRÓBEL: – Bo przypomniałem sobie mecz w Niecieczy z rundy wiosennej poprzedniego sezonu. Rywale wtedy nas całkowicie zdominowali, od utraty gola ratowały nas słupki i poprzeczki. Mógł nas pogrążyć pochodzący z Jastrzębia Dawid Kalisz, który w końcówce spotkania nie wykorzystał wyśmienitej okazji do zdobycia bramki. To mieliśmy zakodowane gdzieś z tyłu głowy przed ostatnim meczem z Termaliką. Początek tego meczu należał do gospodarzy, ale im dalej, tym graliśmy coraz lepiej. Po końcowym gwizdku sędziego odczuwaliśmy niedosyt, bo uważam, że byliśmy po prostu lepsi od gospodarzy. Po główce Kamila Szymury piłka trafiła w słupek, w końcówce spotkania sytuacji sam na sam z bramkarzem nie wykorzystał Daniel Liszka, Cóż, mów się trudno.

To nie jest prowokacja, ale czy trochę nie brakuje panu na boisku Kamila Adamka? We wcześniejszych rozmowach podkreślał pan, że gdy on jest na placu gry, gra się panu łatwiej.

JAKUB WRÓBEL: – Kiedy on był na boisku, graliśmy trochę inaczej. Ja grałem na „dziesiątce”, z taką łamaną „dziewiątką”. Kamil często absorbował uwagę obrońców przeciwnika, „odciągał” ich. Łatwiej było mi wówczas znaleźć wolne miejsce do oddania strzału w polu karnym przeciwnika. Teraz nie rozpatruję tego w tej kategorii, bo gramy inaczej, ja też mam inną rolę i inne zadania do wykonania. W tym nowym ustawieniu wszystko dobrze funkcjonuje, mamy odpowiednią jakość zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Na pomeczowych analizach wychodzi, że mamy kilkanaście bardzo dobrych momentów w grze obronnej i tyle samo, albo nawet jeszcze więcej, w ataku. Nawet w ataku pozycyjnym radzimy sobie bardzo dobrze. O nowym ustawieniu możemy zatem mówić same pozytywne rzeczy, jest ono bardzo dobre, ale co najważniejsze – dobrze się w nim czujemy.

Na „dziesiątce” gra teraz Damian Tront, który jest defensywnym pomocnikiem. Jak się panu układa współpraca z nim?

JAKUB WRÓBEL: – Damian znakomicie odnalazł się w nowym ustawieniu, chociaż wcześniej grał na „6” lub „8”. Ma teraz już cztery strzelone bramki i chyba trzy asysty, ale to jego pan musi zapytać, jakie ma w tej chwili statystyki. To właśnie ona zaliczył asystę przy mojej bramce z Termaliką. Ma najlepszy wynik od kilku lat. Potwierdza to jego wartość, jak również wartość całej drużyny.

Pan ma w tym sezonie na swoim koncie więcej goli, czy asyst?

JAKUB WRÓBEL: – Na pewno strzeliłem sześć bramek, a liczba asyst jest… dyskusyjna. Oficjalnie mam cztery, ale w meczu z Zagłębiem Sosnowiec bramkarz rywali po moim strzale odbił piłkę, którą potem Michał Bojdys skierował do siatki. Można więc byłoby przyjąć, że to moja piąta asysta.

Miedź Legnica, z którą zmierzycie się w sobotę, to najbardziej wymagający przeciwnik, z którym ostatnio graliście?

JAKUB WRÓBEL: – Legniczanie na pewno mają bardzo duży potencjał, to zespół z pierwszoligowego topu. Nie zapominajmy, że ta drużyna spadła z ekstraklasy. Personalnie są bardzo mocni, mają duży budżet, lecz nie zapominajmy, że to oni przyjeżdżają do nas, a nie odwrotnie. Jaki nie byłby to przeciwnik, u siebie zawsze walczymy o trzy punkty, dodatkowej energii dostarczają nam kibice, ich doping nas „niesie”.

Wynik meczu pucharowego, w którym przegraliście z Miedzią po dogrywce, ma jakieś znaczenie?

JAKUB WRÓBEL: – Moim zdaniem niewielkie, a właściwie żadne. Jeżeli już, to działa na naszą korzyść, ponieważ porażka spowodowała, że wzrósł poziom naszej determinacji i motywacji. Znamy swoją wartość, jesteśmy dobrze „zbudowani” mentalnie, nie mamy powodów, by bać się jakiejkolwiek drużyny. Żaden z nas nie pamięta już o wcześniejszym zmęczeniu, na pewno nie będziemy w sobotę rozkojarzeni, lecz bardziej zdeterminowani. Po prostu musimy sobie coś udowodnić.

Na zdjęciu: Napastnik GKS-u 1962 Jastrzębie, Jakub Wróbel, jest w tej chwili zmorą bramkarzy i obrońców przeciwnika.