Skrzydłowy GieKSy: To dopiero początek drogi

Po dwóch miesiącach wrócił pan na boisko. Jak zdrowie?
Łukasz WROŃSKI:
– Już od kilkunastu dni jestem w pełnym treningu i pozostaję do dyspozycji trenera. W pierwszej połowie meczu w Stargardzie doznałem złamania kości strzałkowej. Blokowałem strzał przeciwnika, w ostatniej chwili wybiłem mu piłkę, a on z całym impetem mnie kopnął. Dwa dni później miałem rentgen, który wykazał złamanie. Musiałem zakasać rękawy, rehabilitować się, by wrócić jak najszybciej. Przeżyłem już gorszą kontuzję, zerwania więzadeł, dlatego wiedziałem, że muszę być cierpliwy i jednocześnie trzymać kciuki za drużynę, by wrócić w dobrym dla niej momencie. Chwała chłopakom, że tak właśnie jest.

Początek sezonu mieliście nieudany. To miłe zaskoczenie, że teraz GKS-owi wiedzie się tak dobrze?
Łukasz WROŃSKI:
– Liczyliśmy, że codzienna praca na treningach przełoży się na dobrą serię, na regularne punktowanie i miejsce w górze tabeli. Tak się stało, ale najtrudniejsze jeszcze przed nami. Jeśli chcemy walczyć o konkretne cele, z zajęć na zajęcia musimy stawać się lepsi, poprawiać grę, niwelować mankamenty, bo one zawsze są. Trzeba się liczyć z tym, że oczekiwania względem nas będą rosnąć, zatem i poprzeczka będzie wisieć coraz wyżej. Kolejne zwycięstwa nas napędzają, pewność siebie rośnie i jest dużo większa niż na początku sezonu. Powtarzam jednak, że przed nami sporo pracy. To dopiero początek drogi, którą obraliśmy.

Będąc na „chorobowym”, oglądał pan wszystkie mecze?
Łukasz WROŃSKI:
– Starałem się być jak najbliżej zespołu. Nie da się odciąć i być poza drużyną. Sezon trzeba przeżyć wspólnie. W trakcie pauzy zabrakło mnie tylko na meczu ze Stalą w Rzeszowie. Na wszystkie inne jeździłem prywatnie, ale z dużą ochotą, by wspierać chłopaków i śledzić to, jak funkcjonujemy.

Pierwszy występ po kontuzji zanotował pan przed tygodniem z Widzewem, wchodząc na kilkanaście ostatnich minut. To trudne, by powrót miał miejsce właśnie w takim meczu, przed 17-tysięczną publicznością?
Łukasz WROŃSKI:
– To tylko i wyłącznie przyjemność, zagrać przy takiej frekwencji. Wiemy, jaką rangę miało to spotkanie. Nie czułem stresu, raczej napędzało mnie to wszystko. Fajnie, że w tej lidze można rozgrywać takie mecze. Czułem duży głód piłki. Miałem nawet jedną okazję, ale zamiast przymierzyć wewnętrzną częścią stopy, uderzyłem prostym podbiciem i spudłowałem. Liczę, że wkrótce uda się przełamać i coś strzelę. Ogrania meczowego jeszcze mi brakuje. Trudno, bym po dwumiesięcznej przerwie wytrzymał cały mecz, ale z tygodnia na tydzień będzie lepiej. Sądzę, że trener Górak też widzi postępy i będę wysyłał pozytywne sygnały, otrzymywał coraz więcej minut. Trzeba przyznać, że Szymon Kiebzak i Arek Woźniak wyglądają na skrzydłach naprawdę dobrze. Nie ma możliwości, by cokolwiek ruszać. Mecz trwa jednak 90 minut, na bokach pomocy są częste rotacje. Liczę, że w końcówkach będę wchodził na boisko i pokazywał z jak najlepszej strony.

Wcześniej przez wiele lat grał pan na zapleczu ekstraklasy. Jakie widzi pan największe różnice między nim a drugą ligą?
Łukasz WROŃSKI:
– Między pierwszoligowcami a czołówką drugiej ligi nie ma wielkiej przepaści. Różnice? Tu jest ciut więcej biegania, trzeba dołożyć trochę zaangażowania. Jeśli nie da się z siebie stu procent, to nie ma szans, by wydrzeć komuś punkty. Każdy zespół braki taktyczne i techniczne nadrabia bieganiem. Kiedy ono nie jest na pierwszym miejscu, to jest ciężko. To mogło być naszym problemem na początku sezonu. Umiejętności przecież mieliśmy te same, a brakowało dania z siebie więcej niż przeciwnik. Teraz fajnie to wygląda, jeden goni za drugiego. Tędy droga.

W sobotę na Bukową zawita Pogoń Siedlce, która ostatnio przegrywa i traci wiele bramek. To znaczy, że GieKSa jest na musiku?
Łukasz WROŃSKI:
– Podchodzimy do tego meczu z wielkim szacunkiem dla rywala, który potrafił strzelać niezłym zespołom sporo goli. Musimy skupić się na swojej grze, wywiązać z naszych zadań, wejść dobrze w pierwszą połowę, starać się narzucić swój styl. To pomoże nam uzyskać jak najlepszy wynik.

Na zdjęciu: Trafiając na Bukową z Mielca, Łukasz Wroński (z lewej) miał się stać jednym z liderów GieKSy, ale po przebytej kontuzji przychodzi mu obecnie walczyć o miejsce w składzie.