Odra Opole. Wściekły trener

Bilans bramkowy opolskiej Odry nie jest zadowalający, ale jej sympatycy z tego powodu na pewno nie będą psioczyć.


Drużyna trenera Dietmara Brehmera zaksięgowała już bowiem 12 punktów i jest w ścisłej czołówce tabeli. W tym przypadku sprawdziło się powiedzenie, że lepiej raz przegrać 0:4 niż cztery razy po 0:1. Odra wykonała właśnie taki manewr i po łomocie z ŁKS-em Łódź (0:4) u siebie, w pozostałych czterech potyczkach ligowych zainkasowała komplet punktów.

W piątek gospodarze nie zagrali nadzwyczajnie, ale kto by się tam martwił stylem, o którym za miesiąc wszyscy zapomną. Kibice zapamiętają tylko wynik, bo tylko on naprawdę się liczy.

Po zakończeniu spotkania w Opolu niezadowolony był trener bełchatowian, Marcin Węglewski. – Jestem zły, nie chcę powiedzieć wulgarnie, ale przy takiej dominacji w I połowie, żeby zagrać tak słabo 10 minut w drugiej i stracić bramkę, to nie mogę czuć się inaczej na konferencji prasowej, jak właśnie w ten sposób. Zespół grał bardzo dobrze, grał to, co sobie założyliśmy. Nie wykorzystaliśmy jednak sytuacji, a piłka nożna polega na tym, że trzeba strzelać bramki. Mam nadzieję, że moi piłkarze dalej będą tak pracować, tak na boisku zasuwać, jak do tej pory, żebyśmy mogli zdobywać punkty.

W odmiennym nastroju był opiekun Odry, Dietmar Brehmer. – Cieszymy się, mecz wygrany – powiedział. – Utrzymaliśmy serię, cztery mecze pod rząd wygrane i to na pewno jest nieprawdopodobna sprawa na tę chwilę. W I połowie oddaliśmy inicjatywę GKS-owi, był on drużyną, która częściej znajdowała się przy piłce. Stwarzała wprawdzie stałe fragmenty gry, ale my suwerennie graliśmy w obronie i nie dopuszczaliśmy rywali do sytuacji strzeleckich. Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była nerwowa, zmagamy się z tym problemem od dłuższego czasu. Jeżeli chodzi o grę ofensywną, jakość była bardzo przeciętna. Druga połowa dużo lepsza, skuteczniejsza, dużo dobrych momentów. Strzeliliśmy piękną bramkę z rzutu wolnego. Krzysiek Janus dał sygnał, że też jest ważnym ogniwem zespołu. Później kontrolowaliśmy przebieg meczu, aczkolwiek w jednym momencie dopuściliśmy do groźnego uderzenia.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus