Wśród skoczków mogło nastąpić rozprężenie

Choć trener Doleżal i najważniejsi ludzie naszych skoków przekonują, że nie ma powodów do paniki, to forma naszych skoczków ostatnio idzie w dół.

Nie tak zarówno polscy skoczkowie, jak i kibice, wyobrażali sobie indywidualny konkurs w Lahti, który został rozegrany w minioną niedzielę. Zazwyczaj „biało-czerwoni” na skoczni Salpausselka czują się bardzo dobrze, co zresztą było widać w trakcie sobotniej rywalizacji drużynowej.

Nasz zespół zajął w niej drugie miejsce, nieznacznie przegrywając z Norwegami, a o wszystkim przesądził jeden słabszy skok Dawida Kubackiego. Była szansa na zwycięstwo, ale drugie miejsce, to też przecież bardzo dobry wynik. Nasi zawodnicy, już w niedzielę, bardzo dobrze spisali się w kwalifikacjach. Wygrał je Piotr Żyła, a Kubacki był czwarty. Zanosiło się zatem na to, że powalczą o najwyższe cele.

Tymczasem po raz pierwszy w tym sezonie żaden z podopiecznych Michala Doleżala nie znalazł się w pierwszej dziesiątce zawodów, choć sześciu z nich awansowało do drugiej serii. Polacy zdobyli w niedzielę zaledwie 74 punkty. Gorzej spisali się tylko w obu konkursach Niżnym Tagile, ale tam zabrakło najlepszych naszych zawodników. Mimo to miejsca w czołowej dziesiątce były.

Punktów zdecydowanie mniej

To, co wydarzyło się w Lahti bardzo przypominało sytuację, która miała miejsce tydzień wcześniej w Zakopanem. W sobotniej drużynówce na Wielkiej Krokwi nasi skakali świetnie aż do próby Andrzeja Stękały, który zaprzepaścił wielką szansę na zwycięstwo. Mimo to „biało-czerwoni” stanęli na drugim stopniu podium.

Dzień później „Stęki” się zrehabilitował i był najlepszy z naszych. Zajął 5. miejsce. Pozostali, bez Piotra Żyły, który został zdyskwalifikowany w kwalifikacjach, zaprezentowali się słabiej. W tym konkursie Polacy uzbierali 92 „oczka”. A przecież były w tym sezonie zawody, kiedy to zawodnicy trenera Doleżala dominowali.

W Nowy Rok w Ga-Pa wygrał Kubacki, trzeci był Żyła, a czwarte miejsce zajął Kamil Stoch. W sumie nasi zgromadzili wówczas rekordową w tym sezonie liczbę 245 punktów. Tylko ciut gorzej było dwa dni później w Innsbrucku. Wygrał Stoch, trzeci był Kubacki, a czwarty Żyła, a w sumie zapisali Polacy 242 punkty do klasyfikacji Pucharu Narodów, w której objęli prowadzenie.

Stracili je, na rzecz Norwegów, po drugim konkursie w Titisee-Neustadt. W pierwszym było jeszcze rewelacyjnie. Znów wygrał Stoch, trzecie miejsce zajął Żyła, piąte Stękała, a siódme prowadzący po pierwszej serii Kubacki. Trudno powiedzieć, co wydarzyło się na przestrzeni zaledwie niecałych 24 godzin. Następnego dnia „Mustaf” był najlepszy z naszych – skończył zawody na 6. miejscu. 9. był wówczas Jakub Wolny, z czego zresztą byliśmy bardzo zadowoleni. A słabszy występ Stocha , Żyły i Stękały tłumaczyliśmy zmęczeniem.

Przypomnijmy, że „biało-czerwoni” przebywali już wówczas trzy tygodnie poza domem. A Kubacki po powrocie dopiero pierwszy raz zobaczył swoją nowo narodzoną córeczkę.

Zmiany przyniosą efekty

W Zakopanem zawodnik z Szaflar był 15., a w Lahti zajął dopiero 23. miejsce i był to jego najgorszy występ w sezonie. Stoch, z kolei, w żadnym z trzech ostatnich konkursów nie zmieścił się w pierwszej dziesiątce, a przecież trzy wcześniejsze zawody wygrał.

W niedzielę w Titisee-Neustadt był 17., na Wielkiej Krokwi zajął 11. lokatę, a w Lahti uplasował się na 16. pozycji. Fantastyczna forma, którą skoczek z Zębu zaprezentował w Turnieju Czterech Skoczni, gdzieś uleciała. Wszyscy nasi zawodnicy skaczą zresztą słabiej niż podczas niemiecko-austriackich zawodów. Co może być tego przyczyną?

Apoloniusz Tajner uważa, że po wygranym T4S mogło nastąpić lekkie rozprężenie. Sternik Polskiego Związku Narciarskiego wyjawił jednak, w rozmowie ze „Sportowymi Faktami”, że powodów do niepokoju nie ma. Podobne stanowisko zajął Michal Doleżal. – Nie panikujemy. Skoki wyglądają bardzo poprawnie pod względem technicznym. Brakuje w nich trochę mocy – ocenił szkoleniowiec naszego zespołu.


Czytaj jeszcze: Niezadowolenie i irytacja

Wydaje się zatem, że problem leży w warstwie fizycznej, co – biorąc pod uwagę specyficzny sezon – nie powinno dziwić. Adam Małysz, dyrektor-koordynator ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w PZN przekonuje, że sytuacja jest na bieżąco analizowana. A sztab szkoleniowy, w najbliższym czasie, zaproponuje zmiany, które powinny przynieść efekt.

Kibice na to liczą, bo przecież przed naszą reprezentacją docelowa impreza sezonu, czyli mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym Oberstdorfie. Które rozpoczynają się, jeżeli chodzi o skoczków, dokładnie za miesiąc. 27 lutego konkursem na skoczni normalnej. Na razie jednak trzeba walczyć w Pucharze Świata. Jutro nasz zespół, kolejny raz w tym sezonie, wyrusza w podróż do Niemiec. Celem „biało-czerwonych” jest Willingen.



Na zdjęciu: Kamil Stoch w trzech ostatnich konkursach indywidualnych nie zmieścił się w pierwszej dziesiątce. To niepokojące, bo trzy wcześniejsze konkursy wygrał.

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus