Wstąpiło w nas nowe natchnienie

Bogdan NATHER: Jest pan ostatnim Mohikaninem, tzn. jedynym wychowankiem w kadrze Pniówka. To najtrudniejszy sezon, odkąd pańska drużyna gra w III lidze?

Karol GOIK: – Wydaje mi się, że tak. Jeszcze nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji, spadek do IV ligi nie zaglądał nam tak głęboko w oczy. Takiego czarnego scenariusza jednak nie planujemy, jestem pewien, że wspólnie z kolegami wyjdziemy z tarapatów.

Co nie zagrało na początku rundy wiosennej? Mieliście przecież po raz pierwszy od kilku lat zimowe zgrupowanie w ośrodku „Start” w Wiśle, niczego wam tam nie brakowało.

Karol GOIK: – Rzeczywiście, obóz był fajną sprawą. Nie tylko solidnie popracowaliśmy, ale była to również doskonała forma integracji zespołu. Trenera Jana Wosia nie winiłbym za ten falstart. Pretensje możemy mieć sami do siebie, zabrakło nam agresji i dyscypliny na boisku, traciliśmy punkty na własne życzenie.

Sobotni mecz z Ruchem Zdzieszowice będzie dla was pojedynkiem o życie? Myślę nie tylko o piłkarzach, ale również o klubie.

Karol GOIK: – Pozostanie nam wprawdzie „w zapasie” ostatni pojedynek z Falubazem Zielona Góra, ale można w ten sposób powiedzieć. Meczem ze „Zdzichami” możemy sobie zapewnić utrzymanie w III lidze i na ostatni mecz do Zielonej Góry pojechać bez stresu. W przypadku porażki w najbliższym spotkaniu rzeczywiście Pniówek może spaść do IV ligi. Co wtedy? Nikt z nas nie wie. Nie wiadomo, ilu z nas z nas zostanie w zespole, ilu znajdzie miejsce w innych klubach, grających chociażby w III lidze.

Pniówek zmienił swoje oblicze, a przede wszystkim zaczął seryjnie zdobywać punkty, w momencie zmiany trenera. Zadziałał efekt nowej miotły?

Karol GOIK: – Dokładnie tak. Trener Grzegorz Łukasik na pewno miał inne, świeże spojrzenie na drużynę, ale też każdy z nas zaczął zasuwać na treningach na 200 procent. W drużynę wstąpił nowy duch, nowe natchnienie. Wszyscy nas już skreślili i widzieli w nas pewnego spadkowicza, tymczasem my wstaliśmy z kolan i zaczęliśmy wygrywać mecze. Przede wszystkim na naszym boisku, które na początku nie było naszą twierdzą.

Których punktów straconych najbardziej żal? Tych w ostatnich sekundach meczu z rezerwami Miedzi Legnica, czy w ostatnim meczu wyjazdowym z Lechią Dzierżoniów?

Karol GOIK: – Zdecydowanie porażki w Dzierżoniowie. Po pierwsze straciliśmy gola w doliczonym czasie gry, podobnie zresztą jak w Legnicy. Wtedy jednak przynajmniej zremisowaliśmy. Z Lechią powinniśmy wygrać w cuglach, mieliśmy co najmniej kilka dogodnych sytuacji do zdobycia bramki. W końcówce cały blok defensywny popełnił błąd, bo dążyliśmy za wszelką cenę do zdobycia tej jednej, decydującej bramki. No i pech chciał, że Sławek Szary wybijając piłkę trafił nią w „Terrego” (Arkadiusz Przybyła – przyp. BN), a ta potem wpadła do naszej bramki.

Na finiszu rundy strzelił pan dwa gole – w meczach z Polonią Głubczyce i Górnikiem II Zabrze, które zakończyły się waszym zwycięstwem. Za każdym razem otwierał pan wynik spotkania. To znak, że gol zdobyty przez Karola Goika jest gwarantem zwycięstwa Pniówka?

Karol GOIK: – To byłoby piękne (śmiech). Najważniejsza jest wygrana drużyny, a dla mnie strzelone gole tylko taką wisienką na torcie, albo jak powiedział jeden z komentatorów – truskawką. To nieważne, kto strzela bramki dla zespołu, liczy się tylko końcowy wynik i tego się trzymajmy. Bramki strzelane w przegranych meczach żadnej satysfakcji nie dają.