Wstęp do Ekstraklasy: Detoks – dzień pierwszy

Wszyscy natomiast zgodzą się pewnie z jednym – powrót ligowych emocji był potrzebny bardziej tego lata niż w parunastu poprzednich. Chodzi przecież o szybką odtrutkę po wyjątkowo niestrawnym mundialu w wykonaniu biało-czerwonych.

Batalia o tytuł mistrza Polski to wprawdzie zupełnie inny kaliber ekscytacji, ale w tym przypadku nie ma to wielkiego znaczenia. Kibicowi potrzebny jest skuteczny detoks. Coś, co pozwoli zapomnieć o rosyjskiej traumie i wypełni wyobraźnię treścią bardziej przyswajalną. Przy tym dobrze znaną, lubianą z przyzwyczajenia.

Inauguracja rozgrywek ekstraklasy jak zwykle nie pokrywa się z otwarciem sezonu. Trzej spośród czterech naszych pucharowiczów hasają już przecież po arenie międzynarodowej. W poprzednim roku sen o zawojowaniu Europy skończył się szybciutko. Jak będzie teraz? Chcielibyśmy się srogo mylić, ale niewiele wskazuje na to, że potoczy się to inaczej. W minionych tygodniach polskie zespoły nie dokonały transferów ani spektakularnych, ani nawet takich, o których mówiłoby się dłużej niż dzień.

Niewykluczone zatem, że jeszcze przed upływem kalendarzowego lata skupimy się wyłącznie na podwórku krajowym. Dobra wiadomość jest taka, że spośród pięciu snajperów poprzedniego sezonu nad Wisłą zostaje aż czterech – w tym król i wicekról strzelców. Zła wiadomość? Trzej z nich to obcokrajowcy. Na dodatek polski jedynak w tym topie, Marcin Robak, skończy w tym roku 36 lat. Młodych armat na pierwszej linii frontu nie widać. Krzysztof Piątek, najskuteczniejszy rodzimy egzekutor w zeszłych rozgrywkach, ani myślał zabawiać nadal tych samych kibiców i – nie tracąc czasu – czmychnął do Seria A.

A czas mknie nieubłaganie i klaruje po drodze nowy krajobraz. Jeszcze miesiąc temu wydawało się, że Jerzy Brzęczek będzie jednym z 16 trenerów, którzy w przedostatni weekend lipca wyprowadzą na arenę zmagań głównych uczestników wyścigu po ligowe złoto. Dzisiaj już wiemy, że sprawy przybrały zupełnie inny bieg – zupełnie nieoczekiwany. Można śmiało założyć, że srebrny medalista olimpijski z Barcelony pojawi się w najbliższych dniach nie na jednym stadionie ekstraklasy, lecz przynajmniej na trzech. Po raz pierwszy jako świeżo namaszczony selekcjoner reprezentacji Polski.

Piłkarze rozpoczną zatem rywalizację ze świadomością, że „Papież” patrzy. Czy dzięki temu już pierwsza kolejka sezonu będzie obfitować w koronkowe akcje i przedniej urody gole, tworząc niezapomniane spektakle? Cudów raczej się nie spodziewajmy. Wzmożona aktywność ligowców prędzej będzie miała odbicie w liczbie przebiegniętych kilometrów. Również dlatego, że teraz do kadry wszyscy mają tak samo blisko. I tak samo daleko…