Wujek z Ameryki

Mimo zakazu transferowego kibice lidera I ligi mają prawo sądzić, że dla klubu wychodzi słońce…


Podczas gdy zespoły ekstraklasy gremialnie wyleciały na zimowe obozy, głównie do Turcji, mistrz jesieni w I lidze, ŁKS pakuje się dopiero przed wyjazdem na obóz. Drużyna z Łodzi uda się do Antalyi dopiero tej soboty, dotąd rozgrywając mecze sparingowe „na Kolejarzu”, czyli w swoim ośrodku treningowym.

Trzynastego niefelernego

Z II-ligowym Zniczem Pruszków ŁKS wygrał 3:0, a wydarzeniem tego sparingu (grano w miniony piątek, 13 stycznia, o godzinie 13) były dwa gole strzelone przez Nelsona Balongo, napastnika urodzonego już w Belgii, ale pochodzącego z Demokratycznej Republiki Konga. Sprowadzony on został do Łodzi latem z St. Truidense i miał zostać królem strzelców przynajmniej w swojej drużynie. Zagrał w 18 meczach, w których nie zdobył jednak żadnej bramki. Przełamał się, jak mawiają trenerzy, dopiero 13 w piątek, dniu może i feralnym, ale na pewno nie dla niego. Trzeba przyznać, że Kazimierz Moskal był cierpliwy i wierzył w niego. – Ma potencjał! – zapewniał, choć wydawało się, że zimą Balongo po prostu z ŁKS wyleci. Partnerem ŁKS w następnym sparingu była z kolei II-ligowa Pogoń Siedlce i zakończył się wynikiem 3:1 dla drużyny trenowanej obecnie przez Marka Saganowskiego, którego związków z ŁKS nie trzeba przypominać.

Syn śladami ojca

Sprawdzian medyczny przechodził w Łodzi serbski obrońca Milan Spremo (ostatnio zawodnik bośniackiego Boraca Banja Luka), w sparingu ze Zniczem grał Brazylijczyk, którego nazwisko trzymane jest w tajemnicy, chociaż pewnie mało kto o nim w ogóle słyszał, a na pewno odnotować warto włącznie do ligowej kadry 16-letniego jeszcze Jana Łabędzkiego, syna Michała, który w latach 1999-2012 rozegrał ponad 150 meczów ligowych w ŁKS, Pogoni, Górniku Łęczna i Zagłębiu Lubin, a karierę kończył… udziałem w mistrzostwach świata w piłce plażowej w składzie reprezentacji Polski. Jest on wychowankiem ŁKS i z uprawnieniem go do gry w lidze nie będzie problemu, ale pozyskanie innych nowych zawodników jest w tej chwili niemożliwe.

Zakaz bagatelizowany

ŁKS znów ma zakaz transferów po tym, jak o swoje zaległe pensje upomnieli się niegrający już w Łodzi Samu Corral i Antonio Dominguez…W klubie bagatelizują jednak ten problem, bo oto pojawił się „wujek z Ameryki”, biznesmen Philip Platek, właściciel włoskiego ekstraklasowego klubu Spezia i rewelacji ligi portugalskiej w tym sezonie, lizbońskiego dzielnicowego klubiku Casa Pia, który rzucił wyzwanie Benfice, FC Porto i Sportingom z Lizbony i Bragi, bo tylko ci potentaci wyprzedzają go obecnie w tabeli. Jeżeli faktycznie ŁKS dołączy do tego trójkąta, to otwiera się szansa na współpracę personalną i przepływ zawodników z korzyścią dla wszystkich.

Za 15 baniek

W ostatnim tygodniu okazało się, że ów wujek to nie wymyślony w chudym w istotne wiadomości okresie świąteczno-noworocznym dziennikarski news. Philip Platek osobiście pofatygował się do Łodzi, zwiedził stadion, spotkał się z władzami miasta, a w łaski kibiców wkupił się wizytą na meczu siatkarek ŁKS z Fenerbahçe w Lidze Mistrzyń. Kibice swoim dopingiem, a siatkarki pokonaniem silnego rywala zrobiły dobrą robotę. Poważnym argumentem za zaangażowaniem się Amerykanina chorwacko-polskiego pochodzenia w związek z ŁKS jest zresztą sam obiekt, na który – w przeciwieństwie do Spezii i klubu z Lizbony – Mr. Platek nie będzie musiał wydać ani grosza.

Nowy inwestor ma przejąć część akcji klubu za około 15 milionów złotych. Pierwsza rata ma pojawić się na klubowym koncie już w lutym i stąd optymizm w sprawie przyszłych transferów. Pamiętać jednak trzeba, że ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła i nadal warto się starać o przychylność dobrodzieja z Ameryki. Wiedzą coś o tym w czeskiej Viktorii Pilzno, gdzie też wszystko było podobno na dobrej drodze, ale Platek w ostatniej chwili się rozmyślił.




Na zdjęciu: ŁKS wyleci na zgrupowanie do Turcji, licząc zapewne, że nad Bosfor do zespołu dotrą dobre wieści związane z wejściem do klubu nowego inwestora.
Fot. Norbert Barczyk/PressFocus