Wybuch pod presją

„Po zakończeniu spotkania (…) na środku boiska ubliżał trójce sędziowskiej, a szczególnie sędziemu głównemu” – z takim protokolarnym zapisem będzie musiało się zmierzyć w czwartek wspomniane wyżej gremium. Dotyczy on zachowania Kamila Rakoczego, szkoleniowca mistrza I grupy HAIZ IV ligi śląskiej. Reszta sędziowskiego zapisu… jest milczeniem – choćby ze względu na fakt, iż gazeta może wpaść w ręce nieletnich. Faktem jest, że uspokajany przez rozjemcę już w trakcie gry opiekun „Cidrów” najwyraźniej „pofolgował” sobie po zakończeniu meczu ze Spartą Lubliniec – w każdym razie długo coś mu perorował na murawie, co doskonale widoczne było z trybun. Zaiste, ciekawa ta „wybuchowość” reakcji. Paweł Kuban, arbiter, w zasadzie niczym się od wielu jego kolegów po fachu, prowadzących mecze na tym szczeblu, nie różnił. Nie zamierzał krzywdzić celowo żadnego z zespołów; po prostu umie tylko tyle, ile pokazał… Nie był na przykład w stanie wyegzekwować na gościach tego, by przestali grać na czas, co wkurzało nie tylko trenerską ławkę Ruchu, ale i licznych kibiców.

Mecz lidera z outsiderem zakończył się – jak wiadomo – remisem 1:1. Mało chlubnym dla „Cidrów”, ale przecież dającym im (jak się później okazało) prawo gry w barażu o III ligę. – Bardzo przeżyłem to spotkanie, ale i cały tydzień je poprzedzający. I rzeczywiście nie wytrzymałem nerwowo. Bo mnie bardzo zależy i na zwycięstwach, i na tym, by nasza gra kibicom się podobała. A tu – poza presją wyniku – doszły jeszcze emocje związane z pożegnaniem stadionu i całą tą otoczką, jaką stworzyli fani – tłumaczył już na spokojnie trener Rakoczy.

Wspomniana czwartkowa decyzja Wydziału Dyscypliny – i ewentualna kara, jaka zostanie wymierzona trenerowi za jego wybuch – może być dlań wielce ważąca. Przed Ruchem jeszcze jeden mecz ligowy, a potem – wspomniane baraże z Polonią Bytom. Arcyważne dla klubu, ale i prestiżowe dla samego szkoleniowca. Zmierzy się przecież – bodaj po raz pierwszy w życiu – ze swym nauczycielem trenerskiego fachu i mistrzem, u którego w sztabie „terminował”, czyli Jackiem Trzeciakiem. Albo i… nie zmierzy – jeżeli „sprawiedliwi” w Śląskim ZPN będą dlań surowi, odsuwając od prowadzenia zespołu w więcej niż jednym spotkaniu. Swoją drogą – raz już Kamila Rakoczego taka przykrość w istotnej potyczce spotkała. W maju 2017 roku nie mógł poprowadzić „Cidrów” w wojewódzkim finale Pucharu Polski; do „odpokutowania” miał bowiem karę za przekroczenie „dobrych obyczajów” jeszcze w poprzedniej robocie, czyli na trenerskiej ławce… Polonii II Bytom. Teraz może więc nucić sobie fragment wiersza noblistki: „Nic dwa razy się nie zdarza” – z nadzieją, że członkowie wydziału okażą się dlań łaskawi i nie pozbędą możliwości prowadzenia drużyny w najważniejszych do tej pory w jego szkoleniowym życiu spotkaniach…