Wydarzenie kolejki. Armaty ze styropianu

Flavio Paixao (Lechia), Christian Gytkjaer (Lech), Carlitos (Legia) – tych postaci kibicom nie trzeba bliżej przedstawiać. Każdy wie, że to czołowi snajperzy Lotto Ekstraklasy. W bieżących rozgrywkach strzelili łącznie 31 goli, czyli więcej niż siedem ligowych zespołów o najniższym wskaźniku skuteczności. W miniony weekend nikt z tego tercetu nie powiększył jednak bramkowego dorobku.

Dubler wart złota

Ujmując rzecz w szerszej perspektywie – z kwartetu drużyn, spośród których w zgodnej opinii ekspertów rozstrzygnąć się mają losy rywalizacji o mistrzostwo Polski, drogę do siatki rywala znalazła tylko jedna. W dodatku uczyniła to w nader szczęśliwych okolicznościach. Mowa o białostockiej Jagiellonii, która przed własną publicznością pokonała Wisłę Płock 1:0 po golu z… 95 minuty. Piłkę do siatki desperackim strzałem skierował Jakub Wójcicki wprowadzony do gry dopiero w 77 minucie. Był to jego pierwszy mecz o stawkę od 19 października ubiegłego roku i premierowy gol w tym sezonie.

Co ciekawe, poprzednim razem Wójcicki wpisał się na listę strzelców w równie dramatycznych okolicznościach. 17 marca 2018 roku białostoczanie w 90 minucie przegrywali u siebie z Arką Gdynia 1:2. Potem stał się cud – w doliczonym czasie gry dwukrotnie trafili do siatki. Wyrównał Łukasz Burliga, a cios na wagę grzech punktów zadał Wójcicki. Wtedy też wszedł na murawę w trakcie gry, w samej końcówce spotkania.

Portugalska skucha

Teraz ekipa ze stolicy Podlasia po komplet punktów sięgnęła – z omawianego kwartetu – jako jedyna. Tylko „oczkiem” zadowolić się musiała Lechia, która bezbramkowo zremisowała w Kielcach z Koroną. Niewiele brakowało, a gdańszczanie wracaliby na Wybrzeże ze śpiewem na ustach. Rzut karny zmarnował jednak Flavio Paixao, aktualny współlider klasyfikacji strzelców. Warto zauważyć, że Portugalczyk z jedenastu metrów w bieżącym cyklu myli się nieprzyzwoicie często. Na osiem prób zawiódł już trzykrotnie.

Podobną wpadkę zaliczył w ostatni weekend jego rodak, Pedro Tiba. Tyle że tu ciężar gatunkowy potknięcia był nieco inny. Zawodnik podszedł do „wapna”, gdy jego Lech Poznań przegrywał w gościnie u Piasta Gliwice 0:4. Presja w zasadzie żadna, ale i tak piłka do siatki nie trafiła. 30-latek został wyznaczony do wykonania rzutu karnego po raz pierwszy w barwach „Kolejorza” i niewykluczone, że po raz ostatni. Gytkjaera nie było już wtedy na boisku.

Król bezradny

Bez satysfakcji murawę opuszczał również Carlitos, król strzelców poprzedniego sezonu. W domowej potyczce z Cracovią (0:2) legionista zagrał tylko 45 minut i wobec defensywy gości okazał się bezradny. Być może byłoby inaczej, gdyby jego relacje ze sztabem szkoleniowym układały się w ostatnich tygodniach lepiej. Gdybanie jednak punktów obrońcom tytułu już nie wróci.

Reasumując – to nie był udany weekend dla napastników zatrudnianych przez czterech głównych kandydatów do końcowego triumfu w ekstraklasie. Któraś z faworyzowanych ekip pewnie i tak sięgnie po ligowe złoto. Pytanie tylko – co potem, kiedy trzeba będzie ponownie wyjść na arenę międzynarodową? Poprzednie lato po raz kolejny obnażyło wszystkie słabości polskich zespołów klubowych – również miałkość snajperską. Tymczasem tej zimy do ekstraklasy nie trafił choćby jeden strzelec wyborowy, którego nazwisko nie byłoby dla kibiców anonimem lub przynajmniej zagadką…

 

Na zdjęciu: Christian Gytkjaer (z prawej) w Gliwicach był cieniem samego siebie…