Wydarzenie kolejki. Częstochowa znów na szczycie

Raków dzięki zwycięstwu nad Wartą, a także dzięki remisowi Legii z Piastem wrócił na pozycję lidera ekstraklasy. Jeżeli wszystko pójdzie z planem ekipa z Jasnej Góry przerwę w rozgrywkach spędzi na pierwszej pozycji.


Mecz w Bełchatowie nie należał do największych spektakli ostatniej kolejki ekstraklasy. Mimo przeciętnego spotkania Raków odniósł kolejne ważne zwycięstwo w kontekście ligowej tabeli. Licząc wszystkie rozgrywki ekipa spod Jasnej Góry nie przegrała już 12 meczów.

Listopadowy kryzys

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że ostatni miesiąc nie był już aż tak udany jak październik, kiedy częstochowianie wygrali wszystkie mecze. Raków w trzech spotkaniach zdobył pięć punktów, a o każdy z nich było niezwykle ciężko.

Gdyby nie bramki Daniela Szelągowskiego i Vladislavsa Gutkovskisa w doliczonym czasie gry spotkań z Lechem i Wartą ekipa spod Jasnej Góry zainkasowałaby tylko dwa oczka, a Górnik Zabrze i Zagłębie Lubin niebezpiecznie by się do niej zbliżyli, a pozycja na podium byłaby zagrożona. Mimo to częstochowianie wyszli z obu pojedynków obronną ręką i ponownie stanęli na czele ekstraklasy.

To na pewno dobry znak – po spotkaniu z Wisłą można było odnieść wrażenie, że pozycja lidera lekko przytłoczyła podopiecznych Marka Papszuna i powoli zaczyna się pod Jasną Górą kryzys formy.

Nauka nie poszła w las

Pojedynek z Wartą pokazał jednak ogromny rozwój w ekipie Rakowa. W poprzednim sezonie ówczesny beniaminek niemiłosiernie męczył się z zespołami dołu tabeli. W pojedynka z spadkowiczami na dziewięć rozegranych meczów wygrali tylko trzy – dwa z Arką i raz z Koroną. Z ŁKS-em zdobyli zaledwie punkt. Nie można także zapomnieć pojedynku z ekipą z Gdyni, kiedy aktualny lider ekstraklasy prowadził 2:0, by ostatecznie przegrać 2:3.

Teraz sytuacja wygląda zgoła inaczej. W spotkaniach z beniaminkami Raków zdobył komplet punktów, a ponadto strzelił siedem goli. Pojedynek z Wartą był szczególnie trudny. Defensywa ekipy z Poznania jest niezwykle trudna do pokonania. Częstochowianie bili głową w mur przez 90 minut. Mimo to udało się w końcu i tę obronę przełamać i zdobyć decydującego gola, co w zeszłym sezonie zostałoby uznane za niebywały sukces.

Skuteczność wymagana

Choć zwycięstwo nad Wartą cieszy, tak styl był daleki od oczekiwanego. Szkoleniowiec Rakowa wytoczył na murawę w Bełchatowie prawie wszystkie swoje najcięższe działa. Od pierwszej minuty zagrali Marcin Cebula, Ivan Lopez oraz David Tijanić, którzy są odpowiedzialni za większość zdobytych przez lidera bramek. Dodatkowo w linii defensywnej pojawił się Petr Schwarz, który nominalnie jest środkowym pomocnikiem, a na prawym wahadle Daniel Bartl, momentami lepszy w ataku od Frana Tudora. Ultra-ofensywna koncepcja jednak nie wypaliła.


Czytaj jeszcze: Zwycięstwo rzutem na taśmę

Częstochowianie mieli problem z stworzeniem sobie dogodnych sytuacji bramkowych, a także nie stwarzali zagrożenia z dośrodkowań i stałych fragmentów gry. Od najlepszej ofensywy w lidze wymaga się większej skuteczności nawet pomimo faktu, że Warta świetnie pracuje w defensywie. Dopiero zmiany, jakie zastosował szkoleniowiec Rakowa w drugiej połowie poprawiły sytuacje, choć nadal nie było widać tego błysku, co w poprzednich spotkaniach.

Przezimują jako lider?

W grudniu ekipę spod Jasnej Góry czekają ciężkie pojedynki. Od nich wiele będzie zależało. Jeżeli Raków będzie prezentował się jak w meczu z Lechem, to pozycja lidera jest jak najbardziej do utrzymania. Jeżeli jednak sytuacja będzie rysować się podobnie do niedzielnego starcia z Wartą, to ekipa spod Jasnej Góry może nie tylko spaść z pierwszego miejsca, a nawet poza podium.


Na zdjęciu: Raków dzięki zwycięstwu nad Wartą wrócił na fotel lidera ekstraklasy. Choć triumf cieszy, tak jego styl pozostawał wiele do życzenia.

Fot. Adam Starszyński/PressFocus.