Wydarzenie kolejki. Gromy przy Limanowskiego

Raków znów zapisał kartę swojej klubowej historii. Po raz pierwszy na własnym boisku pokonał Legię, do niedawna ligowego potentata.


Wicemistrzowie Polski mają sposób na „Wojskowych” – w czterech ostatnich meczach na własnym obiekcie nie przegrali z nimi ani razu. Jednak niedzielne spotkanie nie zwiastowało, że podopieczni Kosty Runjaicia dostaną aż tak srogie manto.

Legia, szczególnie w pierwszej odsłonie pokazała się z dobrej strony. Widać być po jej grze chęć przedłużenia serii zwycięstw, trwającej od sierpnia. Problem w tym, że natrafiła ona na wypoczęty Raków, który po kilku tygodniach gry co trzy dni w końcu mógł komfortowo przygotować się do spotkania. To zaowocowało na boisku. Częstochowianie grali solidnie w defensywie, wahadłowi tworzyli zagrożenie pod bramką Kacpra Tobiasza, a ofensywni pomocnicy nie dawali odpocząć stoperom „Wojskowych”.

Choć Raków dopiero w końcówce przypieczętował wysokie zwycięstwo, tak mógł spokojnie wygrać ten mecz wyżej. Pech chciał, że na drodze do sukcesu stanął Vladislavs Gutkovskis, który popisał się „strzałem” sezonu, nie trafiając do bramki z kilku metrów. Choć zapewne szkoleniowiec Rakowa, Marek Papszun zarzuci nam powielanie schematycznej oceny występu napastnika, podobnie jak innym mediom, tak nawet najlepsze ustawienie na murawie, duży udział przy kreowaniu ataków czy skuteczny pressing, który utrudniał Legii rozgrywanie ataków, nie usprawiedliwi Łotysza za to pudło.

Na szczęście dla zespołu z Częstochowy, jego ławka rezerwowych jest szeroka. Pokazało to wejście Fabiana Piaseckiego i Bartosza Nowaka. Ich wejście ożywiło grę Rakowa w ofensywie, ale przede wszystkim pomogło podwyższyć prowadzenie. Nowak zaliczył dublet, Piasecki z kolei strzelił bramkę i dołożył do tego asystę. Warto także podkreślić wejście Sebastiana Musiolika, co zmieniło ustawienie częstochowian. Duet napastników, który tworzyli 26-latek wraz z Piaseckim, sprawił defensywie Legii sporo problemów. Goście po drugim trafieniu dla Rakowa dali im przestrzeń, którą snajperzy częstochowian wykorzystali.

Warto jednak docenić postawę całego zespołu. Nie tylko w ofensywie Raków prezentował się dobrze. Również obrona stanęła na wysokości zadania. Oczywiście można w tym miejscu wskazać słaby występ Pawła Wszołka, przeciętnego Carlitosa czy Josue, który nie potrafił porozumieć się z kolegami z boiska. Patrząc z drugiej strony Zoran Arsenić kolejny raz pokazał, że rola lidera defensywy mu odpowiada, ponieważ był nie do przejścia. „Cegłę” dołożył też Milan Rundić, którego interwencja uratowała Raków przed startą gola.

Nie był to jednak mecz udany w stu procentach. Wszystko za sprawą starcia Szymona Czyża z jednym z zawodników Legii. Konsekwencje tego pojedynku były opłakane dla piłkarza Rakowa. Młodzieżowiec opuścił plac gry na noszach. Nie wiadomo, ile potrwa jego absencja. Mimo to są pewne przesłanki wskazujące, że sytuacja nie jest aż tak zła. Zawodnik po meczu wyszedł o własnych siłach do kibiców, by podziękować im za wsparcie.

Pomijając jednak ten negatywny fragment, to Raków zainkasował trzy „oczka” w dobrym stylu. Dzięki temu zmniejszył dystans do podium na „odległość” jednego punktu. Trzeba jednak pamiętać, że w październiku częstochowianie rozegrają zaległy mecz z Piastem Gliwice. Wówczas, przy założeniu, że pozostałe mecze także wygrają, to Raków zostałby liderem ekstraklasy. Po nie najlepszym spotkaniu z Cracovią to bardzo dobra informacja. Mecz z Legią pokazał także, ile znaczy kilka dni więcej na trening i odpoczynek.


Fot. Norbert Barczyk / PressFocus