Wydarzenie kolejki. Na przekór trudnościom

Beniaminek z Legnicy wygrał pierwszy mecz w ekstraklasie grając przez godzinę w dziesiątkę przeciwko kompletowi przeciwników.


Lepiej późno niż wcale… Sympatycy Miedzi Legnica doczekali się pierwszego zwycięstwa w PKO BP Ekstraklasie dopiero w siódmej kolejce („Miedzianka” ma jeszcze w zapasie pojedynek z Lechem Poznań), ale to zwycięstwo smakuje beniaminkowi wybornie. Nie tylko dlatego, że pozwoliło drużynie znad Kaczawy uwierzyć, że można wygrywać mecze w elicie bez względu na okoliczności, lecz przede wszystkim dlatego, że podopieczni trenera Radosława Belli (zastępował na ławce zdyskwalifikowanego Wojciecha Łobodzińskiego) wywalczyli trzy punkty po heroicznej walce. Grać przez ponad godzinę, mając na boisku jednego zawodnika mniej i obronić korzystny wynik, to nie w kij dmuchał.

Porażka w Legnicy zdruzgotała piłkarzy Lechii. – Z jednej strony chcę jak najszybciej zapomnieć o tym meczu, bo wynik nas boli, ale pokazaliśmy, że do 90 minuty walczyliśmy przynajmniej o remis – powiedział niepocieszony nowy kapitan gdańszczan, Duszan Kuciak.

– Ale nawet remis by nas w Legnicy nie zadowalał, bo przyjechaliśmy tam po trzy punkty. Tak jak było wcześniej, indywidualne błędy kosztowały nas stratę dwóch bramek i potem ciężko było to odrobić. Nie udało się tego zrobić, bo byliśmy nieskuteczni. Poza tym najlepszym zawodnikiem drużyny z Legnicy był bramkarz. Taka jest prawda, bo to co powyciągał – duży szacunek.

W końcówce sobotniego spotkania piłkarzom Lechii zaczęły puszczać nerwy. Wspomniany Duszan Kuciak w 90 minucie odepchnął chłopca od podawania piłek, za co słusznie został upomniany żółtą kartką. Jak słusznie zauważył 37-letni golkiper gdańszczan, korzystny wynik dla gospodarzy byłby niemożliwy, gdyby słabiej dysponowany był jego vis a vis, Paweł Lenarcik. To on był niekwestionowanym bohaterem tego spotkania i zawodnikiem, który zasłużył na podwójną premię. – Chciałbym pochwalić zespół, bo nie da się zawodników nie chwalić – powiedział II trener „Miedzianki”, Radosław Bella.

– Ale nie tylko za ostatni mecz, ale za to, że potrafiliśmy się pozbierać po ostatnich porażkach. Mimo że okoliczności meczu z Lechią Gdańsk były bardzo trudne, to daliśmy radę. Od początku wszyscy wierzyliśmy w siebie i myślę, że to, co potrafiliśmy całym zespołem wybronić, to pokazuje jak charakterny jest to zespół, jak zawodnikom bardzo zależy. Widzieliśmy w tym spotkaniu bardzo dużą dozę ambicji u naszych zawodników. Chciałbym również pochwalić naszych kibiców i to bez zbędnej kokieterii. Były dwa takie momenty, szczególnie w II połowie, gdzie miałem wrażenie, że trybuny nas „poniosły”. I o to w tym wszystkim chodzi, bo wspólnie tworzymy Miedź i mogę się tylko bardzo cieszyć, że tak to wszystko się skończyło.

Zadowolenia z powodu „dziewiczego” zwycięstwa nie ukrywał obrońca Miedzi, Hubert Matynia. – Przez te czerwone kartki jesteśmy bardziej doświadczoną drużyną – powiedział. – Wyciągnęliśmy wnioski z poprzednich spotkań i ten mecz w końcu wygraliśmy. Tak jak mówiłem w poprzednich wywiadach, że jak strzelimy dwie bramki, to będziemy bliżej zwycięstwa. I to nam się udało. Mimo gry w dziesięciu wydawało nam się, że mamy więcej sił od przeciwnika i to dało nam chęci do tego, żeby presować, a nie tylko cofnąć się i czekać na rywala. Zagraliśmy dobry mecz również w II połowie. Kibice pomagali nam w trudnych momentach, gdy już nie mieliśmy siły. Dodawali nam otuchy, na boisku to naprawdę czuć. Dodaje nam to skrzydeł.


Na zdjęciu: Po raz pierwszy w tym sezonie piłkarze Miedzi cieszyli się po ostatnim gwizdku sędziego.

Fot. miedzlegnica.eu/B. Hamanowicz