Wydarzenie kolejki. Trener daje nadzieję

 

Od początku sezonu Korona prezentuje się mówiąc delikatnie słabo. Fatalna gra, beznadziejne wyniki i pusty stadion to chleb powszedni w stolicy województwa świętokrzyskiego. Sytuacja była na tyle opłakana, że zarządzający Koroną postawili na nowego szkoleniowca – Gino Lettieriego zastąpił Mirosław Smyła. Trener rodem z Śląska potrzebował trochę czasu, aby wprowadzić swoje rządy w Kielcach. Kiedy zaprowadził już swoje porządki, to w końcu można patrzeć na grę Korony.

Pierwsze spotkanie pod jego wodzą Korona przegrała z Lechią, choć podopieczni Smyły wcale nie byli od rywali gorsi. W następnej kolejce sensacyjnie pokonali Śląsk Wrocław. Było w tej wygranej sporo szczęścia, niemniej trzy punkty pojawiły się na ich koncie po raz pierwszy od lipca. Na nieszczęście dla Korony w kolejnych trzech spotkaniach nie zdobyli ani jednego „oczka”. Sytuacja ekipy z Kielc, jak i samego Smyły była coraz gorsza. Korona była na samym dnie, a jej gra dalej sprawiała fizyczny ból obserwatorom.

Przełom nastąpił w spotkaniu z Piastem Gliwice. Mimo porażki ekipa Smyły zaprezentowała się zaskakująco dobrze i do końca meczu walczyła z mistrzem Polski jak równy z równym.

– Po raz pierwszy, od kiedy jestem w Koronie, czułem, że mam drużynę, która bardzo chce, która dobrze przygotowała się do meczu, pracowała i wydawało się, że ta nadzieja na zdobycz punktową była. Niestety, wyrafinowanie oraz jakość Piasta wzięły górę i był lepszy o tę jedną bramkę. Uważam, że zagraliśmy niezłe zawody, stworzyliśmy kilka sytuacji i chcieliśmy grać w piłkę. Niestety piłka jest okrutna. My musimy się znowu podnieść, ale już z nadzieją, odrobiną pozytywu po tym meczu – mówił po rywalizacji z Piastem Smyła.

Rywalizacja z Zagłębiem Lubin przyniosła w końcu upragnione punkty dla Korony. Widowisko na Suzuki Arena nie należało do najpiękniejszych, jednak pokazało, że konsekwentna praca trenera Smyły nad defensywą w końcu przyniosła efekt. Zagłębie było całkowicie bezradne. Korona w środku pola przejmowała praktycznie każdą piłkę. Goście z Lubina walili głową w dopiero co wybudowany przez Smyłę i jego zespół mur. Zwycięstwo nad Zagłębiem spowodowało, że w dole tabeli robi się coraz ciaśniej, a rywalizacja o utrzymanie będzie z meczu na mecz coraz bardziej zacięta. Przed Koroną jeszcze daleka droga, ale w końcu pojawiło się światełko w tunelu.

 

Na zdjęciu: Mirosław Smyła tchnął w koroniarzy nowego ducha.