Wydarzenie kolejki. Wyhamowana pogoń… Pogoni

Były pochwały, gratulacje i szykowanie miejsca na pierwsze mistrzostwo w historii. Teraz jednak Pogoń musi zweryfikować swoje oczekiwania, bo wpadła w potężny dołek.


W jednym z noworocznych wywiadów Jarosław Mroczek, prezes szczecińskiego klubu, zachowując odpowiedni dystans mówił, że ich celem jest miejsce w pierwszej trójce. Chłodno, racjonalnie i zapewne słusznie, choć kibicom marzyło się rzecz jasna mistrzostwo. Pogoń anonimowym klubem nie jest, ale jej gablota z tytułami pozostaje pusta.

Zaczęło się od Piasta

„Portowcy” zmarnowali doskonałą okazję na odskoczenie Legii, gdy na początku roku zasiadali na fotelu lidera – a ekstaza była wtedy wielka, pochwały spływały z każdej strony i trzeba przyznać wprost, że faktycznie były zasłużone. Przede wszystkim defensywa szczecinian imponowała, bo w 2021 rok wchodzili oni z ledwie 8 straconymi golami!

Obrona była żelazna, atak nieco mniej okazały, Pogoń zresztą bardzo często zwyciężała tylko jedną bramką – ale to działało, co było najważniejsze. Sęk w tym, że w ostatnich czterech kolejkach piłkarze trenera Kosty Runjaicia zdobyli… 1 punkt! 1 na 12 możliwych! Przewaga nad Legią zniknęła, warszawiacy wyprzedzili „Portowców” i uciekli im już na 7 „oczek”.

Taka gra Pogoni to dla wielu jej kibiców jak uderzenie obuchem w głowę. Tylko w poprzednich trzech spotkaniach szczecinianie stracili „aż” pięć goli, podczas gdy w pozostałych 17 grach… osiem. Wszystko tak naprawdę zaczęło się od „dwumeczu” z Piastem Gliwice – oba te spotkania szczecinianie grali u siebie.

Najpierw przegrali 1:2 w Pucharze Polski, a kilka dni potem bezbramkowo zremisowali ze Ślązakami w ekstraklasie. To jeszcze dało się zrozumieć, każdemu się zdarza, zresztą w tej samej kolejce swój mecz zremisowała Legia. Mogły niepokoić jednak zaskakująco często – jak na ten zespół – pojawiające się pomyłki w defensywie i te obawy okazały się słuszne. Kolejne spotkania to już 1:2 z Wisłą Kraków, 1:2 ze Śląskiem Wrocław i najświeższe 0:1 z Lechem Poznań.

Autostrada do mistrzostwa

– Na pewno czujemy zawód – mówił rozczarowany Runjaić, wypominając brak swobody i agresji w pewnych etapach meczu. – Ten jeden moment zadecydował, że przegraliśmy. Nie mamy już czasu na gdybanie. Teraz przechodzimy trudniejszy okres i musimy wyjść z niego razem. Musimy znaleźć sposób, żeby się przełamać i odbić się, jestem przekonany, że nam się uda i wrócimy do naszej serii. Po prostu trzeba spiąć pośladki i skoncentrować się, pracować, być ze sobą jako drużyna – zapowiadał niemiecki szkoleniowiec.


Czytaj jeszcze: „Portowcy” na ręcznym

– Pogoń nie zwykła przegrywać u siebie, więc tym bardziej ta wygrana jest dla nas cenna – cieszył się z kolei trener Lecha, Dariusz Żuraw.

W ostatnich siedmiu sezonach Legia po 20 kolejkach zawsze miała mniej punktów niż obecnie, co nie jest pozytywną wiadomością dla drużyn, które chcą ją ścigać. Do tego grona na pewno należą Pogoń i Raków Częstochowa, mające na koncie po 35 „oczek”, dopiero pięć punktów dalej plasuje się Lechia Gdańsk, co oznacza bardzo komfortową sytuację dla warszawiaków. Choć Legii daleko do wybitnego futbolu, to jednak do mistrzostwa prowadzi ich obecnie autostrada.

– Porażki nigdy nie są przyjemne. Trzy z rzędu nas smucą i wkurzają. To dla nas wyzwanie, żeby podnieść głowę i wypiąć klatę po tych przegranych, a potem wrócić na zwycięskie tory. Za nami dwie trzecie sezonu, więc najgorsze byłoby załamywać się na tym etapie. W naszych nogach i głowach leży odwrócenie tego trendu. Jesteśmy w stanie to zrobić – zapowiedział Jakub Bartkowski, obrońca Pogoni.


Na zdjęciu: Pogoń Szczecin ma powody do niepokoju. Kamil Drygas (na zdjęciu) jest tego świadomy.

Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus