Wyglądało to nieźle

Lechia przywiozła z Wiednia bezbramkowy remis i przez większość czasu była godnym rywalem dla tamtejszego – faworyzowanego – Rapidu.


Stolica Austrii przywitała lechistów skwarem żarzącym się z nieba. Być może jednak gdańszczanie zahartowali się co nieco podczas jeszcze bardziej upalnego wyjazdu do macedońskiego Skopje, gdzie na otwartym obiekcie – jak na patelni – mierzyli się z Akademiją. Zresztą spotkanie to nie wlało w kibicowskie serca optymizmu przed meczem z Rapidem…

Agresywni i kompaktowi

Jednak we Wiedniu wybiegła zupełnie inna Lechia. Personalnie aż tak się nie różniła, ale przez zdecydowaną większość czasu była dla gospodarzy równym rywalem. Zresztą nikt nie mógłby mieć pretensji, gdyby do przerwy przyjezdni z Polski prowadzili. W pierwszej połowie kapitalną sytuację miał bowiem Flavio Paixao, który w 25 minucie uderzał głową z dogodnej pozycji, będąc jakieś 4 metry od bramki Niklasa Hedla. Portugalczyk trafił jednak wprost w niego.

Lechia była dobrze zorganizowana w obronie. Piłkarze Tomasza Kaczmarka podeszli do rywala na poważnie, zupełnie inaczej niż na Akademiję. Byli zwarci, agresywni, kompaktowi, świetnie przesuwali. Sami też szukali okazji, ale w kilku akcjach brakowało im dokładności lub byli łapani na minimalnych spalonych – w 34 minucie Paixao trafił do siatki, ale na ofsajdzie był Christian Clemens. Zgodnie z tym, co zapowiadał urodzony we Wiedniu obrońca Lechii David Stec, mecz był szybki, ale Rapid nie potrafił zrobić z tego faktu użytku. Ataki były może i dynamiczne, ale trochę zbyt chaotyczne.

Czas uciekał

Trzeba jednak wspomnieć, że goście znad Bałtyku mieli przed przerwą trochę szczęścia. Kristers Tobers rozgrywał dobry mecz w roli defensywnego pomocnika, ale w 42 minucie wydawało się, że zagrał futbolówkę ręką i Rapidowi należał się karny. Gwizdek arbitra jednak milczał.

„Zielono-biali” z Austrii czuli, że czas im ucieka, a na wyjeździe może być trudniej, bo rywal jest naprawdę dobrze dysponowany. Dlatego im bliżej było końca, tym mocniej naciskali Lechię, co wyraźnie dało się odczuć. W kilku sytuacjach gdańska defensywa musiała interweniować w sposób ofiarny, ale duet stoperów Michał Nalepa – Mario Maloca wywiązywał się ze swoich obowiązków.

Nie zmienia to jednak faktu, że Rapidowi udało się zagrozić i po przerwie był znacznie bardziej niebezpieczny. W 69 minucie w dogodnej sytuacji przestrzelił znany z niemieckich boisk Guido Burgstaller, a w 75 minucie błąd popełnił Duszan Kuciak, niepotrzebnie wychodząc poza pole karne. Na szczęście gospodarze zmarnowali „prezent”.

Gracze Rapidu próbowali czasem uderzać z obrębu „szesnastki” bądź z jej okolic, ale Lechia broniła ciasno, wytwarzała tłok, w którym grzęzła piłka. Wiedeńczycy nie potrafili się przez to przebić, na co wpływ mógł mieć także fakt, że latem w ich szeregach doszło do wielu zmian kadrowych, przez co widoczny był brak automatyzmów. Jeśli gdańszczanie zagrają w rewanżu nie gorzej niż w czwartek, awans będzie realny.


Rapid Wiedeń – Lechia Gdańsk 0:0

Sędziował Elcin Mesiyev (Azerbejdżan). Żółte kartki: Koscelnik, Pejić – Tobers.

RAPID: Hedl – Koscelnik (61. Schick), Aiwu, Wimmer, Moormann – Pejić (61. Sattlberger), Oswald – Kuhn (84. Savić), Zimmermann (69. Kriwak), Gruell (61. Knasmuellner) – Burgstaller. Trener Ferdinand FELDHOFER.

LECHIA: Kuciak – Stec, Nalepa, Maloca, Pietrzak – Tobers (72. Kubicki), Gajos – Clemens (83. Sezonienko), Terrazzino (66. Kałuziński), Durmus (66. Conrado) – Paixao (66. Zwoliński). Trener Tomasz KACZMAREK.


Fot. twitter.com/skrapid