Wygrali bitwę na trybunach

W każdym mieście i na każdym stadionie, w którym „Los Cafeteros” przychodzi zagrać w Rosji, to widownia jest żółta od tysięcy koszulek kibiców reprezentacji z Ameryki Południowej. Tak też było wczoraj na stadionie Spartaka w Moskwie.

Yerry Mina bohaterem
Do stolicy Rosji głośni, kolorowi, uśmiechnięci i rozkrzyczani kibice kolumbijskiej jedenastki zaczęli zjeżdżać od piątku z Samary, gdzie kilka dni temu odbył się ich ostatni grupowy mecz z Senegalem, który dał im pierwsze miejsce w grupie H. W Moskwie przybywało ich z dnia na dzień. Wypełnili restauracje, ulice, wszędzie było ich pełno. Jak się szacuje i jak mówią sami fani, do Rosji przyjechało ich około 50 tysięcy! Podobnie było czy zresztą jest w przypadku innych kibiców amerykańskich reprezentacji na tegorocznym mundialu, jak Argentyńczyków, Brazylijczyków, Meksykanów czy Peruwiańczyków.

Laura Franco przyleciała na mundial z Bogoty. Przed starcem z Anglikami była pełna nadziei. – Byłam na meczu w Kazaniu z Polską i mocno wierzyłam w wygraną. Podobnie jest teraz. Mamy bardzo mocną drużynę, która w decydujących momentach pokazuje, że można na nią liczyć. Jest duża nadzieja na to, że uda nam się pokonać kolejną przeszkodę i podobnie jak cztery lata temu znowu zagrać w ćwierćfinale mistrzostw świata – mówi fachowo Laura.

To też szczególnie charakterystyczne w przypadku kibiców reprezentacji z Ameryki Południowej, że jest wśród nich mnóstwo kobiet czy dziewczyn. Pytam na kogo fani w Kolumbii liczą najbardziej czy na kapitana zespołu Radamela Falcao czy może króla strzelców sprzed czerech lat Jamesa Rodrigueza? – Najbardziej liczymy na będącego tutaj na mistrzostwach w bardzo dobrej formie Yerrego Minę. Strzelił z Polską, zdobył gola z Senegalem. Powinno być też dobrze z Anglią – uśmiechała się Laura Franco.

Obawy o bezpieczeństwo
Fani z Kolumbii byli pewni swego jeżeli chodziło o ich liczbę na trybunach stadionu Spartaka. – 60 procent stadionu będzie nasze – przekonywali. Przed stadionem było zresztą sporo osób z kartkami: „I buy a ticket” czyli kupię bilet. Sprzedających jednak nie było. Każdy chciał obejrzeć szlagier drugiej rundy MŚ.

Anglików na trybunach nie było zbyt wielu, jak to było na wcześniejszych MŚ. Ich grupowe spotkaniach obserwowała grupa 2,5-3 tys. kibiców. Wielu nie pojechało do Rosji z obawy o swoje bezpieczeństwo. – Wielu ma jeszcze w pamięci sceny z Marsylii sprzed dwóch lat z Euro, gdzie doszło do bójek pomiędzy fanami obu krajów. Teraz jeszcze doszła do wszystkiego sprawa otrucia Siergieja Skripala – tłumaczy angielski dziennikarz John Fisher.
Żurnalista z Wysp dodaje. – Na miejscu okazuje się jednak, że nie ma żadnych problemów, a gospodarze mocno się wykazują i są bardzo gościnni. W tej sytuacji na mecz z Kolumbią doleciało więcej kibiców z Anglii – tłumaczył Fisher.
Anglicy i tak byli jednak w mniejszości. To wybrańcy trenera Jose Pekermana mogli się wczoraj czuć, jak u siebie w domu, a „Vamos Colombia!” niosło się głośno na ulicach i samym stadionie.