Wygrana na pocieszenie

ŁKS zajmuje ostatnie miejsce w tabeli ekstraklasy, ale jest jeden zespół, od którego drużyna z Łodzi jest wyraźnie lepsza.


W ostatnich dwóch sezonach ŁKS grał pięć razy z Rakowem – wygrał trzy mecze na swoim boisku (2:0, 3:2 i 2:0 rok temu w I lidze) i dwa zremisował na wyjazdach (1:1 i 1:1). Te zwycięstwa nad Rakowem to jedne z niewielu radosnych chwil dla kibiców łódzkiej drużyny i aż nie wypada – by nie psuć tej radości – zwracać uwagę na fakt, że we wtorkowym meczu w Łodzi Raków zagrał w eksperymentalnym zestawieniu.

Brakowało aż pięciu zawodników z podstawowego składu z poprzedniego spotkania (Petraszka, Piątkowskiego, Babenki, Tudora i Musiolika), a Andrzej Niewulis zagrał po raz pierwszy od 14 kwietnia 2019 roku. Jeszcze dłuższą przerwę w ligowych występach miał Przemysław Oziębała – w wyjściowej jedenastce Rakowa pojawił się po raz pierwszy od marca 2018 roku. W Łodzi Oziębała znany jest głównie jako zawodnik Widzewa. Minęło już osiem lat, jak wyprowadził się z Łodzi, ale na trybunie znaleźli się tacy, którzy mu ten widzewski rozdział wypominali.

– To jest drużyna z potencjałem! – chwalił swój zespół po meczu trener ŁKS Wojciech Stawowy. – Nie było tak, że graliśmy dobrze przez cały mecz, ale było wiele akcji, które chciałoby się oglądać częściej. Zwykle irytację wśród widzów wzbudzało to, że ŁKS długo rozgrywał piłkę, ale dzisiaj to była akurat nasza silna broń.

To pozwoliło nam mieć kontrolę nad meczem i stworzyć sytuacje, które dały nam zwycięstwo. Wszyscy zagrali wreszcie z podniesionymi głowami – dwukrotnie przegrywając po samobójczych golach zdołaliśmy się podnieść i pokonać rywala.

Trudno się dziwić entuzjazmowi trenera, bo już zanosiło się, że jego powrót do ekstraklasy zakończy się serią meczów bez wygranej. Te dwa „samobóje” to ewenement – na pewno efekt pewnej nieporadności w obronie, ale i pecha, bo piłka odbijała się od obrońców, będąc poza ich zasięgiem.

Pokonanie Rakowa dało okazję Stawowemu do przypomnienia, że to on będzie prowadził zespół w I lidze i walczył o powrót do ekstraklasy. Jego zadaniem będzie odpowiednie zagospodarowanie zawodników, których ma do dyspozycji, bo z obecnego zespołu nikt już raczej nie odejdzie (ostatni był Łukasz Piątek, który po sześciu latach wraca do III-ligowej obecnie Polonii Warszawa), chociaż kibice mogą być innego zdania.

Ściągnięci zimą piłkarze maja długie kontrakty (Moros – półtora roku, Vidmajer – dwa i pół, Corral – dwa i pół, a Dominguez nawet trzy) i chcąc nie chcąc trzeba na nich stawiać. Corral błysnął trzema bramkami w ostatnich dwóch meczach – szkoda, że nie będzie mógł przedłużyć tej serii w sobotę w Kielcach, bo złapał właśnie czwartą żółtą kartkę. Z Morosem i Dominguezem będzie problem, bo kompletnie zawiedli.


Czytaj jeszcze: W Łodzi odezwały się stare demony


Te dwa gole dla Rakowa, to nie wina Corrala i Wolskiego, nominalnych „zdobywców” bramek samobójczych, a właśnie Morosa, fatalnie wyprowadzającego piłkę spod swojej bramki, co stwarzało okazje gościom.

Ekstraklasowy staż na pewno pomógł w rozwoju kariery Adamowi Ratajczykowi, Michałowi Trąbce i Maciejowi Wolskiemu, czekają na swoją szansę obecni już wiosną w ligowej kadrze Mieszko Lorens, Przemysław Sajdak i Artur Sójka, którzy może zagrają już nawet z Koroną w ostatnim meczu sezonu. Z rezerw Lechii ściągnięto ostatnio kolejnych dwóch utalentowanych zawodników Marcela Wszołka i Piotra Gryszkiewicza.

Sami młodzi-zdolni na pewno nie wystarczą jednak na I ligę i na powrót do ekstraklasy, bo ten strategiczny cel się nie zmienia. To jasne, że potrzebne będą wzmocnienia, a kibice ŁKS mają wyrobione zdanie na temat działalności dyrektora sportowego. „Przytuła, nic się nie stało!” – skandowali ironicznie podczas meczu z Rakowem.

Wygrana ŁKS w Kielcach na koniec sezonu jest całkiem realna. Widać po ostatnich meczach, że w Koronie wszyscy spuścili już głowy. Spakowali się i wyjechali do domów jeszcze przed końcem sezonu zawodnicy, których kontrakty skończyły się w czerwcu.

W miniony wtorek w Płocku Kovaczevic, Gardawski, Kiełb, Żubrowski i Forsell byli tyko w rezerwie, przeciwko ŁKS nie zagrają po kartkach Szymusik, Tzimopulos i Papadopulos. Po Rakowie i… Cracovii (2:1 i 1:0 dla ŁKS w rundzie zasadniczej), Korona może więc być trzecim zespołem, od którego ŁKS może okazać się lepszy (w tym sezonie 4:1 i 0:1). ŁKS był w tym sezonie słaby, ale… bywali gorsi.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus