Wykorzystać swój moment

Rozmowa z Jakubem Kamińskim, skrzydłowym reprezentacji Polski, wychowankiem Szombierek Bytom.


Jak pan odbiera awans do drugiej rundy mistrzostw świata?

Jakub KAMIŃSKI: – Dla mnie jest to coś niesamowitego! Po 36 latach Polska awansowała przecież do fazy pucharowej mundialu. Przyjeżdżając tutaj, do Kataru, marzyłem, żeby w ogóle w tym turnieju zagrać. Teraz mam 7 meczów w kadrze, a za chwilę okaże się, że połowa tych spotkań jest na mistrzostwach świata (śmiech). Bardzo się z tego cieszę, czuję ogromną satysfakcję. Co do tego naszego awansu, to tak jest w turniejach, że też czeka się na rezultaty innych meczów. W środę dopisało nam szczęście i teraz patrzymy na to, co jest przed nami. Patrzymy na mecz z Francją.

Z jakimi założeniami w meczu z Argentyńczykami wchodził pan – razem z Michałem Skórasiem – na boisko?

Jakub KAMIŃSKI: – Mieliśmy rozbujać boki, ale niewiele z tego wyszło. Argentyńczycy to wspaniali piłkarze, cały czas tworzyli przewagę. Messi to taki wolny elektron. Pierwszy raz na boisku miałem możliwość konfrontacji z nim i to od razu na mistrzostwach świata. To było niesamowite.

Właśnie, jak grało się przeciwko niemu, bo często schodził na pana stronę?

Jakub KAMIŃSKI: – Schodził do środka, zagrywał do kolegów takie „zawiesinki”, jak robił to w Barcelonie. Niesamowity gracz! Ze „Skórą” mieliśmy zadania, żeby coś na tych naszych bokach zaczęło się dziać, bo w pierwszej połowie często odbieraliśmy pikę, ale nie umieliśmy z tego zrobić pożytku. Były przestrzenie na bokach, ale nie wychodziliśmy do kontr. Nie udało się tego zrealizować, bo Argentyńczycy robili przewagę na skrzydłach i trzeba było skupić się na obronie.

Grał pan kiedyś w takim meczu jak ten z Argentyną, kiedy jako skrzydłowy tak bardzo był pan odcięty od podań?

Jakub KAMIŃSKI: – Nigdy nie rozgrywałem takiego spotkania, żeby było tyle pracy w defensywie. Bodajże raz Robert Lewandowski zgrał mi gdzieś tam piłkę, próbowaliśmy wyjść do kontry, ale od razu było tam trzech Argentyńczyków i niewiele w dwójkę można było zrobić. Uważam, że Argentyna – mimo porażki w pierwszym meczu z Arabią Saudyjską – wciąż jest głównym faworytem do zdobycia mistrzostwa świata. Niesamowicie operowali z nami piłką. Z boku można się przyglądać, z jaką łatwością grają, ale my zrobiliśmy swoje, jest awans i z tego trzeba się cieszyć.

Grał pan w swojej karierze przeciwko lepszej drużynie niż Argentyna?

Jakub KAMIŃSKI: – Nie. Wystąpiłem w Lidze Narodów w przegranym 1:6 meczu z Belgią, ale Argentyna to jeszcze wyższy poziom. Dla mnie to cenne doświadczenie móc rywalizować z takimi zawodnikami i pozostaje mi wierzyć i pracować tak, żeby kiedyś grać w piłkę tak, jak oni to potrafią.

Pana idolem był Messi?

Jakub KAMIŃSKI: – Tak. Dla mnie to najlepszy piłkarz wszechczasów. To moje zdanie. Zresztą grając przeciwko Argentynie to niesamowite doświadczenie, także z tego kibicowskiego punktu widzenia. U nas w Polsce ten doping jest zorganizowany, a u nich to prawdziwy żywioł. To coś niesamowitego!

Stadion 974, gdzie graliście dwa mecze, jest jedynym nieklimatyzowanym obiektem. Jak się na nim grało?

Jakub KAMIŃSKI: – Było duszno i dało się to odczuć.

A jak się gra mecz o godzinie 22.00?

Jakub KAMIŃSKI: – Specyficznie, to wiadomo, późna pora. Trochę się pospało, spędziło czas z kolegami, jakoś to zeszło. Ale ktoś powiedział, że wcześniej Polska wygrywała te trzecie mecze w grupach, bo grała o nic. Teraz przegrała, ale awans jest i na pewno to historyczna chwila dla naszego futbolu.

Z tatą, z Pawłem Kamińskim, ma pan cały czas kontakt. Co mówi? Jak to komentuje?

Jakub KAMIŃSKI: – Była taka śmieszna sytuacja. Tacie było tutaj do Kataru ciężko przylecieć, ale z dnia na dzień zdecydowałem, żeby w poniedziałek zebrał się i przyleciał. Powiedziałem mu w godzinach popołudniowych, o 13 czy 14, żeby brał wolne w pracy i przyleciał. W meczu z Argentyną był ze mną na trybunach. Był niezwykle szczęśliwy, wszystko nagrywał telefonem. Dla niego to wszystko także jest niesamowite. Opowiem taką historię… Kiedy w 2014 roku odbywał się mundial w Brazylii, to powiedział mi: „Kuba ty na mundial w Katarze pojedziesz”.

Czyli przepowiedział to?

Jakub KAMIŃSKI: – Tak, dokładnie. Tata to przewidział! Liczę teraz na to, że z tym szczęściem ogramy również Francję. Tata miał zostać tutaj do piątku, ale nie mogłoby go zabraknąć na meczu z Francją. Już po spotkaniu z Argentyną mówiłem mu, że musi przedłużyć swój pobyt o kolejne dni! Szkoda, że mama tego wszystkiego nie doczekała, że nie widzi mnie w akcji. Ale w końcówce spotkania z Argentyną zadbała chyba z góry o to, żebyśmy nie stracili kolejnej bramki i żeby taki piłkarz jak Lautaro Martinez w bardzo dobrej sytuacji przestrzelił.

W niedzielę gramy o ćwierćfinał mundialu z Francją. Jak podchodzi pan do pojedynku z mistrzem świata i jak pana zdaniem ten mecz powinien być rozgrywany?

Jakub KAMIŃSKI: – Po meczu z Argentyną, jak to powiedział trener Michniewicz, wszystkim odeszły już wody po awansie i może teraz to wszystko puści (śmiech). No co? My już nie mamy nic do stracenia. Dobrze wiemy, z kim gramy. Drużyna mistrza świata mocno się nie zmieniła. Mają niezwykle mocny skład i z powodzeniem mogliby wystawić dwie czy trzy jedenastki na nas i dalej byliby faworytem. Ale tak jak mówię, może teraz nas „puści”. Zobaczymy, jak trener Michniewicz do tego podejdzie i jaki będziemy mieli plan na mecz. Trzeba wykorzystać ten moment!

Rozmawiał i notował w Doha Michał Zichlarz


Na zdjęciu: Jakub Kamiński w starciu z Nahuelem Moliną (nr 26).

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus