Wymiana krwi jest korzystna

Tomasz MUCHA: Kto z naszych zrobił na panu największe wrażenie w Londynie?

Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Bardzo mi się podobała żeńska sztafeta 4×400.

Chodzi o urodę dziewczyn?

Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Nie, o walkę, to co na bieżni zrobiły, no i oczywiście to, co zrobiła na 400 Justyna Święty-Ersetic. Oczywiście tradycyjnie Adam Kszczot i Marcin Lewandowski byli klasą dla siebie, szkoda, że „Lewemu” zabrakło 2-3 metrów bieżni, żeby jeszcze wyprzedzić tego młodego Ingebrigtsena, który wygrał 1500 metrów. I tak dzień później Norweg zdobył złoto na 5000, więc po co mu dwa, nie można być zbyt pazernym… Bardzo dobrze wypadli tyczkarze, choć nie zdobyli medalu, ale to nie ich wina, bo to, co działo się w tym konkursie, to był jakiś kosmos.

Fot. Michał Chwieduk/400mm

I już? Nie doceni pan młodszych kolegów po fachu? W młocie zdobyliśmy cztery medale – jedną trzecią wszystkich…

Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Cieszę się, że Wojtek Nowicki wygrał z Pawłem Fajdkiem.

Ooo, to trzykrotny mistrz świata się teraz na amen obrazi…

Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Dlaczego? Uważam, że dla rozwoju konkurencji taka „wymiana krwi” jest zdrowa. Patrząc na całą karierę Pawła, nic się nie stanie, jak raz wygra Wojtek. To na pewno będzie mobilizujące dla obydwu. Cieszy mnie powrót na podium po czterech latach Joanny Fiodorow. A Anita, no cóż tu komentować; umówmy się, mogła przegrać tylko sama ze sobą.

Czwarta była Malwina Kopron, ale brązowa medalistka mistrzostw świata w Londynu notuje regres…

Szymon ZIÓŁKOWSKI: – No coś nie zagrało w tym sezonie – Malwina rzuca i dużo bliżej i gorzej technicznie. To może być to samo, co słyszę od Roberta Urbanka, który niby trenuje najwięcej w karierze, a wyniki są słabsze. Niestety, w sporcie nie ma takiego przełożenia, jak w kopaniu, że jak się więcej pomacha łopatą, to rów będzie głębszy.

Skoro przeskoczyliśmy na dysk – największy zawód to Piotr Małachowski, który nie wszedł do finału?

Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Piotrek chciał coś sobie udowodnić, bo pomimo słabszego sezonu, widać było na mistrzostwach Polski, że wszystko jest na dobrej drodze. Ale nie był jedyny. Mistrz olimpijski Christoph Harting po Rio też się zarzekał, że teraz to będzie bił co rok rekord świata, bo to takie proste, a również odpadł w eliminacjach, i to u siebie. Generalnie nie ma co płakać, takie rzeczy zdarzały się najlepszym. Piotrek już wiele dokonał, wie, co robi, a teraz ma jeden cel: medal na igrzyskach w Tokio i trzeba pozwolić mu do tego dążyć. Bardziej zawiodła mnie sztafeta męska 4×400…

Przy fenomenalnym starcie koleżanek, trudno, żeby było inaczej…

Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Ale od rekordzistów świata i mistrzów pod dachem mamy prawo wymagać więcej niż piąte miejsce. Czas finału też nie był wiele lepszy od tego z eliminacji, choć przecież skład był wzmocniony dwójką złotych sprinterów z Birmingham. Z drugiej strony to ostatni moment, żeby dostać mokrą szmatą przez łeb, bo igrzyska już za dwa lata. W przyszłym roku byłoby już za późno. Jeżeli chłopcy myślą, żeby walczyć o medale w Tokio, to taki kubełek zimnej wody im się przyda.

Generalnie jednak jest lepiej niż gorzej, prawda?

Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Oczywiście! Większość z naszych startowała przynajmniej dobrze, nawet jeżeli nie zdobywali medali, bili rekordy życiowe, jak 400-metrówki i 800-metrowcy. Na dodatek było dużo czwartych miejsc, zabrakło trochę szczęścia, kilku setnych sekundy lub grubości paznokcia do medalu Rozmysa na 800 m czy Czykiera na płotkach. Szkoda, że nie mieliśmy żadnej z naszych dwóch obiecujących oszczepniczek, Marii Andrejczyk i Marceliny Witek, które nie potrafią się pozbierać.

Na miejscu władz PZLA pan wysłałby Witek do Berlina i uniknął tego „hałasu” przed mistrzostwami?

Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Na miejscu Witek sam w ogóle nigdzie nie chciałbym jechać. W ogóle nie rozumiem, czemu cały czas startowała, choć rzucała dramatycznie słabo, 15 metrów bliżej niż na początku sezonu. Przecież to dołujące, w ten sposób samemu wyrządza się psychiczną krzywdę. To już lepiej poddać się porządnej rehabilitacji lub treningowi. Szkoda, bo poziom w Europie jest przeciętny, była wielka szansa na medal.

A propos poziomu, czy poza niesamowitym konkursem tyczkarzy, które konkurencje mistrzostw były także na światowym poziomie?

Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Ogólnie poziom był dość dobry. Rzadko w finale mistrzostw Europy było złamane 10 sekund na 100 metrów mężczyzn i 20 sekund na 200 metrów, w tym drugim niemal wszyscy biegli szybko. Szybkie były 400 płotki z bardzo dobrymi wynikami. To samo na płaskim, gdzie było bardzo blisko rekordu Europy. Gdyby Brytyjczyk Hudson-Smith w półfinale nie zwolnił, wynik Thomasa Schoenlebe 44,33 zostałby wymazany. Ale było też kilka, które w ogóle nie zachwycały – trójskok, oszczep i dysk kobiet, gdzie wystarczyło rzucić 57 metrów, by być w ósemce – kilka lat temu jeszcze nie do pomyślenia. Ale powiem panu jeszcze, co mi się naprawdę bardzo nie podobało…

Mianowicie?

Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Pomysł dekoracji poza stadionem, przeniesiony żywcem z igrzysk olimpijskich. Uważam go za poroniony. Jasne, tak jest wygodniej organizatorom, bo nie trzeba przerywać zawodów na stadionie, ale możliwość wyjścia po medal na płytę to przeżycie dla sportowca niezapomniane, jedyne w swoim rodzaju, monumentalne. Natomiast jestem pod wrażeniem poziomu realizacji telewizyjnej, za który odpowiadali Brytyjczycy. Było widać, że tych kamer mieli „milion”, i z różnych perspektyw, czego dowodem możliwość odrębnego przekazu pod Polaków. To naprawdę fajnie się oglądało z fotela.