Wymuszona zmiana

15 września ub. roku, w meczu 10 kolejki zaplecza ekstraklasy, Rafał Leszczyński, bramkarz Podbeskidzia, zaliczył swój ostatni jesienny występ w rywalizacji o ligowe punkty. „Górale” zremisowali wówczas 2:2 na wyjeździe z GKS-em Tychy. Ten występ, jak również kilka wcześniejszych, nie należał do najlepszych w wykonaniu zawodnika, który graczem bielskiego zespołu został latem 2016 roku. Stąd też na następny spotkaniu trener Krzysztof Brede zdecydował o zmianie między słupkami. Już do końca jesiennej rywalizacji podstawowym bramkarzem Podbeskidzia był Wojciech Fabisiak. „Leszczu” między słupki wrócił raz, na przegrany 2:3 mecz Pucharu Polski przeciwko Wiśle Sandomierz.

Przeciążenie Fabisiaka

Jeszcze w trakcie trwania poprzedniej rundy trener Brede, pytany o sytuację wśród bramkarzy, podkreślał, że w zespole ma dwóch równorzędnych golkiperów. Podczas zimowych sparingów obaj bronili w zasadzie po równo i do końca nie było wiadomo, których z nich wybiegnie w podstawowej jedenastce na inaugurujący wiosnę mecz ze Stalą Mielec. Obstawialiśmy, że będzie nim Fabisiak, tymczasem w meczowym zestawieniu pojawił się Leszczyński. Przyczynę takiego posunięcia wyjaśnił po spotkaniu szkoleniowiec bielskiego zespołu. – To była dla nas trudna decyzja, ale po przemyśleniach uznałem, że Rafał będzie numerem jeden na mecz przeciwko Stali. Decyzję „ułatwiło to”, że Wojtek Fabisiak doznał lekkiego urazu.

Nazwałbym to raczej przeciążeniem – powiedział Krzysztof Brede i wszystko stało się jasne. – Gdybyśmy nie mieli dwóch równorzędnych bramkarzy, to Wojtek zagrałby na środkach przeciwbólowych, ale nie było takiej potrzeby. Takie ryzyko nie byłoby fair względem Rafała Leszczyńskiego, który w ostatnich meczach na obozie w Turcji wyglądał bardzo dobrze. Uratował nas w dwóch sytuacjach. Miało to duże znaczenie, że zagrał ze Stalą od pierwszej minuty – doprecyzował opiekun ekipy spod Klimczoka.

Ostatni do pretensji

Warto zatem przeanalizować, jak Leszczyński poradził sobie w sobotę. Podbeskidzie przegrało 0:2, a więc nie można powiedzieć, że powrót do bramki był udany. Niemniej jednak „Leszczu” nie miał zbyt wiele do powiedzenia przy bramkach zdobytych przez drużynę Stali. Szczególnie przy pierwszej z nich, kiedy Krystian Getinger zbyt łatwo przedarł się przez obronę „górali” i uderzył bardzo mocno, w kierunku dalszego słupka. Był to strzał z kategorii tych nie do obrony. Jeżeli chodzi o drugiego gola, to znów zawiedli koledzy Leszczyńskiego z linii defensywnej, którzy nie powinni pozostawić bez opieki na trzecim metrze przed bramką Łukasza Janoszki.

Bramkarz bielszczan błysnął w pierwszej połowie spotkanie, kiedy to w świetnym stylu obronił strzał Sergio Mendiguchii. Na dodatek nieźle grał w powietrzu, a także często rozprowadzał piłkę nogami. W tym elemencie popełnił jeden błąd, ale bez żadnych konsekwencji. Prywatnie zatem „Leszczu” rozegrał dobre zawody i na pewno jest jednym z ostatnich piłkarzy, do którego można mieć pretensje za porażkę ze Stalą. O tym, czy taki występ pozwoli mu zachować miejsce w wyjściowym składzie na kolejne mecze przekonamy się niebawem.

 

Na zdjęciu: W meczu przeciwko Stali Mielec Rafał Leszczyński skapitulował dwa razy.