Wynik satysfakcjonujący, ale…

W Niepołomicach niespodzianki nie było – faworyzowana Miedź zapewniła sobie przepustkę do półfinału Pucharu Polski, skromnie wygrywając z pierwszoligową Puszczą. Zwycięskiego gola dla beniaminka ekstraklasy zdobył niezawodny Petteri Forsell z rzutu wolnego. Fin uderzył z 35 metrów, bramkarz gospodarzy Miłosz Mleczko interweniował neizbyt przekonująco, piłka przed nim skozłowała i zatrzymała się dopiero w siatce.

Była dopiero 2. minuta meczu i goście wydawali się mieć wszystkie atuty w ręku. Plan taktyczny podopiecznych trenera Tomasza Tułacza legł w gruzach. – Szybko stracona bramka wymusiła na nas zmianę taktyki – przyznał kapitan gospodarzy, Michał Mikołajczyk. – Nasze przedmeczowe plany błyskawicznie zostały zweryfikowane. Mieliśmy dużo stałych fragmentów gry, ale żadnego nie udało się zakończyć zdobyciem gola. Czujemy niedosyt, bo ten mecz nie wyglądał tak, jak byśmy chcieli.

Po stracie gola piłkarze Puszczy zachowywali się jak bokser, który został posłany na deski. Miedź rozgrywała akcje spokojnie i mogła się nawet pokusić o podwyższenie prowadzenia. W 16 minucie Artur Pikk zamiast oddać strzał na bramkę rywali, padł w polu karnym jak rażony piorunem. Sędzia Zbigniew Dobrynin był blisko całej akcji i nie dał nabrać się na teatralny upadek Estończyka. Dodajmy, że była to szopka wzięta żywcem z prowincjonalnego teatru.

Puszcza próbowała się odgryzać bardziej renomowanemu przeciwnikowi, ale jej akcje zaczepne kończone były zbyt anemicznymi strzałami, by Anton Kanibołockij dał się zaskoczyć. Bramkarzowi „Miedzianki” najwięcej kłopotów sprawił Łukasz Szczepaniak (30 min.), ale Ukrainiec końcami palców sparował futbolówkę. Niewiele brakowało, by jeszcze w I połowie goście stracili jednego zawodnika. Mateusz Żyro w ciągu 100 sekund dwukrotnie popełnił faule, które kwalifikowały się do pokazania żółtej kartki. Za drugim razem (34 min.) arbiter okazał się wyrozumiały i poprzestał na słownym upomnieniu.

Do końca I połowy trwała wymiana ciosów – w 38 minucie indywidualną akcją popisał się Fabian Piasecki, minął dwóch obrońców przeciwnika, lecz po jego uderzeniu w tzw. długi róg minimalnie chybił celu. Minutę później próbował szczęścia Wiktor Żytek, lecz uderzył z 14 metrów w środek bramki i Kanibiłockij nie miał prawa skapitulować.

Początek II połowy był nudny, gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska. Obraz gry ożywił rzut wolny Forsella (63 min), lecz tym razem Mleczko nie dał się zaskoczyć. W 77 min gościom skórę uratował Kanibołockij, który obronił nogami strzał Konrada Stępnia z pola karnego.

Atakujący zapamiętale gospodarze nadziewali się na kontry rywali, którzy w 91 minucie mieli obowiązek umieścić piłkę w siatce. Mający przed sobą tylko bramkarza Puszczy Mateusz Szczepaniak zamiast oddać strzał podał piłkę Rafałowi Augustyniakowi, który trafił w nogi obrońców gospodarzy. Kolejna próba Fabiana Piaseckiego też spaliła na panewce.

Mieliśmy dobrze rozpracowaną Puszczę, trener Nowak pokazał nam kilka schematów, które preferują gospodarze – przyznał kapitan Miedzi w tym meczu, Rafał Augustyniak. – Dlatego rywale nas nie zaskoczyli, a gol Petteri Forsella ustawił mecz. Następny mecz pucharowy chcielibyśmy zagrać u siebie, lecz naszym celem jest występ w finale na Stadionie Narodowym i zdobycie tego trofeum.

Puszcza Niepołomice – Miedź Legnica 0:1 (0:1)

0:1 – Forsell, 2 min (wolny).

Sędziował Zbigniew Dobrynin (Łódź).

PUSZCZA: Mleczko – Bartków, Stawarczyk, Stępień, Mikołajczyk – Ł. Szczepaniak, Kotwica, Stefanik (62. Orłowski), K. Nowak, Żytek – Tomalski (73. J. Bąk). Trener Tomasz TUŁACZ.

MIEDŹ: Kanibołockij – Miljković, Musa, Żyro – Ojamaa, Fernandez, Augustyniak, Santana, Pikk (68. Camara) – Forsell (87. M. Szczepaniak), Piasecki. Trener Dominik NOWAK.

Żółte kartki: Żytek – Pikk, Żyro, Augustyniak, Miljković.

 

Na zdjęciu: Rafał Augustyniak (z prawej) w Niepołomicach poprowadził Miedź do zwycięstwa.