Wysoko, agresywnie z polotem i chęciami

Dominik Połap wpasował się do linii obronnej GKS-u Tychy jak oryginalna część fabryczna.


Punkt wywalczony przez GKS Tychy w niedzielnym meczu wyjazdowym z Górnikiem Łęczna pozwolił drużynie Artura Derbina awansować na czwarte miejsce w tabeli I ligi. Oczywiście jest to pozycja tymczasowa, bo już w środę większość kandydatów do uplasowania się w czołówce odrobi październikowe zaległości i dopiero wtedy będziemy mogli stwierdzić, że klasyfikacja oddaje rzeczywisty układ sił przed jesiennym finiszem, ale i tak tyszanie wracali do domu zadowoleni.

– Zagraliśmy w Łęcznej dobry mecz – mówi trener tyszan. – Szczególnie w pierwszej połowie. Graliśmy wysoko, agresywnie z polotem i chęciami. Zabrakło co prawda wypracowania stuprocentowych okazji, ale było kilka groźnych strzałów i ciekawych akcji. Po przerwie gra się wyrównała i nadzialiśmy się na szybki atak gospodarzy po naszej stracie piłki na ich połowie.

Straciliśmy gola, po którym zareagowaliśmy jak na zespół z charakterem przystało. Błyskawicznie odpowiedzieliśmy bramką i poszliśmy za ciosem, bo wypracowaliśmy jeszcze dwie dobre okazje. To był ten moment, w którym mogliśmy się pokusić o zwycięstwo, ale nie udało się nam zakończyć tych akcji trafieniem i w końcówce musieliśmy bronić remisu. Duża w tym zasługa Konrada Jałochy, który wyliczył, że jest to jego setny występ w GKS-ie Tychy (94 w I lidze i 6 w Pucharze Polski – przypisek red.) i chciał go uczcić grą na zero z tyłu. To mu się co prawda nie udało, ale interwencjami w końcówce uratował nam punkt i może być z tego występu zadowolony.

Ciasteczko na tacy

A dodajmy, że bramkarz GKS-u Tychy znowu miał przed sobą przemeblowaną obronę. Tym razem na jej prawej stronie zabrakło Bartosza Szeligi.

– Na sobotnim rozruchu Bartek poczuł ból w łydce – dodaje szkoleniowiec GKS-u. – Wsiadł z nami do autokaru i pojechał do Łęcznej, gdzie jeszcze poddany został zabiegom, ale uznaliśmy po nich, że nie ma sensu ryzykować i narażać Bartka na pogłębienie kontuzji. Gdyby zagrał to mógł nam wypaść na dłużej, a tak to już na najbliższy mecz z Miedzią powinien być gotowy do gry. Tym bardziej, że mamy w kadrze Dominika Połapa i zastosowaliśmy „zamiennik”, który zdał egzamin.

Można powiedzieć, że dopasował się do obronnego łańcucha jak „oryginalna część fabryczna” i miał też udział w naszej zdobyczy bramkowej. To po jego wrzutce Szymon Lewicki przyjął piłkę w polu karnym Górnika i wyłożył ją idealnie na strzał. Nemanja Nedić miał więc „ciasteczko na tacy” i zdobył swoją pierwszą bramkę dla naszego zespołu.

Kosztował dużo sił

W ostatnim kwadransie spotkania przewaga Górnika Łęczna była jednak bardzo wyraźna i można było odnieść wrażenie, że tyszanom brakuje sił. Mimo to, z wyjątkiem zmiany na skrzydle, na którym Sebastian Steblecki zastąpił Łukasza Monetę, w składzie nie nastąpiły roszady.

– Widzieliśmy, że po zmianach w formacji ofensywnej Górnika, nasi przeciwnicy zaczynają osiągać przewagę fizyczną – twierdzi Artur Derbin. – Zdawaliśmy sobie też sprawę, że – szczególnie w drugiej linii – naszych zawodników ten mecz kosztował dużo sił. Oskar Paprzycki potrzebował zmiany, ale z kolei zespół potrzebował jego wzrostu. Nie pozostało nam więc nic innego jak tylko zza linii podpowiadać, motywować i mobilizować tych, którzy byli na murawie i myślę, że z końcowego efektu możemy być zadowoleni.


Czytaj jeszcze: Szybkie wyrównanie i jest punkt dla ekipy Derbina

Zdobyliśmy cenny punkt. Jak zwykle w piłce nożnej po remisie człowiek czuje niedosyt, bo były okazje na strzelenie zwycięskiego gola, ale szczerze powiedziawszy w końcówce przeciwnicy byli bliżej trzech punktów w tym: dobrym, szybkim, rozegranym na dużej intensywności i trzymającym do końca w dużym napięciu meczu drużyn z czołówki I ligi.


Fot. Dorota Dusik