Wyspiarska przestroga dla Rakowa

Na półmetku sezonu Raków Częstochowa zgromadził 36 punktów. To najlepszy wynik od lat. Ostatnią drużyną, która w pierwszej rundzie zaplecza ekstraklasy osiągała lepsze wyniki, była Flota Świnoujście. Jesienią 2012 roku, po 17 kolejkach, legitymowała się 40-punktowym dorobkiem i… finalnie nie awansowała do elity. O ile jednak wtedy postawa „wyspiarzy” (dziś rywalizują w „okręgówce”) budziła ogólną sensację, o tyle częstochowianie po prostu robią swoje, krocząc sumiennie przygotowywaną od dawna ścieżką.

Beniaminków trudno złamać

Trudno pisać o Rakowie jako o największym wygranym minionej rundy, bo w tym klubie nie zostawia się niczego przypadkowi. Śmiemy twierdzić, że współczynnik osiąganych wyników do stopnia przedsezonowych oczekiwań najbardziej zakrzywiony in plus został nie w Częstochowie, a Suwałkach, Bytowie i Poznaniu. Te miejsca uwzględniano raczej w gronie kandydatów do zniknięcia z pierwszoligowej mapy. Wigry mocno odmłodziły zespół i plasują się na bezpiecznej pozycji nad strefą spadkową. Mimo tego, w ostatnich dniach pracę stracił trener Kamil Socha! Co świadczy o tym, że apetyty działaczy mogły zostać rozbudzone…

Czołówkę tabeli długo szturmowała z kolei Bytovia, czyli „wdowa po Druteksie”, która po stracie sponsora tytularnego miała w ogóle nie wystartować, a zaczęła sezon w imponującym stylu. Teraz – choć nie wygrała od ośmiu kolejek – jest w środku tabeli. Imponować może Warta. Niespodzianką był sam awans beniaminka z Wielkopolski, który już wiosną zmagał się z problemami finansowymi. Rundę zaczęto w Poznaniu w klimacie dużej niepewności, na stadionie w Grodzisku, z niejasną sytuacją właścicielską. Drużyna prowadzona przez charakternego Czecha Petra Nemca nie dała się złamać, ma już na koncie ponad połowę punktów potrzebnych do utrzymania, a teraz powinno być jej coraz łatwiej.

Nie traćcie nadziei

Inni beniaminkowie też nie mają się czego wstydzić. Na miarę swoich możliwości walczy Garbarnia, zamykająca obecnie tabelę, a jej I-ligową przygodę można porównać do tej, którą przed kilkoma laty przeżył Rozwój Katowice. Też klub z dużego miasta, też przyszło mu grać na miejskim stadionie, też zaplecze ekstraklasy było po prostu zbyt wysokimi progami. „Brązowi” jednak walczą, przeżyli kilka miłych momentów, urwali punkty choćby dwójce przodowników – Rakowowi i ŁKS-owi, z którym wygrali. Łodzianie są wiceliderem i mierzą w trzeci z rzędu awans, ale – umówmy się – to beniaminek tylko z nazwy. Dużo jakości w I-ligowe szeregi wniósł też GKS Jastrzębie, na którego mecze – co nie uszło uwadze Polsatu Sport – patrzy się z przyjemnością.

Trochę statystyk z historii? W dwóch poprzednich latach lider półmetka (dwukrotnie: Chojniczanka) finalnie nie awansował do ekstraklasy. Że nadziei nie ma co tracić, udowadniał Górnik Zabrze (2016 rok, 8. miejsce po 17. kolejce) i Zagłębie Sosnowiec (2017, 10.). Warto z kolei zauważyć, że takich zwrotów akcji mniej bywało na dnie tabeli. Rok temu w analogicznym momencie sezonu strefę spadkową tworzyły Olimpia Grudziądz, Górnik Łęczna i Ruch Chorzów, które grają dziś w II lidze. To tylko pokazuje, jaka skala wyzwania stoi m.in. przed GKS-em Katowice… Nim zapadniemy w zimowy sen, rozegrane zostaną jeszcze cztery kolejki. Wiosną czasu na odrabianie strat będzie serdecznie mało.