Wzloty i upadki mundialu w Katarze

Historyczne mistrzostwa, bo pierwsze w kraju arabskim, trwają w najlepsze. Co na plus, co na minus?


Korespondencja z Kataru Michał Zichlarz

Zachodnie media, w tym także niestety niektóre polskie, nakręcały i nakręcają histerię wokół katarskiego turnieju. Że przy budowie stadionów ginęli ludzie, że łamane są prawa człowieka, że nie można nosić tęczowych opasek i pić piwa. Równie dobrze tych, co to piszą, można by oskarżyć o rasizm, że nie bardzo podoba im się turniej w pierwszym arabskim kraju. Ale zostawmy politykę na boku. Jak to wszystko wygląda tutaj na miejscu? Jak wszystko ocenić? Są niedociągnięcia, jak na każdej dużej imprezie, ale jedno trzeba miejscowym przyznać – starają się jak mogą, żeby wszystko dobrze funkcjonowało.

NA PLUS

Stadiony. Robią niesamowite wrażenie! Wydano krocie na ich budowę, ale efekt zapiera dech w piersiach. Są przestronne, o fantastycznych kształtach, do tego funkcjonalne i… pachną jeszcze nowością. Lusail Iconic Stadium, na którym za niespełna dwa tygodnie zostanie rozegrany finał mistrzostw świata, nawiązuje do łodzi. Ma pojemność prawie 90 tysięcy. Z zewnątrz pokrywa go złota fasada, a wieczorem, kiedy jest podświetlony, robi jeszcze większe wrażenie. Klimatyzowany jest poprzez pobieranie energii słonecznej, nie wytwarza więc śladu węglowego. Ekolodzy mogą być dumni. Stadion 974? Zbudowany został z… kontenerów. Winda jeździ między kontenerami, które widoczne są z zewnątrz. Do ubikacji na stadionie wchodzi się do kontenera. Oczywiście wewnątrz obiektu nic nie zdradza, że do budowy użyto takiego niespotykanego materiału. Dlaczego nazwa 974? Bo raz, że do budowy zużyto tyle kontenerów, a dwa – to kod telefoniczny do Kataru. Sprytne.

Transport. Do transportu tysięcy fanów z całego świata potrzeba odpowiedniej infrastruktury. Kibice muszą przejechać przecież z jednego miejsca na drugie. Temu służy nowoczesne metro. Linie czerwona, złota czy zielona przewożą fanów szybko i w komfortowych warunkach, choć jasne, jak gra Brazylia czy Argentyna, to tłok jest niemiłosierny wszędzie. Fanów i dziennikarzy przewożą też specjalne busy firmy transportowej Karwa. Jej napisy są jednak poprzyklejane, bo nie jest ona sponsorem mundialu. Zresztą ochroniarze nie wpuszczają na stadion nikogo choćby z butelką wody, na której jest logo innego producenta niż sponsor mundialu. Wodę można wziąć, ale naklejkę trzeba usunąć.

Kibice. Gra się dla kibiców, a tych do Kataru przejechały setki tysięcy, szczególnie z krajów Ameryki Południowej, czyli Argentyny, Brazylii czy Ekwadoru. Mocno zaznaczyli też swoją obecność fani z Meksyku. Jednego z kibiców „Canarinhos” – który mieszka pokój ode mnie na osiedlu Barawa Barahat Al Janoub w miejscowości Al. Wakra – pytam, dlaczego w odróżnieniu od kibiców choćby z Argentyny nie są tak głośni.

W akcji kibice Ekwadoru. Fot. Michał Zichlarz

– W Argentynie jest tak, że obojętnie jakiemu klubowi byś nie kibicował, to zawsze wspierasz też reprezentację. U nich klub i reprezentacja to ten sam poziom, wspierasz je tak samo. W Brazylii jest inaczej. U nas na pierwszym miejscu jest klub. Reprezentacja to inna sprawa. Zresztą na wyjazd do Kataru mogło sobie pozwolić niewiele osób, bo to wszystko olbrzymie koszty. Przyjechali więc ci, co mają pieniądze. W Argentynie to coś innego. Oni są w stanie się zapożyczyć, byle tylko przyjechać na mistrzostwa dopingować swoją drużyny – tłumaczył mi kibic, jak powiedział, najważniejszego klubu z Rio de Janeiro, czyli z Vasco da Gama.

Pogoda. Po raz pierwszy w prawie już stuletniej historii mistrzostw świata są one rozgrywane o takiej nietypowej porze roku. Straszono, że będzie ciężko, że będzie źle. Na dodatek my mieliśmy mieć jeszcze trudniej, bo przecież dwa spotkania w grupie C rozgrywaliśmy na nieklimatyzowanym stadionie 974. Tymczasem naprawdę nie jest źle. Owszem, rano czy w godzinach południowych jest gorąco i żar leje się z nieba, ale potem – późnym popołudniem –jak za pstryknięciem wszystko znika i robi się przyjemny chłodek.

Infrastruktura. Katar uchodzi za jeden z najbogatszych krajów na świecie. Widać to na miejscu. Wspaniałe rozbudowane autostrady, które nierzadko mają nawet siedem pasów, nowoczesna architektura, olbrzymie i luksusowe osiedla dla miejscowych. To wszystko w państewku, które ma powierzchnię naszego województwa świętokrzyskiego. Na energii się tutaj nie oszczędza.

Podświetlony stadion Al Thumama w Dosze robi wrażenie. Fot. Michał Zichlarz

Wieczorem i w nocy wszystko jest oświetlone. Są tutaj nawet dziesiątki kilometrów ścieżek rowerowych, a co kilkadziesiąt metrów stoją lampy, żeby można było pojeździć o zmroku, bo za dnia przy tych temperaturach się nie da. Tak patrzę na miejsce, gdzie akurat rezyduję w Al Wakr, to praktycznie pustynia, a rowerowych ścieżek w bród. Żadnego rowerzysty przez dwa tygodnie pobytu tutaj jednak nie zauważyłem.

Gwiazdy. Do Kataru, na zaproszenie FIFA, przyjechały gwiazdy futbolu z przeszłości. Cześć z nich, jak na przykład były świetny bramkarz reprezentacji Szwajcarii Pascal Zuberbuhler, który wsławił się tym, że na mundialu w Niemczech w 2006 roku nie puścił ani jednego gola, jest w komitecie technicznym, który po MŚ przygotuje specjalny raport na temat katarskiego mundialu. Są też inni, jak świetny niemiecki napastnik Juergen Klinsmann, inny bramkarz Faryd Mondragon, Urugwajczyk Diego Forlan czy włoski szkoleniowiec Alberto Zaccheroni. Z kolei przed meczem Kamerunu ze Szwajcarią odbyła się miła uroczystość. Na murawę stadionu, w asyście prezydenta FIFA Gianniego Infantino i prezesa Kameruńskiej Federacji Piłkarskiej samego Samuela Eto’o, wyszła inna wielka gwiazda „Nieposkromionych Lwów”, a chodzi o 70-letniego już Rogera Millę. Otrzymał wyróżnienie, nagrodę „Classic Player FIFA”. Milla, 77-krotny reprezentant Kamerunu i strzelec 43 goli w narodowych barwach kameruńskiej jedenastki, jest najstarszym zawodnikiem w historii finałów MŚ, który trafił do bramki. Gola na mundialu w Stanach Zjednoczonych w 1994 w starciu z Rosją strzelił, kiedy miał 42 lata! Na telebimie przypomniano jego wspaniałe bramki i tańce radości z MŚ 1990, które dały Kamerunowi sensacyjny wtedy ćwierćfinał mundialu. – Milla! Milla – skandowali kibice na Al Janoub Stadium, oddając hołd wielkiemu zawodnikowi.

NA MINUS

Ceny. Sam przylot i zakwaterowanie w Katarze stwarzał dla kibiców, a też oczywiście dziennikarzy problem. Koszty były, czy są niemałe. Na miejscu gospodarze, jak przy okazji każdej dużej imprezy, starają się wykorzystać sytuację. Spaceruję po starym suku, starej części miasta w miejscowości Al Wakra, gdzie rezyduję. W restauracji South Pearl kawa normalnie kosztuje 3 katarskie riale, sprzedawca rozkłada jednak ręce i z uśmiechem mówi, że cena w czasie MŚ to 12 riali czyli około 15 złotych. Szczytem wszystkiego są jednak ceny w biurach prasowych. Na Khalifa International Stadium cena jabłka – jednego – to rekordowe 15 riali czyli prawie 20 złotych! Często je się w przysłowiowym biegu, więc nie ma opcji. Nie można liczyć też, wzorem choćby poprzednich mistrzostw, na butelkę darmowej wody, co przy tych temperaturach, z którymi mamy tu, na miejscu w Katarze do czynienia, nie jest w porządku.

Klimatyzacja. Osoby z którymi tutaj rozmawiam, a które w Katarze mieszkają od lat, mówią, że mamy do czynienia z anomalią pogodową, bo normalnie o tej porze roku w grudniu czy pod koniec listopada temperatura powinna oscylować w granicach 20 stopni, a nie 30 czy więcej, jak ma to miejsce teraz. Przed naszym meczem z Arabią Saudyjską tydzień temu, który rozegrany został w prażącym słońcu o 16.00 miejscowego czasu, asfalt dosłownie się topił. Od czego jednak jest klimatyzacja? Znajduje się ona wszędzie. Na 7 z 8 aren piłkarskiego mundialu przyjemnie chłodzi.

Zbudowany z kontenerów Stadion 974. Fot. Michał Zichlarz

Czasami jednak chłodzi tak, że jest wręcz zimno, więc bez bluzy czy kurtki się nie obejdzie. Nie raz w autobusach dowożących kibiców i dziennikarzy na mecz są krzyki w kierunku kierowców, żeby wyłączyli bądź zmniejszyli nawiew. Z zimna nie idzie wytrzymać. Z tej klimatyzacji sporo osób też kaszle. Przyjemne są wieczory i noc, jak u nas pod koniec sierpnia. W nocy bez klimatyzacji w pokoju absolutnie idzie się obejść.

Kolejki. Zaraz po przylocie do Kataru chciałem wymienić pieniądze, euro na riale. Kolejka była tak wielka i przesuwała się w tak żółwim tempie, że zrezygnowałem. Lepiej było wybrać kasę w bankomacie. Że za prowizję? No cóż, tak bywa. Kolejki towarzyszą na każdym kroku, w supermarkecie czy raczej markecie, gdzie trzeba taniej kupić coś do zjedzenia niż w prasowych biurach, czy do tego, żeby w ogóle wsiąść do autobusu. To plus i minus mundialu w Doha. Z jednej strony kapitalna sprawa, bo przecież turniej rozgrywany jest praktycznie w jednym miejscu, ale też taka liczba ludzi musi nastręczać kłopoty. Da się jednak wytrzymać. Teraz będzie luźniej, bo 16 ekip po pierwszej rundzie już pożegnało się z imprezą i duża rzesza ludzi wraca stąd do domu.

Polityka. Początkowa faza turnieju to awantura o tęczowe opaski, w których miało grać kilka zachodnioeuropejskich reprezentacji. FIFA się nie zgodziła. W odpowiedzi Niemcy, którzy jak zwykle są w forpoczcie „zmian”, przed przegranym meczem w grupie z Japonią stanęli do zdjęcia z zakrytymi dłonią ustami. W trakcie meczu Portugalia – Urugwaj na murawę wbiegł kibic z tęczową flagą. Niektóre media napisały, że piłkarze nie dali rady, bo FIFA pozostała nieugięta, za to dał radę ktoś inny. Żałosne – przynajmniej jak dla mnie – jest takie nakręcanie złej atmosfery wokół mistrzostw w Katarze. Cztery lata temu w Rosji, kiedy trwała już przecież okupacja części Ukrainy, tym którzy teraz plują na Katar nic nie przeszkadzało.


Na zdjęciu: Ahmad bin Ali Stadium w Al Raayyan, tak jak inne obiekty na mundialu w Katarze robi wrażenie.

Fot. Grzegorz Wajda