Z 2 strony. Oni są nietykalni

Nawet tak charakterni szkoleniowcy jak Michał Probierz (w ekstraklasie) i Jacek Paszulewicz (I liga) przekonali się, że nadmierna ekspresja w zachowaniu i brak powściągliwości w artykułowaniu swoich opinii kończy się spacerem na trybuny, a potem przymusową przerwą w prowadzeniu swoich drużyn. Jeszcze boleśniej przekonują się o tym piłkarze. Inna rzecz, że trudno akceptować zachowania wykraczające poza przyjęte normy. Próby wymuszenia korzystnych orzeczeń lub kwestionowanie ich, używanie wulgaryzmów albo kierowanie dwuznacznych gestów pod adresem arbitrów, zwyczajnie nie powinny mieć miejsca.

A już absolutnie nie do zaakceptowania są wszelkie akty naruszenia zasady nietykalności cielesnej. Bo sędziowie są absolutnie nietykalni. Nie może więc być żadnej próby usprawiedliwiania, że to było tylko „lekkie dotknięcie czy odsunięcie”. A mieliśmy z czymś takim do czynienia na przykład w przypadku bramkarza Piasta Gliwice, Jakuba Szmatuły, w jesiennym meczu z Górnikiem Zabrze. Próbowano bowiem tłumaczyć, że nałożona na niego kara pauzowania w czterech meczach była zbyt surowa. Owszem, można zrozumieć jego wielkie emocje i poczucie krzywdy po niesłusznej – jego zdaniem – decyzji sędziego Piotra Lasyka (podyktował karnego za faul na Angulo, którego nie było – aw), ale w żadnym razie nie powinien sobie pozwolić na to co zrobił. Tym bardziej jako kapitan drużyny. Za co zresztą póxniej przeprosił, ale okrasił to słowami: „Ja go tylko go zabrałem na bok. Może zrobiłem to troszeczkę za mocno, ale nie miałem nic złego na myśli…”.

Te emocje na boiskach są coraz większe, co jednak nie może tłumaczyć jeszcze bardziej niekontrolowanych reakcji zawodników, których jakby jest coraz więcej. Warto więc brać przykład od tych najlepszych, jak chociażby zawodników Bayernu Monachium i Realu Madryt, którzy stoczyli twardy bój w półfinale Ligi Mistrzów. Robert Lewandowski miał przecież ogromne pretensje do sędziego Bjoerna Kuipersa, który nie podyktował rzutów karnych po faulach na nim. I nasz napastnik miał rację, bo jak pokazały powtórki, dwukrotnie był nieczysto przytrzymywany w polu karnym, co uniemożliwiło mu oddanie celnego strzału. Nie histeryzował jednak, nie biegł do arbitra, żeby mu coś powiedzieć do słuchu, aczkolwiek gestami dał do zrozumienia, że coś było nie tak.

A przecież dla „Lewego” był to bardzo ważny mecz, w którym na pewno chciał zaprezentować się jak najlepiej na tle rywali, z którymi chciałby wkrótce grać w jednym zespole. Na pewno nie wyszło tak jak chciał. Pisząc wprost – był to jego jeden ze słabszych występów. Ale czy powinno to usprawiedliwiać falę internetowego hejtu jaka się na niego wylała?