Z 2 strony. Za zdrowie pań!

„Sport” jest bodaj jedyną w Polsce gazetą, w której regularnie można przeczytać o kobiecej piłce nożnej. Piszemy o niej nie tylko na poziomie reprezentacyjnym, ale i ligowym, na ekstraklasie nie poprzestając. I jeszcze kilka słów autoreklamy, już mocno osobistej: przez lata byłem mocno związany z tą dyscypliną, będąc jednym z działaczy w Czarnych Sosnowiec. Było to w latach, kiedy ten klub zmonopolizował krajowy żeński futbol, seryjnie – rok po roku – wygrywając rozgrywki pucharowe i o mistrzostwo Polski. Miałem zaszczyt współpracować z nieżyjącą już Ireną Półtorak, jedną z prekursorek profesjonalnego uprawiania piłki nożnej przez dziewczyny – właśnie w Sosnowcu – która przez lata była kierownikiem reprezentacji Polski. Do dziś zawodniczki wspominają, że robiła wszystko, żeby było im jak najlepiej.

Zastanawiam się, co Pani Irena powiedziałaby na temat wyprawy polskich piłkarek na wczorajszy mecz eliminacji mistrzostw świata do Szkocji. Być może żartem wspomniałaby nie tak dawne lata, gdy biało-czerwone na ważne mecze – nawet te dalekie – jeździły autokarem albo pociągiem. I jak musiała się mocno starać, żeby dziewczyny miały co na siebie włożyć, myślę o reprezentacyjnych koszulkach z orłem i spodenkach. A tu proszę – do Szkocji poleciały samolotem…

Skąd więc teraz ten lament, że były to tanie linie; i że musiały na lotnisku czekać siedem godzin na spóźniony samolot, przez co straciły okazję do oficjalnego treningu w Paisley koło Glasgow? Niech się dziewczyny cieszą, że nie musiały dobę tłuc się autobusem!

Stop! Właśnie, że bardzo słuszny to lament, bo jaskrawo obrazuje stosunek PZPN do kobiecej reprezentacji. W hierarchii ważności w związku zdaje się znajdować na samym końcu, na co często wskazują piłkarki, obserwując warunki, jakie mają ich koledzy, nawet ci z juniorskich ekip. I nie chodzi tylko o tę nieszczęsną podróż tanimi liniami do Szkocji, ale o tak zwany całokształt.

Jednym z najświeższych przykładów było zaniedbanie obowiązku przez jednego z etatowych pracowników PZPN. Otóż zapomniał dopełnić formalności zgłoszenia kilku – w tym z podstawowego składu – zawodniczek przed meczem z Albanią, wskutek czego nie mogły w nim zagrać. Trener Miłosz Stępiński miał więc na ławce rezerwowych zaledwie cztery zawodniczki, z których jedna dojechała już w trakcie trwającego meczu. Nie była to pewnie decydująca przyczyna, że mecz, który miał być łatwo wygrany, ostatecznie zakończył się zaledwie remisem, ale jednak mógł mieć wpływ na postawę naszych piłkarek na boisku. Bo te nieraz dawały do zrozumienia, że czują się lekceważone i niedowartościowane.

Dlatego apeluję do wszystkich w PZPN i nie tylko: nie żartujcie sobie, nie wznoście – co się pewnie zdarza – toastów „za zdrowie pań”, tylko stwórzcie im takie warunki, żeby mogły jak najlepiej kopać piłkę.