Z Błyskawicą w sercu

Mariusz Saltarius gra już w swoim klubie 25 lat.


Wśród zawodników beniaminka IV ligi Błyskawicy Drogomyśl jest spora grupa miejscowych zawodników, ale urodzony 3 stycznia 1990 roku kapitan zespołu Mariusz Saltarius jest szczególnym przykładem wierności swojemu klubowi.

– Jestem wychowankiem Błyskawicy – mówi Mariusz Saltarius. – W niej zaczęła się moja piłkarska przygoda gdy byłem dzieckiem. Ponieważ mam dwóch starszych braci Łukasza i Tomka, którzy chodzili na treningi więc ja, razem z bratem bliźniakiem Mateuszem, który teraz jest grającym trenerem A-klasowego Orła Zabłocie, poszedłem ich śladem. Można powiedzieć, że kontynuowaliśmy rodzinne tradycje, bo tata też grał w piłkę w Błyskawicy, która trafiła mnie prosto w serce. W sumie jestem już w naszym klubie prawie 25 lat, bo od siódmego-ósmego roku życia chodziłem na boisko, a piłka w moim życiu obecna była już od momentu, w którym postawiłem pierwsze kroki. Kopaliśmy z braćmi za domem, graliśmy „domowe” i „podwórkowe” mecze.

Gdy tylko wracaliśmy ze szkoły wyciągaliśmy piłkę i rozwijaliśmy się na własną rękę, bo ćwierć wieku temu nie było szkółek czy akademii albo indywidualnych zajęć dla dzieci. A nam ciągle było mało więc często po zakończeniu meczu trampkarzy umawialiśmy się z kolegami, żeby jeszcze pograć i wszystko obracało się wokół piłki.

W historii Drogomyśla

W zespole seniorów Błyskawicy Mariusz Saltarius zadebiutował jeszcze jako junior.

– Nie pamiętam w którym to było roku, ale w tamtych latach rozgrywane były mecze o Puchar Burmistrza w naszej gminie i razem z bratem awansowaliśmy do pierwszej drużyny, która grała wtedy w klasie A – wspomina Mariusz Saltarius. – Wystąpiliśmy w meczu z Orłem Zabłocie, a najbardziej utkwiło mi w pamięci to, że krótkie rękawki w koszulkach dla drużyny seniorów sięgały nam do nadgarstków i że Mateusz strzelił w tym meczu gola. Natomiast najbardziej pamiętny dla mnie mecz w seniorskiej drużynie przyszedł dużo później. 26 października 2019 roku graliśmy w Żabnicy i wygraliśmy 4:1, a ja strzeliłem trzy gole. To był mój pierwszy hat-trick i jako zawodnik grający zawsze w obronie czułem się naprawdę wyjątkowo.

Na pewno szczególne uczucie towarzyszyło także naszemu awansowi do IV ligi, bo początek poprzedniego sezonu mieliśmy nie za ciekawy. Zaczęliśmy od porażki w Puńcowie, a w następnym meczu przegraliśmy u siebie z Beskidem Skoczów. Do tego doszła jeszcze domowa „wpadka” w czwartym meczu z Borami Pietrzykowice i praktycznie od początku musieliśmy gonić. Wygraliśmy 15 spotkań z rzędu, ale Tempo też zdobywało punkty, a w dodatku 27 kwietnia puńcowianie przerwali naszą passę i wygrywając na naszym boisku 3:1 znowu nam uciekli. Nie poddaliśmy się jednak i wygrywając 10 ostatnich meczów pokazaliśmy, że w piłce nożnej trzeba walczyć do końca.

Chwała drużynie, że nikt się nie poddał i z takim nastawieniem weszliśmy też do IV ligi, w której beniaminkowi nie jest łatwo. My jednak cieszymy się z tego, że możemy się sprawdzić na tym poziomie. Dla mnie, człowieka całe życie grającego w Drogomyślu, taka możliwość gry na wyższym szczeblu zawsze była motywacją i teraz jest tak samo, a koszulka z napisem „Awans jest nasz”, którą dostaliśmy po ostatnim meczu poprzedniego sezonu sprawiła, że towarzyszy nam poczucie, że zrobiliśmy i robimy coś niezwykłego w historii klubu i Drogomyśla.

Ambicja na pierwszym miejscu

Sezon 2021/22 w pamięci Mariusza Saltariusa zapisał się szczególnie nie tylko z piłkarskiego powodu.

– Ponad rok temu cieszyliśmy się z żoną z narodzin córeczki – dodaje Mariusz Saltarius. – Kaja lubi sport i nigdy nie miała nic przeciwko mojemu graniu, a nawet zawsze mnie wspierała. Jednak teraz gdy pojawiła się Nela trzeba się mocniej starać, żeby życie rodzinne i sportowe pogodzić z obowiązkami w pracy, bo pracuję w firmie KTS Drogomyśl, należącej do naszego Prezesa. Życiowe doświadczenie, bo mam już 33 lata pozwala jednak sobie to wszystko poukładać, ale z drugiej strony ten wiek daje także do myślenia jak długo można jeszcze grać – szczególnie na takim poziomie na jaki się teraz wdrapaliśmy. Tym bardziej, że jestem za tym, żeby młodzież wchodziła do gry, bo to dla niej jest szansa na pokazanie się na boisku, a mamy utalentowanych chłopców z Drogomyśla braci Szołtysów czy Dawida Wałaskiego.

Na pewno jednak nie oddam swojego miejsca w zespole, natomiast będę się cieszył jeżeli ktoś okaże się lepszy ode mnie i będę mógł zejść z boiska ze świadomością, że drużyna jest silniejsza. Walczył będę jednak mocno, bo tak już jestem nauczony, że ambicja zawsze jest na pierwszym miejscu. Dlatego 13 miejsce na półmetku tego sezonu przyjmuję z lekkim niedosytem. Z lekkim, bo początek mieliśmy bardzo dobry i byliśmy zaskoczeniem dla fachowców. Zaczęliśmy od zwycięstwa 1:0 z Unią Turza Śląska, a później przyszły remisy z kolejnymi faworytami MRKS-em Czechowice, Decorem Bełk i GKS-em II Tychy. W dodatku w piątej kolejce wygraliśmy 5:1 z Unią Racibórz, a ja strzeliłem w tym meczu gola więc ten mecz zapamiętałem w sposób szczególny. Po tym udanym początku, w którym piłkarskie szczęście nam sprzyjało, zaczęły się jednak problemy.

Przyszły pechowe porażki jedną bramką i ostatecznie znaleźliśmy się w dolnej połowie tabeli, ale na pewno się nie załamaliśmy. Wręcz przeciwnie. Nie możemy się już doczekać rozpoczęcia przygotowań do rundy wiosennej, w której znowu chcemy się pokazać z jak najlepszej strony. Ciągle pamiętamy o tym, że na ostatnim meczu poprzedniego sezonu, tym decydującym o awansie, padł rekord frekwencji. Poprzedni zanotowaliśmy gdy wiosną w 2018 roku w przedostatniej sezonu kolejce graliśmy z KS Wisła, z którą walczyliśmy o awans. Wygraliśmy 4:1 i wtedy też była euforia.

Pół rok temu nasza publiczność, jej doping i emocje sprawiły, że pokonaliśmy Wisłę Strumień 4:0 i mogliśmy się cieszyć. Przeżycie było bardzo fajne, bo dla takich spotkań i dla takich chwil gra się w piłkę więc mam nadzieję, że jeszcze będę mógł czegoś takiego doświadczyć w 2023 roku.


Fot. Dorota Dusik