Z Bundesligi do Zagłębia Sosnowiec

Niemiecki obrońca trafił do Zagłębia tuż przed ligową inauguracją. W pierwszym spotkaniu z Piastem jeszcze nie zagrał. W kolejnym z Pogonią wszedł na boisko w drugiej połowie, a od trzeciej kolejki grać już w wyjściowym zestawieniu i zdaje się, że długo nie odda pozycji na prawej stronie defensywy. – Może nikt o nim głośno nie mówi, ale po Wrzesińskim – który jest efektowny i skuteczny – to nasz cichy bohater. Zamknął prawą stronę. Nie zwraca się na to uwagi, ale gra tak, jak tego oczekiwaliśmy – mówi o nim Marcin Jaroszewski, prezes Zagłębia.

– Jest szybki, zdecydowany, najlepszy – mówi z kolei z uśmiechem Dariusz Dudek, szkoleniowiec beniaminka. 26-letni obrońca nie jest przypadkowym zawodnikiem.

Trzyma kciuki za 1.FC Nurnberg

Pochodzi z miejscowości Allersberg w Bawarii. – Stamtąd pochodzi cała moja rodzina, dziadkowie, rodzice. Tam też w miejscowym klubie zaczynałem grać w piłkę i tam mieszkam – opowiada.

Piłkarskiego abecadła uczył się jednak gdzie indziej. Na pytanie któremu z niemieckich klubów kibicuje odpowiada bardzo szybko, to 1.FC Nuernberg. – Grałem tam przez dziesięć lat w juniorach, a potem w drugiej drużynie, tak że moje serce jest tam. Cieszę się, że w poprzednim sezonie wywalczyli awans i znowu będą grali z najlepszymi w zaczynającym się właśnie sezonie Bundesligi – podkreśla.

W pierwszym zespole nie dane było mu tam zagrać na szczeblu Bundesligi. Udało mu się to w innym miejscu. Młodemu chłopakowi szansę dało SC Paderborn.

Grał z najlepszymi

– Gra w Paderborn, to jak na razie najlepszy moment w mojej karierze. Trafiłem tam w momencie, kiedy klub był w 2.Bundeslidze. To był wspaniały okres, bo awansowaliśmy i przyszło nam grać z najlepszymi na stadionach w Monachium czy Dortmundzie. Niesamowite przeżycie i doświadczenie! Potem nie było już tak dobrze, bo nie utrzymaliśmy się, a zaraz potem spadaliśmy do trzeciej ligi – relacjonuje.

To było w okresie 2013-16. W Bundeslidze w sezonie 2014/15 zaliczył 21 gier. W drugiej Bundeslidze tych meczów ma na koncie 43.

W Paderborn miał szczęście do szkoleniowców czy szkoleniowca. Został tam ściągnięty przez świetnego trenera jakim jest Andre Breitenreiter. – Miałem szczęście pracować z taką osobą jak on. Mogą powiedzieć, że to ktoś, kto zrobił ze mnie zawodowego piłkarza. Świetne metody szkoleniowe, wiedział jak pracować i jak zbudować drużynę, która potrafiła awansować do Bundesligi. Zresztą on dalej tam pracuje (jest szkoleniowcem Hannover 96 – przyp.aut.), tak że już choćby to jest najlepszą rekomendacją – mówi o byłym trenerze także Schalke Heinloth.

W Paderborn przyszło mu też trenować z inną znaną postacią niemieckiego futbolu, jaką bez dwóch zdań jest Stefan Effenberg, jeden z najlepszych pomocników naszych zachodnich sąsiadów w latach 90., który na swoim koncie ma 35 występów w reprezentacji. Tych meczów w narodowym zespole Niemiec miałby więcej, gdyby nie zachowanie podczas MŚ w Stanach Zjednoczonych w 1994 roku, kiedy to schodząc z boiska w meczu przeciwko Korei Płd., pokazał wyprostowany środkowy palec niemieckim fanom…

– Jako trener potrafił świetnie zmotywować zawodników i stworzyć bardzo dobrą atmosferę w zespole. Złego słowa o nim nie powiedziałbym. Kiedy trafił do nas do Paderborn, a było to po spadku z Bundesligi, to nie był to najlepszy okres dla klubu, a także dla niego jako szkoleniowca. Współpraca z nim, to było też jednak dobre doświadczenie – podkreśla Niemiec.

Przeprowadzka do Holandii

Potem wyjechał za granicę. – Nie chciałem grać w trzeciej lidze, tak że wybrałem opcję przeprowadzki do Holandii i występów w NEC – opowiada. W Nijmegen występował przez dwa lata. – W pierwszym roku gry w sezonie 2016/17 była to Eredivisie, a potem jej zaplecze – mówi.

Latem zdecydował się na powrót do Niemiec. – Szukałem czegoś bliżej domu, bliżej rodziny. Była propozycja gry z jednego z klubów z trzeciej ligi, ale nie było to coś, co by mnie satysfakcjonowało. Kiedy rozglądałem się za nowym pracodawcą zadzwonił do mnie mój menedżer i powiedział mi, że jest klub w Polsce, który szuka prawego obrońcy. Przyjechałem do Sosnowca, szybko znaleźliśmy wspólny język i tak podpisałem umowę z Zagłębiem – opowiada.

Ma w tym swój udział były młodzieżowy reprezentant Polski Wojciech Golla, był piłkarz Lecha, Pogoni, a obecnie Śląska. W holenderskim klubie Heinloth przez dwa lata występował razem z nim.

Rada przyjaciela

– Przed wyjazdem do Polski i podpisaniem kontraktu rozmawiałem z Wojtkiem. Zresztą wiedziałem więcej o waszej piłce, bo nie raz na ten temat rozmawialiśmy razem w Holandii. Wiedziałem więc czego się można spodziewać, że standard życia jest tutaj dobry, że piłka się rozwija i jest duże zainteresowanie ze strony fanów. Mogę powiedzieć, że jego opinia pomogła mi w podjęciu decyzji o przenosinach. Akurat o Zagłębiu Wojtek nie wiedział za wiele, ale jeżeliby powiedziałby mi „nie jedź tam i nie decyduj się na podpisanie kontraktu”, to tak bym pewnie zrobił czy wszystko kilkukrotnie rozważył. Polegam czy polegałem jednak na jego opinii, bo to mój przyjaciel. Zresztą z żoną mam zamiar odwiedzić go we Wrocławiu – mówi niemiecki defensor Zagłębia, który z sosnowieckim klubem podpisał roczny kontrakt, z możliwością przedłużenia go o kolejny sezon.

Dodajmy, że obaj byli zawodnicy NEC Nijmegen spotkają się już w poniedziałek. W ostatnim meczu 6 kolejki ekstraklasy Zagłębie na Stadionie Ludowym podejmuje przecież wrocławian.

Najważniejsze jest utrzymanie

Jakie cele stawia przed sobą 26-letni zawodnik? – Chciałbym grać w jak najlepszym klubie czy to w Bundeslidze czy w innym kraju. Oczywiście u siebie w domu byłoby mi łatwiej, bo i język i kultura, ale mogę też być za granicą, tak jak ma to miejsce teraz. Podobam mi się tutaj. Dla mnie najważniejsze, że to najwyższa klasa rozgrywkowa, a widać że kibice potrafią stworzyć świetną atmosferę na trybunach – mówi i zaraz dodaje.

– Jeśli chodzi o Zagłębie, to wiadomo co gramy. Drużyna dopiero co awansowała z polskiej pierwszej ligi do ekstraklasy, tak że dla beniaminka najważniejszym zadaniem jest zapewnienie sobie spokojnego utrzymania. Na razie na swoim koncie mamy jedno zwycięstwo, ale wszyscy mamy nadzieję, że wkrótce będzie ich więcej. Ja zrobię wszystko, żeby pomóc zespołowi w tym, żeby dalej grać w ekstraklasie. Sam też mam swoje cele, chcę się na polskich boiskach pokazać z jak najlepszej strony – podkreśla.

Dobra atmosfera

Pytamy czy przed przejściem do Zagłębia znał kogoś z zawodników czy trenerów? – Nie, ale posprawdzałem sobie w Internecie kto jest w kadrze. Z niemieckich boisk kojarzyłem Juniora Torunarighę, ale nie żebym go znał osobiście. To jednak nie ma znaczenia. Atmosfera w zespole jest bardzo dobra. Szybko nawiązałem kontakty, tak że czuje się tutaj naprawdę dobrze. Zresztą ludzie z klubu powiedzieli mi, że gdyby coś było nie tak, to od razu mam mówić. Wiem że mogę liczyć na pomoc w każdej chwili czy sytuacji – podkreśla obrońca zza Odry.

Mieszka w Katowicach, jak wielu innych graczy Zagłębie. W Polsce jest ze swoją żoną. Wkrótce małżonka wyjedzie jednak do siebie do domu. – Kończy studia i musi wyjechać dokończyć je. W przyszłości chce pracować jako nauczycielka – tłumaczy Heinloth.

Stany lub Australia

Pytam kto dla niego jest piłkarskim idolem? – Dla mnie zawsze takim graczem był Sergio Ramos. Szczególnie wtedy, kiedy występował jeszcze, tak jak ja teraz na boku obrony. Jeśli chodzi o niemieckich graczy, to oczywiście Philipp Lahm – mówi.

Heinloth ma swój pomysł na piłkarska karierę. Chciałby ją kiedyś kontynuować daleko od domu. – Jak będę miał 30 czy 31 lat, to chętnie pojechałbym grać do Stanów Zjednoczonych czy Australii. Zobaczyć jak tam jest, jak rozwija się piłka. To byłoby świetne doświadczenie. Na razie jednak najważniejsze jest Zagłębie i kolejne mecze w polskiej lidze – zaznacza niemiecki zawodnik.