Z daleka od szwagrów

Z takimi opiniami musiał zmagać się w Sandecji, gdzie prezesem długo był jego ojciec, Andrzej. – Takie głosy pojawiały się szczególnie na początku mojego pobytu w Sandecji. Potem było ich coraz mniej, a ja pracą na treningach starałem się udowadniać, że sam zapracowałem na tę szansę i myślę, że przekonałem do siebie większość kibiców. Oczywiście, byli tacy, którzy ciągle rzucali kłody pod nogi. Zrozumiałem to z czasem i zadziałało na plus, bo miałem większą motywację do ciężkiej pracy – mówi.

Tata agentem
– Poukładałem to sobie w głowie, rozmawiałem na ten temat z rodziną. Uważam, że ta krytyka ukształtowała mój charakter, szybko zrozumiałem, że nie ma co zbytnio przejmować się opinią niektórych ludzi. Dostałem podwójnego kopa – opisuje nowy piłkarz Cracovii. Z Sandecji odeszli niemal równocześnie – w czerwcu tata opuścił stanowisko dyrektora klubu, które piastował przez ostatni rok odkąd przestał być prezesem. Wkrótce syn zmienił barwy klubowe.

– Radziłem się taty przed transferem, zresztą odegrał w tym transferze dużą rolę. Można powiedzieć, że wcielił się w mojego agenta, bo pomógł negocjować z Cracovią – mówi Adrian Danek, który nie ma podpisanej umowy z żadną agencją menedżerską. – Wiem, że nie ma co wszystkich agentów wrzucać do jednego worka, ale uważam, że nie potrzebuję takiego wsparcia. Do tej pory nie przywiązywałem do tej sprawy specjalnej uwagi – dodaje.

Ciężkie czasy u Moskala
Pomoc może mu się przydać, jeśli w Cracovii pójdzie krok dalej i zaczną interesować się nim jeszcze większe kluby. Na razie musi na dobre zadomowić się w ekstraklasie. W minionym sezonie rozegrał 32 spotkania w których zdobył 3 bramki. Ale nawet w Sandecji nie miał pewnego miejsca. W drugiej części sezonu zespół objął Kazimierz Moskal, przestawił ustawienie na 3-5-2 i dla Danka zabrakło miejsca. Pod koniec lutego wypadł z podstawowej jedenastki i do końca sezonu pojawił się w niej jeszcze tylko trzy razy.

Od pierwszej minuty zagrał w dwóch ostatnich spotkaniach, ale było już za późno, by uratować Sandecję. – Szkoda, że spadliśmy, bo uważam, że mieliśmy dość dobry zespół. Ale umówmy się, już sam awans do ekstraklasy był dla nas wszystkich zaskoczeniem. Nie pomógł nam fakt, że cały sezon musieliśmy grać na wyjeździe. Szkoda, ale nadal trzymam kciuki za Sandecję i gdy tylko będę miał okazję, będę przyjeżdżał na jej mecze – zapewnia.

Pomoc od szwagrów
Spadek Sandecji to był dramat rodzinny. Smucił się Adrian Danek, tata Andrzej i dwóch szwagrów. Wojciech Trochim i Maciej Korzym wżenili się w rodzinę, biorąc za żony siostry Adriana. Chyba nie ma w Polsce drugiej takiej rodziny. – No tak, gdy się spotykamy gadamy głównie o piłce, ale mamy też czas, by porozmawiać na inne tematy. Będąc w Sandecji zawsze mogłem liczyć na pomoc szwagrów – zapewnia Adrian. A sportowa rodzina może wkrótce jeszcze się rozrosnąć. Piłkarz Cracovii ma jeszcze dwie siostry i, jak zdradza, one też mają się ku sportowcom. – Nie wiem jeszcze co z tego wyjdzie, ale może być tak, że kolejni zawodnicy pojawią się w rodzinie – mówi.

A rodzina Danków sport ma w genach. – Mam cztery siostry i dwóch braci, wszyscy spędzaliśmy czas na boisku obok domu. Patrycja, żona Wojtka, też grała zawodowo w piłkę. Obaj bracia grali też w Dunajcu Nowy Sącz. Rafał trafił potem też do Sandecji, za to Szymon się wyłamał. Trenuje boks i pomaga tata w piekarni – opisuje Danek.

Ale i w Cracovii ma bratnią duszę, bo trafił tu z Sandecji wraz z Filipem Piszczkiem. – Fajnie się zgrało, ale decyzję podejmowaliśmy osobno. Myślę, że z naszej dwójki to Filip jest bardziej góralem, ma nawet rodzinę w Zakopanem. Więc jak w szatni pojawią się oscypki to będzie jego sprawka – dodaje obrońca Pasów.