Z dalekiej podróży

W Wiśle muszą szybko znaleźć przyczynę słabej gry w pierwszej połowie spotkania w Gdyni.


Krakowianie zwyciężyli Arkę 3:1, dopisali w tabeli drugi w tym roku komplet punktów i rozpoczęli przygotowania do piątkowego meczu z walczącą o utrzymanie Odrą Opole. Warto ich pochwalić, że potrafili „wyszarpać” wygraną, choć długimi fragmentami się męczyli. Pogrążyli gospodarzy bardzo dobrymi stałymi fragmentami, za które odpowiedzialny jest Bogdan Zając, asystent Radosława Sobolewskiego.

Gorący kwadrans

Trenerzy muszą się jednak zastanowić, co było powodem tak słabej postawy w pierwszej połowie. Dlaczego drużyna nie potrafiła przejąć inicjatywy, choć z takim planem jechała na północ kraju i rywal „zbierał” większość piłek w środku pola. Dwie zupełnie różne połowy „Biała gwiazda” potrafiła zagrać już jesienią. Najlepszym przykładem był domowy mecz z Podbeskidziem Bielsko-Biała (3:3). „Górale” zeszli na przerwę prowadząc 1:0 i był to dla gospodarzy najniższy wymiar kary. Jakby problemów było mało, pięć minut przed końcem pierwszej połowy Boris Moltenis obejrzał czerwoną kartkę. Gdy wydawało się, że w takich okolicznościach za cud trzeba będzie uznać zdobycie punktu, wiślakom naprawdę niewiele zabrakło, by sięgnąć po pełną pulę.

– Z naszej perspektywy pierwsza połowa była absolutnie do zapomnienia i obyśmy już takiej nie zagrali w tej rundzie. Gorąca atmosfera i mocne słowa w szatni sprawiły, że druga część była już bardzo dobra. Zawodnicy odpowiedni zareagowali. Było widać to, co chcieliśmy prezentować od początku meczu. Taką właśnie Wisłę, jak po przerwie, chciałbym oglądać – mówi Sobolewski.

– Przekaz był pod kątem tego, co my mamy zrobić, a nie oglądać się na Arkę. Z naszej strony było zbyt mało agresywnej gry, ale uwagi dotyczyły również tego, jak prezentowaliśmy się z piłką. W pierwszej połowie bardzo mnie to denerwowało. Z jednej strony to rozumiem, bo boisko było w takim stanie, że nie nadawało się do takiej gry – tłumaczy szkoleniowiec krakowskiego zespołu.

Więcej satysfakcji z bronienia

Piłkarze „Białej gwiazdy” trzy razy zaskoczyli drużynę Arki z rzutów wolnych. Przy golach Borisa Moltenisa asystowali Miki Villar i Luis Fernandez, a do autora najładniejszego trafienia – Mateusza Młyńskiego – z własnej połowy dogrywał debiutujący na polskich boiskach Tachi.

– Jako obrońcy większą satysfakcję przynosi mi skuteczna gra w defensywie, co nie zmienia faktu, że cieszę się ze zdobytych bramek. Nie będę jednak oryginalny i powiem, że najważniejsze jest dla mnie dobro drużyny. Mamy trzy punkty i to jest najważniejsze – powiedział Moltenis w rozmowie z serwisem internetowym klubu. – Wygraliśmy dwa mecze z rzędu, ale nam to nie wystarcza. Nie mamy zamiaru się zatrzymywać i będziemy walczyć dalej. Chcemy iść cały czas do przodu – dodał Francuz.

Młyński podkreślił, że gol jest dla niego dodatkową motywację w codziennej pracy. Razem z kolegami patrzą już w najbliższą przyszłość. W piątek w Krakowie zmierzą się z Odrą, która znajduje się w dolnych rejonach tabeli, ale na wiosnę zdobyła cztery punkty i nie dała się pokonać.

– Wiemy, jaka jest pierwsza liga, dlatego do każdego spotkania trzeba podchodzić w pełni skoncentrowanym. Tak też będzie w piątek, motywacji na pewno nam nie zabraknie – zapewnia skrzydłowy.

Nie wiadomo, czy przeciwko drużynie z Opola będzie mógł wystąpić lewy obrońca David Junca. W czasie meczu z Arką odnowiła mu się kontuzja (problemy zgłaszał już w tygodniu poprzedzającym wyjazd do Gdyni) i w 75 minucie zastąpił go Dawid Szot.


Na zdjęciu: Wiślacy mają na początek rundy rewanżowej powody do zadowolenia.
Fot. Piotr Matusewicz/Pressfocus.pl