Z drugiej strony. A czerwony dywan czeka

Wybór trenera reprezentacji Polski – jak już każdy obserwator piłkarskiego życia w naszym kraju zdążył zauważyć – przeradza się w telenowelę z coraz bardziej zagmatwanym scenariuszem, mniej czytelnym podziałem na aktorów pierwszego i drugiego planu i z jeszcze bardziej enigmatycznym końcem; tak co do sposobu rozstrzygnięcia, jak i jego momentu. Tyle że to nie film, a prawdziwe życie, a jak to w życiu – czas się nie zatrzymuje.


Właściwie trudno się dziwić Cezaremu Kuleszy, że zwleka i odwleka (moment decyzji), kluczy, zastanawia się… Początek jego prezesowskiej kadencji zbiegł się bowiem z sytuacją, z którą niewielu prezesów jakichkolwiek krajowych federacji miało do czynienia. Można nawet zaryzykować tezę, że żaden. Standardowo – albo kontrakty się kończą i się ich nie przedłuża (bo brak wyników), ale czy ktokolwiek zetknął się z tchórzostwem sprowadzającym się do ucieczki z okrętu w sytuacji, kiedy ten jeszcze nie tonie? Ba! Kiedy ma wszelkie dane, by dopłynąć szczęśliwie do brzegu (finałów MŚ)…

Ale należy uwzględnić i to, że w przypadku Kuleszy obsada trenera reprezentacji to dlań pierwsza taka decyzja, że nigdy wcześniej miliony ludzi nie patrzyły mu na ręce – co najwyżej tysiące, w Białymstoku i okolicach – że świadomość odpowiedzialności jest ogromna, że cokolwiek zrobi może to mu zostać poczytane albo za błąd, albo… wielbłąd. No więc stąd ta ostrożność i rezerwa?

No dobra, taką robotę sobie prezes wybrał, więc nie ma szczególnego prawa, by dzisiaj marudzić. W niczym wszakże nie zmienia to odczucia posuchy na polskim rynku trenerskim. Nazwisko Adama Nawałki, jako kandydata do ponownego objęcia posady selekcjonera, jest odmieniane przez wszystkie przypadki, również w takim kontekście, że jeśli chodzi o polskich trenerów, to nie ma dla niego alternatywy. Padają wprawdzie nazwiska innych – Michał Probierz, Maciej Skorża, Jacek Magiera, Maciej Stolarczyk – ale jakby nieśmiało, z dużą rezerwą. No! Może rzeczywiście mamy taką tragedię, że nie ma dla Nawałki alternatywy? Ale dlaczego nie ma? Czy chodzi o brak zaufania do umiejętności innych, do ich predyspozycji szkoleniowych, osobowościowych, psychologicznych i wszelkich innych pozwalających na pracę w roli selekcjonera z piłkarzami z najwyższej polskiej półki i jednym z najwyższej półki światowej? Innymi słowy nasi trenerzy są w swojej masie za mali, za krótcy, niedostatecznie utalentowani i dojrzali?

Zakładam, że prezes Kulesza w poszukiwaniu czarnego konia wte i z powrotem przebiegał oczami po sztabach szkoleniowych drużyn polskiej ekstraklasy, może nawet również I ligi. Nie znalazł. Zakładam też, że po dzień dzisiejszy szacuje bilans zalet i wad Adam Nawałki i… coś mu najwyraźniej nie gra, skoro wstrzymał się z rozścieleniem przed nim czerwonego dywanu wiodącego do reprezentacji.

Na tę okoliczność trudno nie przypomnieć, że mamy od 2013 roku taki twór, jak Szkoła Trenerów PZPN. Co roku kończą ją płacący za ten przywilej absolwenci, z których jednak – dotychczas przynajmniej – najwyraźniej nie wyrosła tej klasy indywidualność, by upatrywać w niej kandydata – na już albo na przyszłość – do pracy z reprezentacją Polski.

Coś chyba jest nie tak? Ale co? A może trzeba raz jeszcze porządnie poszukać?


Fot. Rafał Rusek / PressFocus