Z drugiej strony. Bardzo drogi polski piłkarz

Człowieka, który jak mało kto zna rynek piłkarski. Ze szczególnym uwzględnieniem niemieckiego, gdzie zresztą też ma silną pozycję, m.in. jako poszukiwacz talentów. I on właśnie mówi, że „moje odczucia w kontekście polskiej piłki są bardzo proste: zawodnicy są w niej przepłacani”.

Umówmy się, że dla znających realia naszej piłki są to słowa niespecjalnie odkrywcze. O problemie tym mówi się od kilku lat, a zwracają nań uwagę zwłaszcza klubowi prezesi, którzy z większymi lub mniejszymi sukcesami pilnują klubowej kasy. Od wielu lat słyszy się słowa w rodzaju: „Wolałbym kupić kogoś z Polski, ale ponieważ ci, którzy coś potrafią, są za drodzy, musimy sprowadzać tańszych piłkarzy z zagranicy”. Są tańsi, acz najwidoczniej i tak dużo lepiej się mają w Polsce niż w ligach rodzimych.

Ale też prawdopodobieństwo pomyłek – pomińmy te zamierzone, a wynikające z nie do końca czytelnych układów menedżerów z klubami, czy raczej pojedynczymi osobami z poszczególnych klubów – jest oczywiście o wiele większe. Przemiał cudzoziemców jest więc duży i… się nasila.

Rzut oka na zamieszczoną na naszych łamach w miniony poniedziałek giełdę transferową jest tego świetną ilustracją; szykuje się kolejny najazd na polską ligę.

Zanim zapoznamy się z ostatecznymi wynikami transferowych podchodów trwającej właśnie zimy, odwołajmy się do początku bieżącego sezonu. Wtedy to doliczono się – podaję za portalem gol24.pl – 158 zawodników zagranicznych, wywodzących się z 46 krajów. Stanowiło to w przybliżeniu ok. 35 procent „stanu osobowego” polskiej ekstraklasy. Równie ciekawe wyglądają zamieszczone w owym zestawieniu liczby zawodników z poszczególnych krajów. Otóż najwięcej było Hiszpanów – 19, następnie Chorwatów i Słowaków – 13, a w dalszej kolejności Portugalczyków – 10. Wynika z tego, że import z lata ub. roku (i wcześniejszy) w dużej mierze odbywał się z krajów piłkarsko świetnie rozwiniętych, znacznie lepiej niż Polska.

Można – i trzeba – jednak zapytać, co z tego, skoro niezależnie od liczby graczy zagranicznych te polskie kluby zebrały łomot, z naciskiem na dotkliwy i wstydliwy, od konkurentów na wczesnym etapie europejskich pucharów?

Tymczasem ze wspomnianej „Sport”-owej giełdy wynika, że proporcje między polskimi a zagranicznymi piłkarzami w ekstraklasie znów się zmienią, i znów na niekorzyść naszych rodaków. Czy właśnie dlatego, że są oni za drodzy, a zarazem na tyle słabi, że nie zagwarantują celów, które poszczególne kluby zamierzają osiągnąć na mecie sezonu?

Nie ma co, zapętliliśmy się i zagubili w tej piłkarskiej robocie, na co zwrócił uwagę wspomniany Artur Płatek. No bo co z niej wynika, oprócz swego rodzaju dobrostanu tych, którzy są w nią zaangażowani?

Kibic w tym dobrostanie w żaden sposób nie partycypuje…