Z drugiej strony. Cośmy spieprzyli, panowie?

Miałem szczęście być na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku i opisywać dla „Sportu” m.in. mecze piłkarskiej (w innych grach zespołowych i tak nie byliśmy reprezentowani) drużyny prowadzonej przez Janusza Wójcika. W szczegóły wchodzić nie będę. Przypomnę tylko, że występ w olimpijskim turnieju rozpoczęliśmy od zwycięstw – m.in. nad Włochami 3:0 – a zakończyliśmy minimalną porażką w finale na Camp Nou z reprezentacją gospodarzy 2:3, po dogrywce. No!

Był wtedy szał i wielkie nadzieje, że po latach posuchy polska piłka za sprawą takich m.in. piłkarzy, jak Jerzy Brzęczek (kapitan), Ryszard Staniek, Andrzej Juskowiak (król strzelców igrzysk; jeszcze w trakcie turnieju dowiedział się, że został sprzedany do Sportingu Lizbona), Dariusz Gęsior, Marek Koźmiński czy Wojciech Kowalczyk wyjdzie na prostą. Zwłaszcza że grali – w finale – przeciw takim m.in. asom, jak Josep Guardiola czy Luis Enrique.

Polscy piłkarze odpadli z mistrzostw Europy do lat 21

Srebrny medal pokazał potencjał, a w ślad za nim poszło hasło: „Zmieniamy szyld i gramy dalej”. Tym szyldem miała być pierwsza reprezentacja, acz sama zmiana nigdy się nie dokonała. Z perspektywy czasu można rzec, że zadziałały różne siły, układy, interesy, które wzajemnie się znosiły. Wykluczały, z czego polska piłka guzik w sumie miała.

Zasadniczo jednak nie w tym rzecz. Machinalnie bowiem nasunęło się porównanie pomiędzy tamtym finałowym meczem igrzysk w Barcelonie – dramatycznym, pełnym emocji, wyrównanym, którego stawką było olimpijskie złoto – z tym, który nasza młodzież, skupiona w kadrze U-21, rozegrała przeciw Hiszpanii kilka dni temu we Włoszech. Którego stawką był wyjazd na igrzyska do Tokio w przyszłym roku; i który oddała właściwie bez gry. Nie będąc w stanie zrobić sztycha, prezentując się po prostu fatalnie i… ciesząc się (przez łzy), że stanęło na 0:5.

Z tego porównania – czy raczej zestawienia – płyną pytania o to, co przez te wszystkie lata zrobili ze swoją piłką Hiszpanie, a co zrobiliśmy my. Przecież jeszcze 30 lat temu z okładem graliśmy z nimi jak równy z równym. Wcześniej w ogóle, przynajmniej w wymiarze reprezentacyjnym, byliśmy notowani wyżej, o czym świadczą medale mistrzostw świata z 1974 i 1982 roku. Notabene o reprezentacji Hiszpanii zwykło się wtedy mówić, że gra jak nigdy, a przegrywa jak zawsze. W końcu – po długich latach – stała się światowym hegemonem. Co oznacza, że uroda wreszcie przełożyła się na jakość, wyniki, bezprzykładną dominację.

Powiedzmy, że na Półwyspie Pirenejskim kopią piłkę lepiej z przyczyn… geograficzno-klimatyczno-mentalnych. W związku z czym ich III-ligowcy tak świetnie radzą sobie w polskiej ekstraklasie, zyskując status graczy wybitnych – na nasze warunki. To z tego powodu można postawić tezę, że w minionych latach co się dało, spieprzyliśmy. Nie w odniesieniu do 18-, 20- czy 21-latków – w ich przypadku zdaje się niewiele już da się spieprzyć – lecz w odniesieniu na przykład do 6- czy 7-latków.

Tak sobie więc myślę, że nasi trenerzy, zamiast jeździć na różne staże, by zza płotu (?) przyglądać się, jak wielki trener w wielkim klubie wydaje dyspozycje kilkunastu swoim asystentom i pomagierom i jak ci przekazują drużynie słowa bossa, mogliby pojechać tam, gdzie szkolą i bawią się z dziećmi. Sprawdzić, jaki jest system rozgrywek. Czy grają wyłącznie dla zabawy, czy też o punkty, a jeśli to ostatnie, to czy na pewno i od kiedy. I może spróbować z tych wzorów cokolwiek zaczerpnąć, tak by w przyszłości nie kończyło się 0:6 albo 0:5, mimo że postawiło się w polu karnym autobus, a może na przykład 2:3 po dogrywce? Lub jeszcze przyjemniej?

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ